Projekt okładki - Rita Walter-Łomnicka, zdjęcie Tatr - Kryspin Sawicz Lidia Długołęcka
Maciej Pinkwart


MUZYKA I TATRY

KAROL SZYMANOWSKI

Na ścianie zakopiańskiej willi „Atma" wisi tablica z czarnego marmuru informująca o tym, że w domu tym mieszkał i tworzył Karol Szymanowski - twórca Harnasiów. Właśnie to określenie przylgnęło do Szymanowskiego tak, że stało się niemal synonimem jego nazwiska, które dla wielu osób wiąże się tylko z jednym utworem, uważanym często za sztandarowe dzieło kompozytora, nazywanego także „drugim po Chopinie".

Karol Szymanowski Tymczasem nie same tylko Harnasie reprezentują góralski nurt w twórczości Szymanowskiego, nadto twórczość ta ma o wiele szerszy zakres. Składają się na nią jeszcze 2 opery, 4 symfonie, 2 koncerty skrzypcowe, dzieła oratoryjno-kantatowe, utwory kameralne - ogółem dwieście kilkadziesiąt pozycji, z których wiele pozostaje w repertuarze muzyków światowej sławy.

Z drugiej strony - w twórczości Szymanowskiego jedynie Harnasie zawierają dłuższe cytaty z ludowej muzyki Podhala ...

Tak czy inaczej - związki Karola Szymanowskiego z regionom i kulturą Podhala były i długotrwałe, i różnorodne, a przede wszystkim - miały zasadniczy wpływ zarówno na jego sprawy życiowe, jak i na tworzone dzieła.

Już we wczesnej młodości Karol zapoznał się z Zakopanem i tworzącą się wówczas legendą tej miejscowości. Kuzyn, przyjaciel i współpracownik Szymanowskiego Jarosław Iwaszkiewicz wspominał, że już w latach 90. ubiegłego stulecia Anna Szymanowska - ciotka Jarosława, a matka Karola - przyjeżdżała z dziećmi do Zakopanego, a z 1894 r. zachowała się w zbiorach poety fotografia
rodzinna, według tradycji - wykonana w Zakopanem. Inny z przyjaciół Szymanowskiego, August Iwański, wspominał, że poznał 15-letniego wówczas Karola w 1897 r. właśnie podczas pobytu w Zakopanem.

Te pierwsze pobyty zapewne mało miały wspólnego z turystyką czy krajoznawstwem: długą i uciążliwą, a niemniej - kosztowną podróż z dalekiej Tymoszówki na Ukrainie podejmowano zapewne głównie ze względów zdrowotnych: Zakopane zyskiwało coraz bardziej na znaczeniu jako stacja klimatyczna w leczeniu gruźlicy, a Karol od dziecka cierpiał na tę chorobę. Z bezpośrednio przekazywanych przez Szymanowskiego wspomnień i korespondencji nie wiemy wszakże o tych pobytach nic.

Dopiero lato 1904 r. sprowadza Karola Szymanowskiego na powrót do Zakopanego. Bawił wtedy pod Giewontem początkujący pianista - Artur Rubinstein. na zaproszenie rodziny Wertheimów mieszkający wraz z nimi w pensjonacie „Władysławka" przy Kasprusiach, szerzej znanym z późniejszej nazwy „Czerwony Dwór". Poznał się tam z nim skrzypek-amator z Ukrainy Bronisław Gromadzki i tak sugestywnie opowiadał o swym przyjacielu - młodym kompozytorze Karolu Szymanowskim, że Rubinstein zapragnął natychmiast go poznać. Wysłano zatem telegram do Bayreuth, gdzie Szymanowski wówczas bawił na festiwalu Wagnerowskim, zapraszając go do przyjazdu do Zakopanego. Już niebawem Szymanowski przyjechał, a więzy, zadzierzgnięte wtedy z Rubinsteinem pod Giewontem miały przetrwać dłużej niż życie obydwu artystów ... Owocem tej przyjaźni było wiele utworów fortepianowych Szymanowskiego, dedykowanych Rubinsteinowi bądź też pisanych z myślą o nim jako o wykonawcy.

W 1904 r. Karol Szymanowski prowadził w Zakopanem bardzo intensywne życie towarzyskie i wszedł od razu w centrum ówczesnej zakopiańskiej elity, złożonej z bywalców i stałych mieszkańców uzdrowiska. Do tych ostatnich należał poznany także wtedy Stanisław Ignacy Witkiewicz, z którym zarówno Rubinstein, jak i Szymanowski bardzo się polubili. Przyjaźń ta, wystawiana potem na liczne i trudne próby, miała potrwać wiele lat. Kompozytor ukończył wówczas swą pierwszą sonatę fortepianową i dedykował ją Witkacemu. Niejako w rewanżu Witkiewicz umieścił w wiele lat później Szymanowskiego na kartach swoich powieści, gdzie Karol obecny jest niejako podwójnie - jako on sam, wielki i wspaniały kompozytor, którego utworami zachwyca a się bohaterowie, jak i jako jedna z dramatis personae, ukrywająca się pod czytelnymi maskami sparodiowanych muzyków, demonstrujących wszystkie znane Witkacemu cechy charakteru i obsesje Szymanowskiego.

