Spis treści

Poprzedni odcinek

Maciej Pinkwart

Siódmy krąg

 

(Odcinek 3)

 

Sąd był dociekliwy.

- No i jak się skończyło z tym listem? Poradziła sobie pani?

- Pewnie, wysoki sądzie, ja zawsze sobie poradzę! Na tym samym piętrze jest inna firma, której sekretarka, taka Krysia, też zna angielski. Poszłam i poprosiłam ją ładnie, to mi zaraz przetłumaczyła. Podziękowałam i już. Nie potrzebowałam jego łaski.

- Rozumiem – sędzina spojrzała na mnie i teraz już byłem prawie pewien, że poza kobiecą solidarnością jest na tej sali jeszcze coś innego. – Panią Krysię z obcej firmy pani bez oporów poprosiła o przetłumaczenie i podziękowała jej, a do męża to już nie przeszło przez usta...

Adwokat porwał się z ławki.

- Dodam jeszcze, wysoki sądzie, że moja klientka świetnie się orientowała w charakterze stosunków pozwanego z tąż osobniczką. Pozwany utrzymywał pozamałżeńskie stosunki także i z sekretarką obcej firmy, niejaka Krystyną B., co dowodzi jego nielojalności nie tylko wobec żony, ale i wobec firmy. A mimo tego moja klientka przemogła się i poprosiła ją o pomoc, choć wysoki sąd może sobie wyobrazić, ile ją to kosztowało!

- No tak, to kosztowało “proszę” i “dziękuję”... A pan mecenas to serio o tych pozamałżeńskich stosunkach pozwanego z panią Krysią? Czy to ma być argument w sprawie? A jakby utrzymywał z sekretarką własnej firmy, to by był lojalny?

- Naturalnie, wysoki sadzie, sam ich widziałem, w hotelu “Krystyna”, w restauracji w porze obiadowej.

- I w restauracji utrzymywał te pozamałżeńskie stosunki w porze obiadowej?

- No, jak byliśmy tam z moją klientką, to oni siedzieli razem i się uśmiechali...

- Od przeszło dwudziestu lat mi tak robił, wysoki sądzie, bez końca - wkroczyła na boisko moja żona - Nawet w noc poślubną byłby mnie zdradził z moją przyjaciółką, która była świadkiem na naszym ślubie, gdyby nie to, że oboje byli tak nietrzeźwi, że nie wiedzieli już co do czego służy... A potem było tak cały czas...

Sędzina podniosła elegancko lewą brew i bez słowa spojrzała na mnie znad okularów. Pomyślałem sobie, że zaraz mi przywali. Musiała mieć dobrze ponad 30 lat i spore doświadczenie życiowe. Ale jednak zwróciła się do żony, tonem nie wróżącym mi najlepiej.

- I pani dopiero teraz wnosi o rozwód? Ile lat państwo są po ślubie?

- Przeszło dwadzieścia pięć lat.

- No, to miała pani cierpliwość anielską. Albo jest pani bardzo tolerancyjna. I co pozwany na to? Przez ćwierć wieku sobie pan sypia z innymi kobietami i teraz dziwi się, że żona pana nie chce?

Oburzyła mnie ta stronniczość.

- A wysoki sąd jest pewien, że ona mnie nie chce? Bo ja myślę, że ona pod żadnym względem nie chce być na drugim planie, nie dopuszcza myśli, że ktoś może coś od niej lepiej robić, być ładniejszy, bardziej interesujący. A mnie to tak przy okazji dowala...

- Proszę sobie nie pozwalać! Przypominam o szacunku dla sądu!

- Tak jest. Przepraszam. Chciałem tylko upewnić sąd, że ja z żadnymi kobietami poza żona nie sypiałem, na co mogę przysiąc.

- Jak to? Zaprzecza pan? – spojrzała niepewnie na moją żonę. Żona machnęła ręką.

- Niech pani go nie słucha, on zaraz opowie taki góralski dowcip.

Sędzina znów podniosła brew. Milczała jednak. Protokolantka na wszelki wypadek wyjęła gumę z ust i nie wiedząc co z nią zrobić, przylepiła do długopisu. Wysoki sąd zgromił ją wzrokiem. Nie opowiadałem jednak dowcipu, czekając aż narazi się moja żona. Zrobiła to po chwili, nie zrażona szeptem adwokata, radzącego jej, by przestała.

- Bo on to tak jak ten góralski chłop, który pytany przez księdza na spowiedzi, czy spał z obcymi babami, odpowiada – zaśby, wysoki sądzie, to jest – proszę księdza, akurat by obca baba dała spać!

