Projekt okładki - Rita Walter-Łomnicka, zdjęcie Tatr - Kryspin Sawicz Lidia Długołęcka
Maciej Pinkwart


MUZYKA I TATRY

IGNACY JAN PADEREWSKI

„Najlepszy pianista wśród premierów" - mówiono o nim uszczypliwie i, mimo złośliwości, było to określenie całkiem trafne. Niezbyt często Paderewski bywał pod Tatrami, ale dzięki swej wybitnej osobowości zostawił po sobie w Zakopanem wdzięczną pamięć, a Podhalanie mogą sobie poczytać za zaszczyt, iż ich kraina pozostawiła w jego twórczości trwałe ślady.

Ignacy Jan PaderewskiUrodził się 18 listopada 1860 r. w Kuryłówce na Podolu, zmarł zaś 29 czerwca 1941 r. w Nowym Jorku. Podobnie jak jego następcy na tatrzańskich szlakach - Karłowicz i Szymanowski - wywodził się ze wschodnich kresów Polski, a jego droga pod Giewont prowadziła przez Warszawę, gdzie przez pięć lat studiował w Instytucie Muzycznym. Potem w 1882 r. podjął naukę w Berlinie u Friedricha Kiela - tego samego, u którego Zygmunt Noskowski przedstawiał jako zadanie szkolne z kompozycji swoje Morskie Oko.

Ciężka praca i ogólne osłabienie nerwowe w czerwcu 1882 r. skierowały Paderewskiego do najsłynniejszego lekarza ówczesnej Warszawy, doktora Tytusa Chałubińskiego. W warszawskim domu doktora, przy ul. Mokotowskiej, bywał potem często - najpierw jako pacjent, potem jako przyjaciel. Oczywiście, grywał muzykalnemu lekarzowi na fortepianie i chętnie dyskutował na tematy muzyczne, odwiedzając Chałubińskiego w towarzystwie swego przyjaciela Jana Kleczyńskiego, u którego w redakcji „Echa Muzycznego i Teatralnego" niedawno debiutował jako recenzent.

Kleczyński znał się z Chałubińskim już wcześniej, nawet zdążył się zarazić jego pasją tatrzańską i umiłowaniem folkloru góralskiego. Właśnie lato 1882 r. spędził w Zakopanem, zapoznał się z muzyką podhalańską i teraz nie szczędził słów, by wraz z doktorem namówić Paderewskiego do posłuchania jej u źródła.

Paderewski - admirator i propagator Chopina, wiedział jak bardzo silnie polska muzyka ludowa może wpływać na kompozytorów. Toteż chętnie latem 1883 r. wybrał się do Zakopanego wespół z Kleczyńskim i skrzypkiem Władysławem Górskim (z którym od kilku lat się przyjaźnił i razem koncertował). Tytus Chałubiński poznał go w Zakopanem ze słynnym już wówczas Bartusiem Obrochtą, który stał się jego głównym nauczycielem z zakresu góralszczyzny. Z Bartusiowych skrzypiec, a także ze spotkań z góralami podczas wycieczek po Podhalu i w Tatry czerpał Paderewski natchnienie do własnej pracy twórczej. Bowiem podczas pierwszego pobytu pod Giewontem rozpoczął pracę nad zbiorem opracowań muzyki góralskiej na fortepian na cztery ręce. Cykl ten otrzymał tytuł Album tatrzańskie.

Album TatrzańskiePracę tę Paderewski ukończył w roku następnym, ale już w jesieni 1883 r. Władysław Górski recenzował ją w „Tygodniku Ilustrowanym" pisząc, że kompozytor potrafił tak wyzyskać pieśń ludową, że się nie zatarła jej pierwotna barwa, przeciwnie - harmoniami uwydatni! ją jeszcze bardziej i odzwierciedlił jej fantastyczny pierwiastek i otoczenie, w którym powstawała. Dziś nie podzielalibyśmy zapewne tych poglądów Górskiego i niewielu pianistów ma dzieło Paderewskiego w repertuarze. Niemniej jednak wypada stwierdzić, że cykl ten jest pierwszym dziełem profesjonalnego twórcy, które ukazało szerokiej publiczności - nie tylko polskiej - utwory muzyki ludowej Podhala.

Kilka tańców z Album tatrzańskiego przerobił Paderewski na dwie ręce i zaprezentował je sam publicznie po raz pierwszy w sali Dworca Tatrzańskiego przy Krupówkach w sierpniu 1883 r., w drugiej części koncertu poświęconego głównie utworom skrzypcowym, które wykonywał Władysław Górski przy akompaniamencie Paderewskiego.

Gdy na fortepianie Bösendorfera zabrzmiały dźwięki, wywodzące się z muzyki góralskiej - entuzjazm zakochanej w Tatrach publiczności był niebywały. Ferdynand Hoesick, wspominając po latach ten koncert pisał, że owe tańce Paderewski zagrał z taką porywającą dziarskością, a nade wszystko z takim odczuciem ducha muzyki góralskiej, że mi ich dzika, zbójecka melodia dotąd brzmi w uszach, że jeszcze w tej chwili -po kilkunastu latach - doskonale sobie przypominam istny huragan oklasków i bisów, od których zdawały się drżeć drewniane ściany sali.