Także wtedy zawarł Szymanowski znajomość z wieloma innymi zakopiańczykami, a wśród nich ze Stefanem Żeromskim i poetą Tadeuszem Micińskim, do którego wierszy niebawem miał pisać muzykę.

Właśnie Stefanowi Żeromskiemu zawdzięcza Karol Szymanowski swój pierwszy recenzowany w prasie występ pianistyczny w Zakopanem. Nastąpiło to podczas kolejnego przyjazdu Karola pod Tatry, jeszcze zimą tego samego roku. Wielki pisarz, wspólnie z innymi działaczami zakopiańskimi zabiegał wówczas o środki materialne, potrzebne na utworzenie pod Giewontem biblioteki publicznej. Istniało co prawda już wcześniej stowarzyszenie „Czytelnia Zakopiańska", zajmujące się gromadzeniem i wypożyczaniem książek, ale w zasadzie miało ono charakter zamkniętego klubu, gromadzącego stosunkowo wąskie kręgi miejscowej elity intelektualnej. W 1904 r. w willi „Polanka" przy górnych Krupówkach Stefan Żeromski organizował na dochód tworzącej się Biblioteki wieczory literacko-muzyczne z udziałem miejscowych i przyjezdnych artystów i amatorów. 31 grudnia tego roku Szymanowski - wśród innych muzyków, a także pięknych pań i panien tworzących tzw. żywe obrazy - wziął udział w takiej imprezie. Niestety, współczesna zakopiańska prasa opisywała co prawda urodę pań i piękno żywych obrazów oraz zalety organizacyjne Żeromskiego, ale nie poświęciła ani słowa programowi koncertu. Nie wiemy zatem, co Szymanowski wtedy grał.

W lecie 1905 r. Zakopane miało natomiast możność usłyszeć jego utwory - bez jego udziału. Preludia fortepianowe z op. 1 grał wtedy w sali hotelu „Stamary" Apolinary Szeluta, na koncercie kompozytorów z grupy „Młoda Polska w Muzyce”.

Kolejny znany nam przyjazd Karola Szymanowskiego do Zakopanego wiązał się z osobą Stanisława Ignacego Witkiewicza i miał dramatyczny finał. Kompozytor przybył pod Giewont z końcem 1913 r. i zatrzymał się, wraz z Arturem Rubinsteinem, w pensjonacie „Nosal" na Bystrem, prowadzonym przez matkę Witkacego. W listach, pisanych do przyjaciół, narzekał na przyciężką atmosferę ówczesnego Zakopanego, na nadmiar intelektualistów, na brak możliwości nieskrępowanego wypoczynku.

Najcięższa atmosfera panowała wszakże w pensjonacie „Nosal". Artur Rubinstein, spędziwszy u Witkiewiczów kilkanaście dni, wyjechał na kolejne tournee artystyczne. Do zapowiedzianego przyjazdu rodziny Szymanowskiego nie doszło i w efekcie Karol pozostał jako jedyny obcy w pełnym rodzinnych konfliktów domu na Bystrem. Stanisław Witkiewicz - ojciec już w 1908 r. wyjechał z Zakopanego do Lovrany nad Adriatykiem, w towarzystwie opiekującej się nim przyjaciółki - Marii Dembowskiej. Maria Witkiewiczowa, by zarobić na utrzymanie rodziny, prowadziła w wynajętym domu pensjonat, hodowała kury, uczyła muzyki i haftowała w stylu zakopiańskim. A liczący wówczas 29 lat Witkacy był w okresie intensywnego eksperymentowania psychologicznego na bliskich sobie ludziach. Agresja, testy wytrzymałości psychicznej, kłótnie, wysokie wymagania intelektualne - wszystko to spadało przede wszystkim na ówczesną narzeczoną Stanisława Ignacego - Jadwigę Janczewską.

Młoda, chorowita dziewczyna, lecząca w Zakopanem gruźlicę, próbująca sama malować, była z całą pewnością zafascynowana postacią Witkacego. Był wysoki, postawny, przystojny i piekielnie inteligentny. Ale także złośliwy, cyniczny, zaborczy, zazdrosny, niekiedy opryskliwy, łatwo się obrażający, jeszcze łatwiej obrażający innych.

A w domu był jeszcze Karol Szymanowski. Także przystojny i inteligentny, w dodatku coraz bardziej sławny, nadto sympatyczny i bardzo dobrze wychowany. Rzecz jasna, nie było mowy o żadnych awansach kompozytora wobec młodziutkiej narzeczonej przyjaciela - Szymanowski z coraz większym skrępowaniem pełnił bierną rolę świadka całej tej historii, której dramatyzm rósł z każdym dniem. Doszło do jednej, drugiej, trzeciej awantury - wreszcie w czasie kolejnej „rozmowy istotnej" między Witkiewiczem a Janczewską napięcie doszło do szczytu. Witkacy, zreflektowawszy się nieco, obiecał zrezygnować ze swych eksperymentów psychologicznych, Janczewską zapewniła po raz kolejny, że między nią a Szymanowskim nigdy nic nie było, nie ma i nie będzie - jednakże ostateczne rozładowanie sytuacji przybrało rozmiary tragiczne: po tej wyjaśniającej rozmowie Janczewską pojechała do Doliny Kościeliskiej i tam na Hali Pisanej popełniła samobójstwo, strzelając sobie w skroń z pistoletu browning. Nadto pozostawiła przy sobie kartkę, w której informowała, że odbiera sobie życie z powodu Szymanowskiego.

