Projekt okładki - Rita Walter-Łomnicka, zdjęcie Tatr - Kryspin Sawicz Lidia Długołęcka
Maciej Pinkwart


MUZYKA I TATRY

MUZYKA ROZRYWKOWA

Superprzebojem góralskim, utworem znanym od dziesięcioleci wszystkim niemal Polakom, choć ostatnio nie najszlachetniej kojarzonym przede wszystkim z okazjami alkoholowymi jest pieśń Góralu, czy ci nie żal?. Śpiewana powszechnie, uchodzi dla wielu za utwór anonimowy, jeśli nie wręcz ludowy. Tymczasem autorem słów Górala jest wybitny dramaturg i poeta Michał Bałucki, który wiersz ten pod tytułem Dla chleba opublikował w 1866 r.

Bałucki zwiedzał Podhale już 10 lat wcześniej i dokładnie poznał góralską biedę. Uważa się, że bezpośrednim impulsem do napisania wiersza Dla chleba stało się spotkanie twórcy Grubych ryb z góralem z Chochołowa w... krakowskim więzieniu, gdzie Bałucki siedział jako podejrzany za udział w spisku antypaństwowym, a góral, wędrujący w doliny „za chlebem" - za włóczęgostwo. Autorstwo muzyki Górala było przez lata nieznane. Przypisywano kompozycję m.in. Antoniemu Rutkowskiemu, ale Roman Kaleta w swych Sensacjach z dawnych lat (1974) podał, że autorem muzyki do słów Bałuckiego, skomponowanej w 1896 r. był znany krakowski kompozytor Michał Świerzyński, który motyw do swego dzieła zaczerpnął ze starofrancuskiej pieśni kościelnej. Dokładna analiza rękopisu wskazuje wszakże, iż pierwotna wersja autorska w dość znaczny sposób różni się od melodii dziś śpiewanej, która zapewne w trakcie już prawie stuletniej historii ulegała licznym przeróbkom.

Podobną popularność - dziś najczęściej manifestowaną również przy okazjach „towarzyskich", zdobył inny utwór o życiu górali, znany dziś pod tytułem Czerwony pas. Jak już wspominano, jest to pieśń oparta na autentyku huculskim, zapisana przez Józefa Korzeniowskiego w jego popularnym ongi dramacie Karpaccy górale, do którego muzykę pisał Stanisław Moniuszko. Śpiewający dziś ową czarnohorską kołomyjkę podpici zazwyczaj wykonawcy rzadko kiedy domyślają się jej literackiej, historycznej i geograficznej proweniencji.

Oba te utwory, mimo iż popularne, trudno nazwać szlagierami rozrywkowymi, podobnie jak powszechnie znane pieśni turystyczne i harcerskie, wiążące się z Tatrami (Jak dobrze nam zdobywać góry...). Ale przeboje, w których Tatry i Zakopane stały się tematem, albo tylko scenerią dziejących się w nich romansowych zwykle treści mają historię niemal równie długą, jak rozrywkowa funkcja miasta pod Giewontem. Na przełomie lat 20. i 30. wszystkie ważniejsze lokale Zakopanego zafundowały sobie dancingi, na których przygrywały doborowe nieraz orkiestry - Golda, Petersburskiego, Karasińskie-go czy najpopularniejszy w Zakopanem big-band Bundzika i Melodysty (w restauracji Trzaski).

Grywane tam utwory rzadko kiedy miały wyraźniejszy związek z Tatrami, często natomiast można było słyszeć wiązanki co bardziej znanych śpiewek góralskich serwowanych -jak to się dzisiaj mówi - „do kotleta". Najczęściej grywano ogólnopolskie kicze muzyczne, których treść interpretowano po „tatrzańsku", na użytek zakopiańskich gości, ot, jak znane i dziś Puchowy śniegu tren czy Kochana.

Największych przebojów doczekały się Tatry i Zakopane właściwie dopiero po II wojnie światowej, kiedy to od 1948 r. cała Polska śpiewała piosenki Zygmunta Karasińskiego Czy pamiętasz tę noc w Zakopanem? ze słowami Aleksandra Jellina i Pozdrowienie od gór tegoż kompozytora ze słowami Eugeniusza Żytomirskiego.