Protokolantka parsknęła krótko, ja uśmiechnąłem się uprzejmie, sędzina nie zareagowała, widać znała ten dowcip, żona czekała na pochwałę.

- Co pozwany na ten zarzut? – sędzina nawet na mnie nie spojrzała i coś w jej głosie kazało mi przemilczeć kwestię o który zarzut jej chodzi, spania czy niespania...

- Ja nie chciałem nikogo skrzywdzić, a już najmniej moją żonę – powiedziałem – miałem kilka przyjaciółek, ale po prostu byłem dla nich uprzejmy. I sam oczekiwałem uprzejmości i sympatii.

Żona pochyliła się do adwokata, ten przekonywał ją, by siedziała cicho, sędzina wyglądała na zmęczoną. Protokolantka odlepiła gumę od długopisu i z powrotem wsadziła do buzi. A ja przypomniałem sobie zarzut sprzed kilku miesięcy, kiedy to żona stwierdziła, że ja lecę na te panienki tylko dlatego, że się do mnie słodko uśmiechają, komplementują mnie i mówią to, co ja chciałbym usłyszeć. Zastanowiłem się przez chwilę i przyznałem jej rację.

- Człowiek ma taką ułomną naturę, że woli uśmiech od skrzywionej gęby i komplementy od przygany.

- No właśnie – przyznała mi wtedy rację – mówią ci, że jesteś zdolny, kochany, miły, przystojny i pewno najlepszy w wielu sprawach. One ci po prostu kłamią.

- Ale to miłe - żachnąłem się - a ty czemu tak nie kłamiesz?

Sędzina wróciła do papierów.

- Czy powódka podtrzymuje pozew?

Wstał adwokat.

- W całej rozciągłości. Uważamy wraz z moją klientką, że nastąpił trwały rozkład pożycia małżeńskiego, a pozwany nie rokuje żadnej nadziei na resocjalizację, to jest, chciałem powiedzieć, na poprawę, zwłaszcza z uwagi na jego wiek przedemerytalny.

- Powódka nie przyjmuje postępowania pojednawczego?

- Niestety, nie ma takiej możliwości.

- A pan pozwany? – zwróciła się do mnie.

- Uważam, że zarzut trwałego rozkładu pożycia małżeńskiego w obliczu mojego wieku przedemerytalnego jest mocno spóźniony. W świetle tego co powiedział pan mecenas, w tej sytuacji winę ponosi biologia, a nie mój charakter. Ja już nie prowadzę pożycia ze względu na wiek, prawda? Więc i zarzuty zdrady są albo nietrafione, albo przesadzone.

- Jak to nie prowadzisz pożycia? – żona po raz pierwszy zwróciła się oburzona wprost do mnie, lekceważąc powagę sądu. – On kłamie, proszę wysokiego sądu! On jest do wszystkiego zdolny! Przecież jeszcze miesiąc temu...

- Te osobiste kwestie może powódka uzgodni z pozwanym poza salą sadową, pan mecenas niewątpliwie pomoże. Pan się zgadza na rozwód?

- W żadnym wypadku. Mimo wszystko kocham żonę i uważam, że więcej nas łączy niż dzieli. I wszystko da się naprawić, czego chęć deklaruję.

- Zanotowaliśmy. Termin następnej rozprawy wyznaczam za trzy miesiące. Strony zostaną powiadomione na piśmie.

Wszyscy wstaliśmy, sędzina z protokolantką wyszły do pokoju obok. Ładnie tak razem wyglądały, całkiem różne i w różny sposób bardzo ładne. Żona nie oglądając się na mnie wyszła z adwokatem. Zacząłem się zbierać i wtedy zobaczyłem, że wysoki sąd zostawił na stole torebkę. Już zacząłem się zastanawiać, czy pozwanemu wypada wchodzić do pokoju sędziowskiego z informacją o torebce, kiedy drzwi się otworzyły i wysoki sąd wrócił. Był w jasnej garsonce, dość krótkiej, eleganckich kozaczkach i jasnej bluzce, na której ładnie rozsypywały się rozpuszczone włosy. Nie był specjalnie wysoki, ten sąd. 167 cm, jak się później dowiedziałem.

- Mogę pana podrzucić, jeśli wraca pan zaraz do domu. Zorientowałam się z dokumentów, że mieszkam niedaleko pana. Nie powinnam tego robić, ale humanitaryzm polskich sądów jest powszechnie znany...

 

Następny odcinek