Obaj winili siebie za tę niepotrzebną śmierć. Szymanowski wszakże szybko wymazał ją z pamięci, natomiast długi cień Jadwigi Janczewskiej szedł przez całe życie za Witkacym i tamto samobójstwo doprowadziło go w końcu ćwierć wieku później do targnięcia się na własne życie.

Potem obaj uciekali z miejsca wypadku - Szymanowski przez Lwów, Wiedeń i Włochy dotarł na Sycylię i nawet do północnej Afryki, skąd przez Paryż i Londyn wrócił do rodzinnej Tymoszówki jednym z ostatnich pociągów, który przejechał przez linię tworzącego się właśnie frontu I wojny światowej. Witkacy zaś skorzystał z zaproszenia swego przyjaciela - antropologa i socjologa Bronisława Malinowskiego i przyłączył się do jego wyprawy badawczej do Australii i na Nową Gwineę, skąd po wybuchu wojny dotarł do Rosji i tam wstąpił do wojska.

Jeszcze w czasie działań wojennych Witkacy i Szymanowski nawiązali ze sobą zerwany kontakt, obaj będąc odciętymi linią frontu od reszty Europy. Potem, w Zakopanem widywali się niejednokrotnie, aż wreszcie ostateczne zerwanie nastąpiło w latach 30., właściwie bez żadnej uzasadnionej przyczyny. Po długiej i burzliwej znajomości pozostały wzajemnie dedykowane utwory oraz 4 portrety kompozytora, wykonane przez „Firmę Portretową St. I. Witkiewicz".

W Polsce Odrodzonej Szymanowski powrócił do Zakopanego dopiero w 1922 r. - tym razem przyjeżdżając pod Giewont niejako do pracy, zamierzając stworzyć balet narodowy, oparty na góralskich wątkach fabularnych i muzycznych.

Z żadnych wcześniejszych relacji samego Szymanowskiego czy osób, pozostających z nim wówczas w bliskim kontakcie, nie wiemy nic o jego wcześniejszych zainteresowaniach folklorem góralskim. Owszem, skomponował w latach 1900-1904 Wariacje na polski temat ludowy na fortepian op. 10, w których owym tematem ludowym jest góralska nuta Sabałowa, wzięta ze wspominanego tu już kilkakrotnie zbioru Kleczyńskiego z 1888 r. Jednakże po pierwsze ten kontakt był bardzo pośredni, po drugie - z prawdziwą góralszczyzną owa nuta z op. 10 ma niezbyt wiele wspólnego.

Adolf Chybiński utrzymywał, że w 1921 r. we Lwowie zapoznał Karola Szymanowskiego z kilkoma utworami góralskimi, grając je na fortepianie, a po latach kompozytor wykorzystał je w Harnasiach i w pierwszym Mazurku z op. 50. Bardzo być może - wiemy już, że wtedy właśnie sam Chybiński zajmował się intensywnie badaniami nad folklorem muzycznym Podhala i spotkanie z Szymanowskim zapewne nie mogło się obejść bez dyskusji na temat góralszczyzny. Ale też jest więcej jak pewne, że Szymanowski wielokrotnie słuchał muzyki góralskiej już wcześniej pod Tatrami, i to w jej oryginalnej, nieskażonej żadnymi przeróbkami czy „cepeliowską" teatralizacją, postaci. Musiał ją także wysoko cenić, jeśli zdołał zainteresować Emila Młynarskiego swoim projektem baletu góralskiego.

Przyjechał tedy w sierpniu 1922 r. i zatrzymał się najpierw w położonym niedaleko dworca Hotelu-Pension „Stamary", by po kilku dniach przenieść się do willi „Limba" przy ul. Ogrodowej, domu, należącego wówczas do Józefa Roja-Bukowiana. Znamy już ten budynek z biografii Mieczysława Karłowicza.

Ulokował się Szymanowski w pokoju, położonym we wschodniej części budynku. Miał tam do dyspozycji pianino, a nienajgorsze warunki sprawiły, że dom ten stał się jego sezonową rezydencją na najbliższe 5 lat.

„Limba" istnieje do dzisiaj, położona na skraju obszernego skweru, na wyniosłej skarpie nad potokiem Młyniska, niemal naprzeciw „Atmy", która miała się wpisać w biografię Szymanowskiego dopiero za kilka lat. Dziś „Limba" jest niemal zapomniana i tyko skromna tablica, ufundowana w 1983 r. przez Towarzystwo Muzyczne im. K. Szymanowskiego. przypomina o dawnym jej lokatorze. Sława „Atmy" całkowicie przyćmiła „Limbę" - a niesłusznie, gdyż właśnie czas przebywania przez Szymanowskiego w domu przy ul. Ogrodowej był okresem najważniejszym dla ukształtowania się „nurtu podhalańskiego" w jego twórczości.