W latach 50. utworów tego typu, choć o znacznie mniejszej popularności, powstawało wiele, a ich źródłem była albo muzyka ludowa, albo entuzjazm dla Funduszu Wczasów Pracowniczych (Wesoły pociąg).

Z końcem lat 50. góralszczyznę odkrył dla siebie polski jazz. Renomowani twórcy, z Krzysztofem Komedą-Trzcińskim, Andrzejem Trzaskowskim i Janem Ptaszynem-Wróblewskim brali na improwizacyjny warsztat sławne tematy podhalańskie, co dawało znakomite rezultaty z uwagi na wyrazistą rytmikę i często spotykane w muzyce góralskiej synkopy, zbliżające ją do jazzu. Radio popularyzowało zwłaszcza „wiązankę góralską" w wykonaniu zespołu jazzu tradycyjnego „New Orleans Stompers" (później „Warszawscy Stompersi"). Co dowcipniejsi muzycy jazzowi opracowywali także tatrzańskie kicze, prezentując ich znakomite pastisze - przykładem może tu być przygotowana przez Jana Ptaszyna-Wróblewskiego na zakopiańskie obchody 100-lecia urodzin Witkacego w 1985 r. wiązanka melodii Henryka Warsa z filmu Sportowiec mimo woli. 

W podobny sposób tematyka góralska trafiła do muzyki młodzieżowej - poprzez synkopowany rytm i modę na utwory typu folk. W latach 60. rzucono hasło „polska młodzież śpiewa polskie piosenki", w efekcie czego niemal wszystkie popularne zespoły młodzieżowe śpiewały „po góralsku", a np. Grupa Skifflowa „No to co" Piotra Janczerskiego z ludowości zrobiła swój program i świetną reklamę. Na koncertach, podczas festiwali muzycznych, w nagraniach radiowych i płytowych prócz tradycyjnych już „wiązanek góralskich" znajdowały się także beatowe opracowania śpiewek Hej, bystra woda, W murowanej piwnicy, Za górami, za lasami itp.

Znacznie rzadziej trafiały do muzyki młodzieżowej tematy tatrzańskie czy zakopiańskie nie wywodzące się z autentyku góralskiego. Zwykle tego typu piosenki nawiązywały do wcześniejszych kiczów tatrzańskich, będąc albo ich kontynuacją, albo pastiszem. Sporą popularność zdobyły w swoim czasie przeboje Karin Stanek Mam kogoś w Zakopanem Klaudiusza Magi z tekstem Krzysztofa Dzikowskiego, Maryli Rodowicz Zakopane - trzy, może nawet cztery dni z muzyką Adama Sławińskiego do tekstu Andrzeja Bianusza czy Czesława Niemena Domek bez adresu. Szlagierem stała się piosenka Wojciecha Młynarskiego z muzyką Janusza Senta Jesteśmy na wczasach, skomponowana w 1966 r. Popularność tego pastiszu, śpiewanego najzupełniej serio przez tysiące zakopiańskich wczasowiczów, popularyzowanego przez radio i telewizję, trwa do dziś.

Wojciech Młynarski, mieszkający zresztą „jedną nogą" w Kościelisku, kilkakrotnie jeszcze potem sięgał w swej twórczości do tematów podhalańskich, zawsze wykorzystując je jako swojego rodzaju dekorację, zawsze z przymrużeniem oka - tak jak w pochodzącej z 1970 r. piosence Gdzie Orawa i gdzie Spisz, z muzyką Jerzego Wasowskiego czy późniejszym (1974 r.), śpiewanym przezeń w duecie z Łucją Prus utworze Księżyc nad Kościeliskiem, do muzyki Włodzimierza Nahornego.

Samodzielny byt estradowy i antenowy zdobyły także niektóre piosenki Katarzyny Gartner i Ernesta Brylla ze śpiewogry Na szkle malowane, zwłaszcza Nie zmogła go kula w wykonaniu zespołu „2+1", Jak harnaś umierał z repertuaru Maryli Rodowicz czy Lipowa łyżka, którą śpiewał Czesław Niemen.