W sierpniu 1922 r. Karol Szymanowski pisał z „Limby" do matki: Układamy też parę góralskich frajd z muzyką (po co właściwie przyjechałem), bardzo się więc na to cieszę.

Owe „góralskie frajdy" to właśnie planowany wówczas balet Harnasie, którego współautorem literackim miał być początkowo Jarosław Iwaszkiewicz. Tym razem jednak, w przeciwieństwie do opery Król Roger współpraca z kuzynem Szymanowskiego się nie układała i przy pisaniu scenariusza baletu zastąpił Iwaszkiewicza dziennikarz i literat Jerzy Mieczysław Rytard i jego żona, góralka, Helena Rojówna. Na ich to weselu, w kwietniu 1923 r. Karol Szymanowski był pierwszym drużbą i wtedy to odebrał może najbardziej intensywny kurs góralszczyzny.

Wesele warszawskiego literata z zakopiańską góralką było swojego rodzaju powtórzeniem - z niemal ćwierćwiekowym opóźnieniem - bronowickiej fety. Tym razem panowie bratali się z góralami, a przedstawiciele najhonorniejszych rodów góralskich wespół z czołowymi intelektualistami - bywalcami Zakopanego wytworzyli swoistą mieszankę, będącą kwintesencją cyganerii tamtych czasów. W chacie Rojów nad Cichą Wodą byli wtedy, prócz Szymanowskiego, Zofia i Karol Stryjeńscy, Witkacy, Adolf Chybiński, Jarosław Iwaszkiewicz, August Zamoyski, Jan Mieczysławski, Jan Gwalbert Henryk Pawlikowski, Wiktor Kuźniar, Juliusz Zborowski. Było to wesele jak się patrzy, z tańcami, poczęstunkiem, bijatyką, no a przede wszystkim - z muzyką góralską w wykonaniu najsłynniejszej kapeli Bartusia Obrochty. Właśnie tamto wesele dało Karolowi Szymanowskiemu główny impuls do napisania Harnasiów.

Temat wydawał się banalny, kanwa muzyczna - lekka, łatwa i przyjemna, forma baletu wydawała się nie nastręczać zbyt wielkich kłopotów inscenizacyjnych. Szymanowski, który w Paryżu oglądał słynne Balety rosyjskie Sergiusza Diagilewa, a w Londynie poznał Igora Strawińskiego, marzył o stworzeniu dzieła na miarę Petruszki czy Wesela - dzieła, które rozsławiłoby tak jego imię, jak i region Podhala na całym świecie.

Niestety - praca nad Harnasiami okazała się żmudna, skomplikowana i długotrwała. „Góralskie frajdy" nie dały się łatwo stworzyć i komponowanie baletu rozciągnęło się na 8 lat.

Fabuła Harnasiów nie jest specjalnie skomplikowana. Oto piękna i refleksyjnie nastawiona do życia góralska dziewczyna, uczestnicząca w redyku owiec na hale, poznaje w górach Harnasia - przywódcę zbójnickiego „towarzistwa". Młodzi ludzie zakochują się w sobie, lecz na drodze ich szczęścia staje fakt, iż dziewczyna ma być wbrew swej woli wydana za statecznego i bogatego gazdę bez fantazji. Scena wesela zostaje przerwana wtargnięciem bandy zbójników z Harnasiem na czele. Porywają oni pannę młodą i uprowadzają w góry. Porzuconemu panu młodemu pozostają wspomnienia i niewesołe refleksje nad życiem.

Opowiadana w ten sposób treść baletu wydaje się szalenie „ceperska", a zawarta w niej apoteoza zbójnictwa i związanej z nią „ślebody", przeciwstawianej pejoratywnie ocenianej gospodarności jest spojrzeniem na góralszczyznę i jej system wartości przez pryzmat Witkiewiczowsko-Tetmajerowskiej fikcji literackiej. Rzeczywiste oceny zbójnictwa ze strony górali były w dawnych czasach zupełnie inne. Po latach, gdy zbójnicy przestali grasować w biednych podhalańskich wsiach i zostali przez panów zaszeregowani do wspólnej kategorii historycznej z Robin Hoodem, Wilhelmem Tellem i Rinaldo Rinaldinim, fikcja literacka w umysłach społeczności polskiej w ogóle, a podhalańskiej w szczególności zastąpiła fakty historyczne.

Pomijając „cepeliowskie" pomysły scenariusza (autorstwa samego Szymanowskiego oraz Heleny i Jerzego Rytardów) balet zawiera kilkadziesiąt minut znakomitej muzyki, która musiała się podobać i robić duże wrażenie na publiczności. Zawarł w niej Szymanowski kilkadziesiąt cytatów oryginalnych melodii ludowych, wśród nich tak znanych, nawet daleko poza Podhalem, jak Hej, idem w las, Wolny jo se wolny, Pódźme chłopcy, pódźme zbijać i Powidz ze mi powidz do uska prawego ...