Zespołem, w którego muzyce tematyka tatrzańska i podhalańska była cechą immanentną, nie zaś koniunkturą czy modą, była grupa „Skaldowie". Zadecydował o tym niewątpliwie fakt, że założyciele „Skaldów" - bracia Andrzej i Jacek Zielińscy wywodzili się po kądzieli z zakopiańskiej rodziny góralskiej.

Starszy z braci - Andrzej, pianista i kompozytor, twórca większości piosenek, śpiewanych przez „Skaldów", urodził się 5 października 1944 r. w podkrakowskim Gdowie. Jacek - skrzypek i wokalista, także aranżer i kompozytor, urodził się w Krakowie 6 września 1946 r. Wychowywali się razem, dzieciństwo i młodość spędzając na przemian w zakopiańskim domu dziadków - znanej góralskiej rodziny Cukrów, i w Krakowie, gdzie ojciec - skrzypek - był jednym z założycieli powojennej orkiestry radiowej. Obaj wykazywali wielkie zamiłowanie do muzyki, stąd też wcześnie rozpoczęli edukację w tym kierunku. Pierwszą nauczycielką Andrzeja była pianistka Ewa Różycka, Jacek zaś po ojcu odziedziczywszy talent wiolinistyczny u niego pobierał pierwsze nauki. Obaj bracia poszli do krakowskiego Liceum Muzycznego, gdzie Andrzej kontynuował naukę gry na fortepianie u Ireny Rolanowskiej, zaś Jacek - gry na skrzypcach u Romana Kostki. Po ukończeniu szkoły średniej obaj bracia Zielińscy rozpoczęli studia w krakowskiej PWSM. Andrzej przez 3 lata kształcił się w pianistyce u Jana Hoffmana, a potem przeniósł się na kompozycję do klasy Lucjana Kaszyckiego, zaś Jacek najpierw studiował grę na altówce u Eugenii Umińskiej, potem przeniósł się na skrzypce do J. Kosmali.

Pierwsze kompozycje Andrzeja pochodzą jeszcze z okresu nauki w liceum, kiedy był związany z kabaretem „Sowizdrzał", jako autor muzyki i jeden z wykonawców. Później, krótko, występował w Sekstecie Krakowskim.

W okresie studiów postanowili założyć własny zespół beatowy. Początkowo dawało się pogodzić naukę z pracą muzyka estradowego. Ale rosnące powodzenie zespołu, stałe wyjazdy, trasy krajowe i zagraniczne spowodowały, że obaj bracia nie dotarli do dyplomów.

Wzorcem dla nowo powstałej grupy, która otrzymała nazwę „Skaldowie", stał się najlepszy angielski zespół rockowy wszechczasów „The Beatles". W stosunku do pierwowzoru jednak „Skaldowie" mieli znacznie bardziej rozbudowane instrumentarium i ...znacznie ciekawsze teksty.

Andrzej Zieliński był od początku szefem zespołu, grał na instrumentach klawiszowych i komponował muzykę do większości utworów. Jego brat Jacek był głównym wokalistą, grał na trąbce i skrzypcach - który to instrument, jako nieakceptowany wówczas przez młodzieżową publiczność używany był początkowo wyłącznie w nagraniach studyjnych, nigdy na estradzie. Pozostałymi członkami pierwszego składu „Skaldów" byli gitarzyści Zygmunt Kaczmarski (poza braćmi Zielińskimi jedyny w zespole muzyk profesjonalny) i jego brat Janusz Kaczmarski, gitarzysta basowy Feliks Nagliński i perkusista Jerzy Fasiński. Po roku dwukrotnie zmieniali „Skaldowie" gitarzystów, aż wreszcie skład zespołu ustalił się: Andrzej i Jacek Zielińscy, Jerzy Tarsiński (gitara), Konrad Ratyński (gitara basowa), Jan Budziaszek (perkusja).

Od początku współpracowali „Skaldowie" ze znakomitymi poetami. Najwięcej tekstów do muzyki Andrzeja Zielińskiego napisał Leszek Aleksander Moczulski. Poza nim piosenki zespołu współtworzyli m.in. Wojciech Młynarski, Agnieszka Osiecka, Ernest Brylł, Andrzej Bianusz, Andrzej Jastrzębiec-Kozłowski. Muzykę, poza Andrzejem, pisywał także Jacek Zieliński, a ponadto Konrad Ratyński i Adam Sławiński.

Już w grudniu 1965 r. zespół odniósł pierwszy sukces: piosenki A. Zielińskiego i L.A. Moczulskiego Moja czarownica i Jarmark zdobyły dwa pierwsze miejsca na Krakowskiej Giełdzie Piosenki. Potem wielokrotnie zespół „Skaldowie" zajmował czołowe miejsca na festiwalach piosenki, a w radiowych i telewizyjnych listach przebojów cieszył się sympatią słuchaczy w bardzo różnym wieku.

Niemal od samego początku działalności zespołu zarówno w muzyce, jak i w wykonawstwie „Skaldów" widać wyraźne wpływy muzyki góralskiej. Pierwszym szeroko znanym utworem tego typu była pochodząca z 1965 r. piosenka Uciekaj, uciekaj, ze słowami L.A. Moczulskiego, w której znaleźć można nawiązanie do znanej góralskiej nuty Kie Janicka wiedli od Lewoce. Bezpośrednio z nuty marsza zbójnickiego Podźme chlopci, podźme zbijać ... wywodzi się późniejszy utwór Zielińskiego i Moczulskiego - Na wirsycku, którego zabawny tekst utrzymany był także w stylizowanej gwarze, co u „Skaldów" zdarzało się nieczęsto:

Blisko nieba stojom Tatry,
dyscyk leje, dujom wiatry ...
La, la, la ...
Ni mom chęci do roboty,
ani rano ni wiecorem-
ej, stanę na wirsycku,
będę dyrektorem, będę dyrektorem.
Do powiatu będę pisać
barzo piękne sprawozdania:
ej, spojrzę tylko w gwiazdy,
reśta przydzie sama, reśta przydzie sama.
Zeby w drogę nam nikt nie wsed
i nie przerwał tego stania -
ej, kupie se kapelus,
wom będę się kłaniał, wom będę się kłaniał ...

Odniesienia do muzyki góralskiej brane metodą „nie wprost" zdarzają się częściej - tak np. w piosence Malowany dym Zieliński nawiązuje do nut podhalańskich przez muzykę Karola Szymanowskiego.

Kwintesencją góralskości w muzyce „Skaldów" i najbardziej może znaczącym utworem w ich 15-letniej działalności stała się kompozycja wokalno-instrumentalna Krywaniu, Krywaniu (jednocześnie tytułowy utwór wydanego w 1972 r. longplaya). W tym 20-minutowym dziele Andrzej Zieliński oparł się na starej góralskiej nucie, do której słowa napisał z początkiem XX wieku Kazimierz Przerwa-Tetmajer:

Krywaniu, Krywaniu wysoki!
Lecom, płynom spod tobie potoki
Tak się lejom moje łzy-jak one,
ej, łzy moje, łzy niezapłacone.
Krywaniu, Krywaniu wysoki!
Lecom, płynom nad tobom obłoki...
Tak się tocy moja myśl, jak one,
ej, myśli me, myśli me zdradzone.

Utwór Krywaniu, Krywaniu w znakomitej instrumentacji łączy muzykę podhalańską z cytatami z klasyki, z utworów Bacha, Rossiniego, Musorgskiego, Borodina i in. i jest jakby syntezą zainteresowań samych braci Zielińskich - klasycznie wykształconych muzyków góralskiego pochodzenia. Stąd może i w innych utworach „Skaldów" odniesienia do romantyzmu muzycznego (Wspólny jest nasz świat), baroku (Sarabanda nieznanej miłości, Prześliczna wiolonczelistka, Prawo Izaaka Newtona) czy muzyki klasycznej (Kochajcie Bacha, dziewczęta).