Z uwagi właśnie na owe cytaty są Harnasie najpopularniejszym dziełem Szymanowskiego, znanym nawet wśród osób, nie mających w estymie tzw. muzyki poważnej. Zapomina się jednak, że nie na cytatach ludowych polega wielkość tego utworu. W wywiadzie dla radia praskiego w 1935 r. Szymanowski tak mówił o swoim balecie:

Pyta mnie Pan dlaczego wybrałem tak ludowy temat, który odchodzi od mojej zwykłej twórczości? Powiem Panu, że jest to kwestia sentymentu i serca dla ludu podhalańskiego, który stał się, że tak powiem, ludem z wyboru, bo tam się wprawdzie nie urodziłem, ale tam mieszkam już od dłuższego czasu. Niestety formy kultury ludowej, chłopskiej, są skazane na zagładę. Zadaniem nas, artystów, jest je zachować dla potomności. Zwracam tu uwagę, że jednym z zadań, nie jedynym. Dlatego w całej mojej twórczości ,,Harnasie" są może jedynym dziełem, gdzie oparłem się absolutnie, tylko i jedynie na pieśni ludowej i na tradycji ludowej. Oczywiście, jestem przeciwnikiem zupełnie mechanicznego przenoszenia tych rzeczy. Musimy dawać te formy ludowej sztuki i kultury w jakimś kształcie, że tak powiem, sublimowanym, oczyszczonym od różnych przypadkowości. Dzięki temu może „ Harnasie" są jednym z moich najbardziej zrozumiałych i jak w Polsce dotychczas lubianych dzieł.

W rok później, w wywiadzie dla warszawskiego tygodnika „Antena" mówił, że dosłowne cytaty z folkloru są w Harnasiach wypadkiem jednorazowym, uwarunkowanym zresztą akcją. Zapowiadał, iż więcej tego nie zrobi, gdyż jest przeciwnikiem „zamykania się w folklorze". Sztuka ludowa – twierdził - ma dlań jedynie znaczenie czynnika zapładniającego - przy głównym dążeniu do stworzenia stylu polskiego. Wyjątkiem, w pewien sposób potwierdzającym tę regułę, są owe cytaty, zawarte w Pieśniach kurpiowskich i w Harnasiach.

Ale - mówił Szymanowski - muzyka artystyczna nie musi koniecznie czerpać z folkloru. Charakter narodowy kompozytora nie polega na cytatach z folkloru, czego najwspanialszym dowodem jest twórczość Chopina. Jest co najmniej dużo przesady w tym „sięganiu do pieśni ludowej", które mi przypisują ...

Kompozytorów, opracowujących folklor góralski na potrzeby koncertowe było wielu, przed Szymanowskim i po Szymanowskim. Największą jego zasługą dla góralszczyzny nie jest jej cytowanie, lecz próba uniwersalizacji, próba zastosowania pewnych konstrukcji, właściwych dla ludowej muzyki Podhala, w utworach, w których nie ma żadnych cytatów, a odnaleźć możemy w nich tylko (aż?) ducha góralskiej nuty. Tego typu konstrukcje znaleźć możemy m.in. w pieśniach z cyklu Słopiewnie, w II Kwartecie smyczkowym op. 56, w Mazurkach na fortepian op. 50 i 62, oratoriach Stabat Mater i Litania do Marii Panny, w II Koncercie skrzypcowym op. 61, w IV Symfonii na fortepian i orkiestrę op. 60, a także w nieopusowanych 4 Tańcach polskich na fortepian z 1926 r.

O ludomanii w muzyce, motywowanej intencjami hurra-patriotycznymi, a w gruncie rzeczy - ukrywającej brak własnej inwencji twórczej, pisał z irytacją Szymanowski jeszcze w 1910 r., krytykując brak gustu u publiczności, lubiącej słuchać opery przerobionej przez pana X z „Zaczarowanego koła" z muzyką bronowickich oberków lub symfonicznego poematu Y-ka „Kaśka i Maciek". Och, te wstrętne wycinanki, te oberki, te dana-dana, to przekleństwo naszej sztuki! Gdybyż mógł wiedzieć, że jego twórczość po latach stanie się dla wielu symbolem „ludowości w sztuce"!

Tak czy inaczej, są Harnasie z całą pewnością największym polskim baletem narodowym. I, jak to u nas często bywa, ów narodowy balet swoje prawykonanie sceniczne miał w ... Pradze Czeskiej w 1935 r., drugie przedstawienie w Paryżu (1936 r.), trzecie i czwarte w Belgradzie i Hamburgu (1937 r.), a wystawienia Harnasiów w Polsce Szymanowski nie dożył - pokazano je w rok po jego śmierci w Poznaniu. Dziś utwór ten, tyleż atrakcyjny co kosztowny w realizacji, nadal bardzo rzadko gości na scenach polskich teatrów muzycznych.