Mimo bliskich kontaktów z góralskim folklorem żaden ze „Skaldów" nigdy nie grał w podhalańskiej kapeli i nie wyszedł poza bierne w niej uczestnictwo na występach folklorystycznych na estradzie czy na gruncie prywatnym. Bowiem Andrzej Zieliński „umocnił" swe związki z góralszczyzną przez małżeństwo z Jolantą Biernacikówną, córką Mieczysława, góralskiego kowala-artysty, znawcy folkloru i wybitnego działacza kulturalnego. Szef „Skaldów" przeniósł się w latach 70. na stałe do Zakopanego i w willi przy ul. Szymanowskiego odbywały się próby zespołu, który publicznie grywał pod Giewontem nader rzadko. Częściej można było obejrzeć „Skaldów" na estradach krajowych i zagranicznych, w telewizji (Listy śpiewające w reżyserii Olgi Lipińskiej) raz w filmach Kulig, Mocne uderzenie i Cierpkie głogi.

Obaj bracia Zielińscy od dziecka uprawiali turystykę górską, a Jacek pozostał jej wierny do dziś. Nigdy nie uprawiał wspinaczki, ale chętnie wędrował po Tatrach, Beskidach, Pieninach i Bieszczadach z rodziną, czasem także z członkami zespołu.

W latach 80. po wyjeździe Andrzeja Zielińskiego do Stanów Zjednoczonych zespół zawiesił na parę lat działalność, by powrócić na estrady pod kierunkiem Jacka Zielińskiego dopiero w 1987 r.

Zespół KrywańW samym Zakopanem, przy Młodzieżowym Domu Kultury „Jutrzenka" w 1973 r. powstał zespół „Krywań" - jedyna lokalna grupa młodzieżowa, całkowicie opierająca swoją muzykę na góralszczyźnie, która zyskała szeroką, choć stosunkowo krótkotrwałą renomę. Zespół składał się początkowo z młodzieży zakopiańskiego Technikum Budowlanego i Liceum Ogólnokształcącego, a z ramienia MDK opiekował się nim Jan Chrobak, już od 1966 r. działający w Zakopanem jako instruktor młodzieżowych grup beatowych. On to właśnie był twórcą oryginalnego stylu nowo powstałego zespołu.

Liderem „Krywania" był Andrzej Brandtstatter - wokalista, gitarzysta i skrzypek. Poza nim w pierwszym składzie znaleźli się także: Halina Jawor i Jadwiga Gostkowska - wokalistki, Michał Bujak - gitara solowa, Krzysztof Gąsienica-Gładczan - gitara rytmiczna, Ryszard Jawor - gitara basowa, Andrzej Mossakowski - perkusja, a także Jan Karpiel-Bułecka, grający na góralskich instrumentach ludowych. On to właśnie nadał w pierwszym okresie zespołowi indywidualny charakter sprawiając, że „Krywań" nie stał się jedną z wielu grup beatowych, dla których muzyka ludowa była tylko tematem dla mniej czy bardziej artystycznych opracowań. Piosenki zakopiańskiego zespołu, prezentowane w nowoczesnej aranżacji, były niemal wiernym oddaniem autentyku góralskiego, a wszystkie teksty śpiewane były gwarą podhalańską - mimo że rodowici górale stanowili niewielki procent składu grupy.

Zespół „Krywań" rozpoczął działalność w styczniu 1973 r. a 8 czerwca 1974 r. odniósł swój pierwszy poważniejszy sukces zdobywając główną nagrodę - „Wierzbową fujarkę" - na ogólnopolskim festiwalu zespołów młodzieżowych „W rytmie ludowym" w Miechowie.

Po odejściu Brandtstattera do wojska główną indywidualnością „Krywania" stał się absolwent Szkoły Muzycznej Andrzej Mossakowski, grający w nowym składzie na instrumentach klawiszowych, wspierany przez wiolonczelistkę i śpiewaczkę Mariolę Kacwin i perkusistę Włodzimierza Mrugałę. W tym składzie grupa przez kilka lat koncertowała w Zakopanem i na terenie Polski południowej zdobywając coraz większą popularność. W maju 1975 r. „Krywań" wywalczył główną nagrodę na festiwalu piosenki szkolnej „Wrocławski maj", gdzie stanowił jedną z większych atrakcji imprezy.