Karol Szymanowski, poza Wariacjami op. 10, w przeciwieństwie do wielu „opracowywaczy" folkloru góralskiego nie korzystał z cudzych publikacji ludowej muzyki Podhala, lecz zapoznawał się z nią u źródła, notując na papierze nutowym melodie góralskie, grane i śpiewane podczas uroczystości rodzinnych, na które bywał chętnie przez górali zapraszany, lub też słuchał muzyki ludowej w innej, naturalnej dla niej scenerii. Szczególnie wysoko cenił Bartusia Obrochtę, który dostarczył mu największej liczby melodii, zapisanych przez kompozytora w roboczym szkicowniku podczas studiów przygotowawczych do Harnasi. Równie bliską współpracownicą była Helena Roj-Rytardowa, wielka znawczyni nie tylko muzyki, ale i tradycji Podhala.

Po odkryciu góralszczyzny i jej egzotyki przez pionierów z epoki Chałubińskiego, po postawieniu jej na narodowym piedestale przez propagatorów stylu zakopiańskiego (mimo późniejszych, pełnych sceptycyzmu uwag Witkiewicza), po fascynacji góralską krzepą, jurnością i umiłowaniem swobody, jakiej podlegali Młodopolanie - nadszedł okres ceperskich zachwytów nad góralszczyzną jako taką, okres całkowitej akceptacji wszystkiego, co góralskie, przy jednoczesnym podkreślaniu własnej odrębności i wyższości. Owo poklepywanie po ramieniu góralszczyzny jako egzotycznego zjawiska ze świata gorszego, ale ciekawego przez swą hermetyczność - trwa do dziś.

Jakże trafnie ujął to genialny Wyspiański w słynnym dialogu Radczyni z Kliminą w Weselu:

- Cóż ta gosposiu na roli, czyście sobie już posiali?

- Tym ta casem się nie siwo.

- A mieliście dobre żniwo? .;.

- Dzięki Bogu, tak ta bywo ...

A wszystko to w myśl wyrażonej przez tąż Radczynię maksymy: Wyście sobie, a my sobie: Każden sobie rzepkę skrobie.

I do dziś większość przyjeżdżających na Podhale gości zachowuje się jak badacze pierwotnych kultur, oglądający z zaciekawieniem hotentockie rzeźby i stwierdzający: Prymitywne to, co prawda, ale jakaż w tym świeżość!

I żeby zyskać względy tych góralskich Hotentotów, klepie się ich po ramieniu, nazywa czule „gazdą" lub „bacą" i rozdaje perkaliki i paciorki. Dokładniej - papierosy i wódkę. Trzeźwy góral - to zły góral, nieprawdziwy - taki pogląd dziś obowiązuje, i to zarówno wśród ceprów, jak i, niestety, wśród wielu górali.

Taką maksymę lansowano także w latach międzywojennych. Hołdował jej także Szymanowski, który i sam za kołnierz nie wylewał i częstowanie górali wódką uważał za obowiązkowe. Liczni jego biografowie zachwycają się tym, że „pan Rektor" w każdej kieszeni surduta nosił półlitrówkę dla Bartusia i jego kapeli, która odpłacała mu, pięknie grając. Czy obraz ten jest zupełnie prawdziwy? Można wątpić...

Lata 20. związały Szymanowskiego z Zakopanem najtrwalej. Bywał wtedy w Rojowej „Limbie" nawet kilka razy do roku, przyjeżdżała też jego rodzina - siostry Stanisława i Zofia, brat Feliks i przede wszystkim siostrzenica Kicia, córka Zofii. Wszyscy oni mieszkali albo w „Limbie", albo w sąsiedniej „Kalinie", również należącej do Józefa Roja-Bukowiana. Ze zdrowiem czuł się Karol nie najgorzej. Chętnie bywał wszędzie tam, gdzie można było posłuchać dobrej góralskiej muzyki, dociekliwie studiował przejawy kultury materialnej górali, m.in. w Muzeum Tatrzańskim. Przyjaźnił się wtedy blisko z miłośnikami Tatr i góralszczyzny - Karolem Stryjeńskim, Rafałem Malczewskim, Augustem Zamoyskim i małżeństwem Rytardów.

Kilkakrotnie także w Zakopanem występował, z recitalami fortepianowymi lub uczestnicząc w koncertach z udziałem innych muzyków. Najczęściej wspominany jest występ Szymanowskiego w sali Sanatorium Czerwonego Krzyża 14 stycznia 1924 r., opisany przez samego Kornela Makuszyńskiego w kilku felietonach. Największą rangę artystyczną miał zapewne koncert 26 sierpnia 1927 r. w sali „Morskiego Oka", gdzie kompozytor występował wspólnie ze znakomitą skrzypaczką Ireną Dubiską, grając wtedy swoje utwory - Sonatę na skrzypce i fortepian op. 9, Mity op. 30 oraz dwa Kaprysy Paganiniego w opracowaniu Szymanowskiego i Kochańskiego na skrzypce i fortepian op. 40.