Największym kłopotem w pracy z zespołami szkolnymi jest płynność kadr. Studia rozproszyły zdolniejszych muzyków poza Zakopane. W 1977 r. po odejściu Jana Karpiela i Andrzeja Mossakows-kiego i po powrocie Andrzeja Brandtstattera ukształtował się nowy skład zespołu: wokalistki - Ewa Brandtstatter, Bożena i Lidia Graca oraz Elżbieta Janik, Andrzej Brandtstatter - śpiew, gitara, skrzypce, Marian Banaś - gitara solowa, Andrzej Sikorski - gitara basowa, Maria Hołuj - organy, Andrzej Majerczyk - skrzypce, Robert Krzysztofiak - perkusja.

W 1977 r. „Krywań" wygrał terenowe eliminacje i dostał się do finału Festiwalu Piosenki Rosyjskiej i Radzieckiej w Zielonej Górze, dla potrzeb tej imprezy robiąc jedyne odstępstwo od swojej tradycyjnej linii repertuarowej i przedstawiając czastuszki i romanse cygańskie. Dostał wtedy nagrodę redakcji „Nowej Wsi" (która od początku do końca istnienia zespołu wiernie mu kibicowała) i Związku Harcerstwa Polskiego, zdobywając także prawo do udziału w Międzynarodowych Bydgoskich Impresjach Muzycznych.

Rok 1978 przyniósł może największe osiągnięcie w karierze zespołu: po krajowych eliminacjach „Krywań" trafił do Złotej Dziesiątki debiutantów młodzieżowych, co oznaczało desygnowanie do koncertu debiutów na Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu

W międzyczasie seria występów promocyjnych ugruntowała popularność zespołu, który zaczął czuć się niemal grupą profesjonalną. Z drugiej strony jednak nieobycie z zawodową estradą, trema i kłopoty osobiste członków zespołu spowodowały, że opolski debiut wypadł nie najlepiej. „Krywań" nie zdobył żadnej z nagród, ale zyskał wielkie powodzenie u festiwalowej publiczności, gorąco -jak zwykle - oklaskującej góralszczyznę i urzeczonej zarówno góralskim brzmieniem zespołu, jak i pięknymi strojami, projektowanymi dla „Krywania" przez Jana Chrobaka i Władysława Klamerusa, a stylowo wykonanymi przez Technikum Tkactwa Artystycznego i spółdzielnię „Zawrat".

Koncertowy repertuar „Krywania", z którym objeżdżali miasta Polski, składał się, jako się rzekło, z autentycznych melodii góralskich, zaaranżowanych przez członków zespołu na instrumenty beatowe. Sygnałem - pierwszym utworem grywanym na występach, była nuta Krywaniu, Krywaniu z tekstem Tetmajera. Występ kończyła zaś niemal półgodzinna suita Elegia na śmierć Janosika, zestawiona z kilku melodii, nawiązujących do tradycji zbójnickiej.

Po występie opolskim zespół „Krywań" postanowił przejść na zawodowstwo i udał się pod opiekę Estrady Poznańskiej, by występować na koncertowych trasach wspólnie z „Silną Grupą pod Wezwaniem" Jacka Nieżychowskiego. W styczniu 1979 r. niemal dokładnie w szóstą rocznicę powstania grupy, w zakopiańskim Miejskim Ośrodku Kultury odbył się ostatni, pożegnalny występ „Krywania" jako zespołu działającego pod patronatem domu młodzieżowego „Jutrzenka". Kilka miesięcy potem, latem 1979 r. zespół przestał istnieć - młodzi muzycy nie wytrzymali trudów profesjonalnej estrady.

Z pierwszego składu grupy jedynie Andrzej Mossakowski został zawodowym muzykiem. Z ostatniego - przy muzyce nie pozostał nikt. Do czasu jednak. 

W latach 80. XX w.  tematyka góralska trafia do piosenki młodzieżowej bardzo rzadko - najczęściej jako pastisz, taki jak w przeboju Rudiego Schubertha i „Wałów Jagiellońskich" Córka rybaka (1984). Czasami spotkać można tatrzańskie elementy w piosenkach młodzieżowych, wywodzących się z tradycji turystycznej lub z kiczu tatrzańskiego - jak choćby niezbyt udany szlagier z festiwalu opolskiego (1981 r.) A w schronisku bal Aleksandra Maliszewskiego i Jana Sławko czy wysoko notowany na listach przebojów utwór, skomponowany przez Adama Patoha do tekstu Wojciecha Filipowskiego Panorama Tatr, wykonywany przez grupę „Papa Dance". W 1987 r. krótkotrwałą, choć burzliwą karierę na listach przebojów i wśród zakopiańskich gości zrobiła piosenka Kurort, z refrenem Zakopane, Zakopane, spaceruje pani z panem, prezentowana przez zespół „Sztywny Pal Azji".

Osobny nurt tatrzański, czy szerzej - górski, od lat pojawia się w powstających coraz liczniej studenckich i harcerskich piosenkach turystycznych. W latach 70. wielką popularność zdobył krakowski zespół „Wolna Grupa Bukowina" z liderem Wojciechem Belonem, wprowadzający do swych piosenek elementy tatrzańskie. Wiele tego typu utworów pojawia się na przeglądach piosenki turystycznej „Japa". Najczęściej jednak powstają one podczas górskich rajdów, przy ognisku czy w schronisku. Z rzadka trafiają do programów radiowych, jeszcze rzadziej są publikowane w formie płyt, kaset czy nut. Ich opracowanie trzeba pozostawić przyszłemu czasowi.

W pierwszej połowie lat 90. XX wieku powróciła moda na opracowania góralszczyzny w muzyce rozrywkowej. Pierwszym sygnałem nadchodzącej fali były wspólne nagrania kapeli "Trebunie-Tutki" z Białego Dunajca, kierowanej przez Krzysztofa Trebunię z zespołem "Twinkle Brothers" z Jamajki. Rasmani z egzotycznego kraju potrafili świetnie zgrać się z autentycznymi rytmami góralskimi, a nagrane w ten sposób dwie płyty stały się na Podhalu i wśród amerykańskiej Polonii prawdziwymi przebojami. Zespół "Trebunie-Tutki" idąc "za ciosem" wkrótce nagrał kilka płyt, prezentując góralską muzykę w opracowaniach rockowych, hip-hopowych, a nawet raperskich. Wkrótce stał się czołową kapelą nie tylko Podhala, ale i Polski.

W 1993 r. reaktywowany zespół "Krywań" zaprezentował publiczności inny rodzaj muzyki. Święcąca od lat triumfy undergroundowa muzyka dyskotekowa, nazywana niekiedy "chodnikową" czy "biesiadną" opanowały radiowe i telewizyjne anteny, lansując bardzo popularny, łatwy i wpadający w ucho, a przy tym dobrze nadający się do tańca styl "disco polo". "Krywań", łącząc góralskie nuty z nowoczesnym, elektronicznym instrumentarium, śpiewając proste, banalne teksty trafił w gust publiczności, wkrótce bijąc rekordy popularności, nie tylko w Zakopanem. Niebawem, na skutek niesnasek wewnątrz zespołu, grupa podzieliła się, a w zasadzie odszedł z niej jej lider Andrzej Brandstatter, tworząc nowy zespół - "Hawrań", z tym samym rodzajem muzyki. zainteresowania publiczności starczyło na obie formacje, stąd niebawem podobne kapele zaczęly wyrastać jak grzyby po deszczu. Ogromne powodzenie zyskał dziewczęczy zespół wokalny z Bukowiny - "Gronicki", a potem grupa "Siwy Dym". Po kilku latach moda na "disco polo" zniknęła z głównych anten radia i telewizji, nie tracąc popularności w prowincjonalnych dyskotekach i wśród amerykańskiej diaspory góralskiej.

Raz uruchomiona machina promocyjna góralszczyzny wszakże działała dalej. Niezwykle interesującym eksperymentem muzycznym stały się w drugiej połowie lat 90. XX w. wspólne koncerty, a nawet nagrania płyt grup jazzowych i kapel góralskich. Największe powodzenie zyskały występy zespołu Zbigniewa Namysłowskiego z kapelą Jana Karpiela-Bułecki. Po reaktywowaniu zaś jazzowego festiwalu na Kalatówkach do tradycji tej imprezy weszło wspólne muzykowanie jazzmanów z góralami - głównie w restauracji regionalnej "Sopa" przy ul. Kościeliskiej.