W 1927 r. Karol Szymanowski otrzymał równocześnie dwie propozycje objęcia stanowiska dyrektora konserwatorium - w Kairze i w Warszawie. Mimo że ze względów zdrowotnych korzystniejsze byłoby dlań przebywanie w ciepłym, suchym klimacie - wybrał Warszawę, chcąc w bezpośrednim oddziaływaniu na młodzież muzyczną przyczynić się do zmiany oblicza polskiej muzyki. W kontaktach z Zakopanem następuje przerwa.

Stosunki w warszawskim świecie muzycznym hamują prędko pedagogiczny zapał Szymanowskiego, a bezustanna szarpanina z kłopotami dnia codziennego podkopuje jego wątłe zdrowie. W 1928 r. kompozytor zmuszony jest podjąć leczenie gruźlicy w austriackim uzdrowisku Edlach, a w rok później kuruje płuca w szwajcarskim Davos. Tam właśnie podejmuje decyzję o przeniesieniu się na stałe do Zakopanego.

U podstaw tej decyzji leżały, oczywiście, względy zdrowotne - Zakopane ciągle jeszcze uważano za stację klimatycznego leczenia gruźlicy. Nadto - Davos było o wiele dalej i o wiele droższe, a sprawy warszawskie się szalenie pokomplikowały. Przyjęto, co prawda, dymisję Szymanowskiego ze stanowiska dyrektora konserwatorium, ale zarazem zrealizowano jego wniosek i przekształcono szkołę w Akademię Muzyczną, mianując go pierwszym rektorem pierwszej wyższej uczelni muzycznej w Polsce. Szymanowski nominację przyjął, jednakże z planów zakopiańskich nie zrezygnował, postanawiając ... dojeżdżać z Zakopanego co jakiś czas do Warszawy.

Początkowo, w czerwcu 1930 r. wynajął w Zakopanem niewielki domek w ogrodzie willi „Czerwony Dwór" przy Kasprusiach - była to ta sama willa, w której przed ćwierćwieczem poznał Artura Rubinsteina. Teraz sam tu zamieszkał, jednakże tylko na kilka miesięcy. 24 października 1903 r. przeniósł się pod nowy adres, także przy ul. Kasprusie. Nazwa nowej willi wywodziła się z sanskrytu i brzmiała: „Atma" (dusza).

Wnętrze AtmyMamunieczko najdroższa - pisał w pierwszym liście do matki - oto właśnie pierwszy wieczór siedzę nareszcie u siebie! Skromny, góralski dom (niedaleko „Czerwonego Dworu"), ale b. miły i przytulny. Mam 4 pok. Sypialny, jadalny, gabinet i mały gościnny. Oprócz tego porządny pokoik dla Felka i kuchnia. W gabinecie sofa dla jeszcze jednego ewent. gościa. Bardzo mi się tu podoba. Gazdowie znani tu, porządni ludzie (Obrochtowie - synowiec Bartka). Po trochu się urządzę, żeby było przytulnie i miło. Z dala od ulicy, więc cicho, a przy tym nie bardzo daleko od „miasta". Jeszcze muszę się zakrzątnąć koło pianina i będzie wszystko w porządku...

Warto tu zaznaczyć, że właścicielką „Atmy" była Zofia Walczakowa, ale wynajmem domu zajmowała się jej siostra Helena Obrochtowa - żona Jana Obrochty, znanego budarza, współdziałającego przy realizacji Witkiewiczowskich projektów domów w stylu zakopiańskim. Myli się go czasem z synem Bartusia Obrochty, noszącym to samo imię, gdy w rzeczywistości był on bratankiem (czyli synowcem) góralskiego muzyka.

Początkowo zajmował Szymanowski tylko parter willi, a najprawdopodobniej od 1931 r. już cały dom. Parter wykorzystywał na swoje potrzeby, na piętrze zaś były pokoje gościnne.

Artur Rubinstein w latach 30-tych w Zakopanem„Aktywność zakopiańska" Karola Szymanowskiego nie pokrywała się z okresem jego zakopiańskiego meldunku. Czas pobytu w „Atmie" to okres znacznie już rzadszego bywania na góralskich imprezach, na zakopiańskich fetach i „orgiach", jak tego rodzaju imprezy towarzyskie nazywał Witkacy. Zainteresowanie Szymanowskiego muzyką góralską osłabło, a przy Kasprusiach rozbrzmiewały ludowe nuty z zupełnie innego regionu: właśnie w latach 1930-32 skomponował 2 cykle Pieśni, będących artystycznymi opracowaniami ludowych śpiewek z regionu kurpiowskiego.

Jednakże właśnie w „Atmie" powstało także dzieło, uchodzące za najbardziej wysublimowany obraz muzycznej góralszczyzny - II Koncert na skrzypce i orkiestrę. Tutaj też stworzył Szymanowski ostatnie ukończone i wydane drukiem dzieła - poza wspomnianymi już Pieśniami kurpiowskimi i II Koncertem - IV Symfonia „Koncertująca", Litania do Marii Panny i ostatnie dwa Mazurki op. 62.