W muzyce "pop" moda na łączenie pierwiastków rockowych i hip-hopowych z góralszczyzną przyszła do Polski wraz z modą na tzw. muzykę "etniczną" za pośrednictwem Bałkanów i wielkiego guru tej muzyki - Gorana Bregovića, który nagrywając płytę z polską wokalistą Katarzyną Szczot, znaną jako Kayah w 1999 wypromował nurt polskiego "etno", m.in. dzięki pomocy Sebastiana Karpiela-Bułecki z kolegami, z którymi razem nagrali słynny przebój "Prawy do lewego", będący kwintesencją kiczu muzycznego.

Zapewne był to pastisz, podobnie jak wiele innych utworów tego typu, ale został jak najbardziej serio przyjęty przez szerokie kręgi publiczności. Podobny archetyp ma twórczość grupy "Golec Uorkiestra" -  zespołu górali żywieckich, którzy swoją wielką karierę rozpoczęli w 1998 roku występami, łączącymi góralszczyznę i jazz. W 1999 roku ukazała się pierwsza płyta zespołu, a na niej super przebój "Lornetka", którego muzyka oczywiście nie miała nic wspólnego z góralszczyzną, ale już słowa (autorstwa Olgi i Rafała Golców) - tak. Utwór był wesoły, dowcipny, ale przyjęty zupełnie serio, podobnie jak zupełnie już góralskie w treści i popowe w formie Kochom Ciebie dziywcyno, Ej, Janicku ka ześ jest, Skrzypki, czy  Na holi. Kolejna płyta nagrana przez bliźniaków Pawła i Łukasza Golców z Milówki wraz z zespołem w 2000 r. przyniosła m.in. przebój Ściernisko, już wprost kojarzony zarówno z Zakopanem i jego olimpijskimi ambicjami, jak i chicagowskimi odniesieniami górali podhalańskich. Ba! powoływał się nań amerykański prezydent George Bush w czasie swojej wizyty w Polsce!

Trzecią spośród najbardziej znanych grup, popularnych wśród różnych pokoleń słuchaczy, łączącą muzykę pop z motywami góralskimi stał się zespół "Brathanki", założony w Krakowie z końcem 1998 roku, który w znacznej mierze korzystał z folkloru karpackiego, w tym węgierskiego i góralskiego. Na drugiej płycie zespołu, poza superprzebojem (w którym też widzimy cieniutką ironię pastiszu...) W kinie w Lublinie, znalazł się m.in. dawny utwór Stanisława Hadyny pt. Hej góry... z refrenem:

Hej góry, hej góry
Czemu w sercu smutek
Skoro w niebie zagrają
Na góralska nutę...
Hej góry, hej góry
Czemu w sercu trwoga
Skoro z wierchów ciut bliżej
Jest do Pana Boga

Jak widać, większość tych supergrup, sięgających do motywiki muzycznej góralszczyzny, gwarowych tekstów czy innych odniesień góralskich czy górskich, powstało w ostatnich chwilach XX wieku, a karierę zrobiło na przełomie wieków. Podobnie było przed stu laty. Styl zakopiański, jako modne łączenie artystycznej secesji z ludową sztuką zdobnictwa i budownictwa, jako archaizacja polskiego języka przez przydawanie mu góralskich wtrętów czy koncertowe opracowania muzyki podhalańskiej jest, zdaje się, charakterystyczny dla dekadencji związanej z fin-de-sieclem. Zapewne, w małych ilościach taki synkretyzm jest celowy, dla nowatorskiego spojrzenia na skostniałą sztukę. W czasach upadku poczucia humoru posługiwanie się pastiszem może jednak przynieść skutek odwrotny do zamierzonego - założony dowcip zostanie przyjęty jak najbardziej serio. Co gorsza - a widać to wyraźnie choćby w rozwoju artystycznym wymienionych tu grup - komercyjny sukces pastiszowych piosenek prowadzi do produkowania ich w coraz większej liczbie, a w konsekwencji, jak się wydaje, sami artyści zaczynają serio traktować swoje poprzednie zabawy. 

Folklor, przenikający sztukę artystyczną, w większych ilościach staje się mało strawny. W końcu, gotowanie zupy z samego pieprzu nawet w kuchni Księżnej w Krainie Czarów nie przynosiło żadnych rezultatów poza kichaniem.

 ő Powrót do spisu treści   

Dalej ř