Coraz gorzej przedstawiały się też sprawy zdrowotne. Gruźlicę leczono wówczas prawie wyłącznie kuracją klimatyczną - przebywaniem w czystym, górskim powietrzu, spokojnym werandowaniem, dobrym odżywianiem. Kuracja, żeby być skuteczna, musi być konsekwentna. W przypadku Szymanowskiego - nie była.

W 1932 r. kompozytor ostatecznie zrezygnował ze stanowiska rektora Akademii, którą zresztą wnet cofnięto do poprzedniego poziomu szkoły średniej. W ten sposób Szymanowski pozostał bez stałego źródła utrzymania - wpływy z kompozycji były niewielkie i, co ważniejsze, nieregularne, a prywatne subsydia przekazywane z Ameryki przez Irenę Warden (której zostały dedykowane Harnasie) szybko bywały pochłaniane przez codzienne wydatki. Miał przecież Szymanowski na utrzymaniu dwa domy - „Atmę", gdzie stale mieszkał ze służącym, ale też, jak każdy zakopiańczyk podejmował tłumy gości i krewnych, oraz dom na Raszyńskiej w Warszawie, gdzie mieszkała jego matka i rodzeństwo, jeszcze mniej zaradni życiowo od niego.

By podołać tym zobowiązaniom, od 1932 r. podejmował Szymanowski wiele podróży artystycznych, będąc niejako komiwojażerem własnej muzyki. Grywał przede wszystkim partię fortepianową w IV Symfonii - utworze napisanym z myślą o sobie jako o wykonawcy. Nieraz mawiał, że Szymanowski-kompozytor jest za trudny dla Szymanowskiego - wykonawcy. Dlatego też skomponował dzieło łatwiejsze w wykonawstwie i w odbiorze, by z czasem objechać z nim niemal wszystkie stolice europejskie.

Klimat zakopiański na koniec okazał się zbyt ostry w ówczesnym stadium choroby Szymanowskiego, zamiast pomagać - szkodził. Do połowy 1936 r. kompozytor nadal wynajmował dom w Zakopanem, mimo że od listopada 1935 r. przebywał poza Podhalem. Liczył na poprawę stanu zdrowia i powrót pod Giewont. Na próżno. Mieszkanie w „Atmie" zostało zlikwidowane. Pobyt w Grasse, na południu Francji, także nie pomógł. W stanie krytycznym przewieziono Szymanowskiego do sanatorium Clinique du Signal w Lozannie i tam, w Szwajcarii, „drugi po Chopinie" zmarł 29 marca 1937 r.

Pochowano go na krakowskiej Skałce. Wyjęte wcześniej serce kompozytora miało spocząć w kaplicy na Starym Cmentarzu w Zakopanem. Urna z drogą pamiątką spłonęła jednakże w czasie Powstania 1944 r. w Warszawie.

Już w 1937 r. kompozytor i uczeń Szymanowskiego Michał Kondracki wysunął projekt wykupienia „Atmy" i przekształcenia jej w muzeum biograficzne Szymanowskiego. Ponowił ten apel w 30 lat później redaktor muzyczny „Życia Warszawy" - Zdzisław Sierpiński. Wielka akcja społeczna, kierowana przez komitet, na czele którego stał red. Jerzy Waldorff, doprowadziła do wykupienia willi od jej pierwszej właścicielki Zofii Walczakowej. 6 marca 1976 r. „Atma" została otwarta jako Muzeum Szymanowskiego - oddział Muzeum Narodowego w Krakowie.

W 1938 r. wysuwano propozycję, by imieniem Szymanowskiego nazwać jedną z zakopiańskich ulic, proponując tę nazwę dla Kasprusi. W efekcie po II wojnie światowej ulica Szymanowskiego powstała na tzw. Parcelach Urzędniczych, pod Skocznią, tam, gdzie za czasów Szymanowskiego w ogóle ulicy nie było. W 1953 r. imię Szymanowskiego otrzymało przedszkole, mieszczące się w willi „Czerwony Dwór" przy Kasprusiach.

Po otwarciu Muzeum w „Atmie" z jego inicjatywy podjęto w Zakopanem wiele działań muzycznych, m.in. od 1977 r. organizując festiwale pod nazwą Dni Muzyki Karola Szymanowskiego. W tymże roku powołano do życia ogólnopolskie, ale mające siedzibę w Zakopanem Towarzystwo Muzyczne im. K. Szymanowskiego. Wreszcie w 1982 r. Szkoła Podstawowa nr 6 otrzymała imię Karola Szymanowskiego.

Szymanowski pod Giewontem mieszkał i tworzył, dawał koncerty i grywał w bridża, partycypował w akcjach finansowych ratowania Biblioteki Miejskiej i Muzeum Tatrzańskiego, pisał w miejscowej prasie i działał w miejscowych stowarzyszeniach. Dziś Zakopane odpłaca się kultywowaniem tradycji Szymanowskiego w „Atmie" i upowszechnianiem jego muzyki, która rozbrzmiewa w zakopiańskich salach częściej niż muzyka innych kompozytorów.

ő Powrót do spisu treści   

Dalej ř