Przymknąwszy oczy, widzę nie tylko złotą czuprynę kłaniającego się artysty, ale i Chałubińskiego w odwróconym do góry kożuchem serdaku. Sędziwy ,,król tatrzański" (...) nie mógł usiedzieć na swoim krześle w pierwszym rzędzie, lecz powstawszy z miejsca, bił brawo jak student na paradyzie, aż w końcu uniesiony ogólnym zapałem, podszedł do estrady i uściskał młodego wirtuoza - kompozytora.

Tego lata koncertował Paderewski jeszcze w willi „Adasiówka" u hrabiny Róży Krasińskiej (synowej wieszcza Zygmunta) - tam, gdzie dziś mieści się pensjonat dla księży „Księżówka" przy al. Przewodników Tatrzańskich, brał także udział w bogatym życiu towarzyskim i społecznym podtatrzańskiej stolicy, bywał na przyjęciach, wygłaszał polityczne przemówienia.

Obowiązki koncertowe zmusiły go z końcem sezonu do wyjazdu z Zakopanego - powędrował wówczas z Władysławem Górskim na tournée po galicyjskich uzdrowiskach, m.in. odwiedzając Szczawnicę. Na łamach redagowanego przez Kleczyńskiego „Echa Muzycznego i Teatralnego" melomani mogli zapoznać się jeszcze w tym samym roku z pierwszymi kompozycjami tatrzańskimi Paderewskiego. *

Po powrocie do Berlina, w końcu 1883 r. podjął studia kompozytorskie, tym razem u Henryka Urbana, znakomitego niemieckiego pedagoga, u którego tajniki wiedzy muzycznej zgłębiali potem także Wanda Landowska i Mieczysław Karłowicz. Nie zapominał wszakże o Tatrach i w listach do Heleny i Władysława Górskich powracał niejednokrotnie wspomnieniami do pobytu w Zakopanem, planując kolejny przyjazd na Podhale w następnym sezonie.

Rzeczywiście, l lipca 1884 r. stanął ponownie pod Giewontem, gdzie oczekiwali już na niego Górscy i dr Tytus Chałubiński. Paderewski przywiózł do Zakopanego szkic kompozycyjny Koncertu fortepianowego a-moll, nad którym pracę rozpoczął w Berlinie i chciał wykończyć utwór w czasie wakacji. Wkrótce dołączył do ubiegłorocznych towarzyszy i Jan Kleczyński. By wzbogacić kolekcję muzykaliów podhalańskich, gromadzoną przez młodych muzyków i przez siebie, Chałubiński zorganizował wtedy wycieczkę etnograficzną na Podhale, zabierając jeszcze ze sobą muzycznego eksperta - Bartusia Obrochtę. 18 sierpnia 1884 r. Chałubiński, Paderewski i Kleczyński, wraz z towarzyszącymi im góralami, wyjechali przez Poronin do Zębu, następnie zwiedzali Nowe Bystre i Ratułów, by dotrzeć do Czarnego Dunajca i Chochołowa. Wyprawa trwała 8 dni, a jej plonem było wiele nowych melodii i tekstów, zapisanych w notatnikach kolekcjonerów.

Po powrocie do Zakopanego niewiele było już czasu na pracę kompozytorską. Paderewski poczuł pustkę w kieszeni i zwracając się o pomoc do swego przyjaciela i mecenasa, właściciela fabryki fortepianów w Warszawie Henryka Kerntopfa, pisał: Jadąc tutaj, ani się spodziewałem, że mnie ten wypoczynek taką masę pieniędzy kosztować będzie. Na pozór wszystko jest tanio, lecz jak przyjdą wycieczki, zabawy, a jeszcze dobroczynne składki, to kieszenie się wypróżniają z szalonym pośpiechem. Sześćdziesiąt guldenów na tydzień wychodzi i diabeł wie na co ...

By poprawić swoją sytuację finansową, Paderewski z Górskim zorganizowali wtedy w Dworcu Tatrzańskim koncert na swój dochód, a potem jeszcze trzy inne na cele dobroczynne.

Sytuacja osobista Paderewskiego zaczęła się także komplikować. Ukształtowana jeszcze w ubiegłym roku sympatia z żoną Władysława Górskiego, Heleną, rozwijała się w dalszym ciągu, powoli przechodząc w romans. Akompaniator wybitnego skrzypka stawał się w coraz większym stopniu przyjacielem jego żony. Po kilku latach małżeństwo Górskich zostanie unieważnione i Paderewski poślubi starszą o 4 lata Helenę ...

Właśnie Helena Górska zarekomendowała Paderewskiego zjeżdżającej w tym roku do Zakopanego wielkiej damie światowego teatru - Helenie Modrzejewskiej. Spotkały się na drodze, łączącej Kraków z Zakopanem: Górscy wyjeżdżali, a państwo Chłapowscy (tzn. Helena Modrzejewska i jej mąż, Karol Chłapowski) dążyli pod Giewont, gdzie właśnie miała się odbyć uroczystość inauguracji zakopiańskiego domu amerykańskiej gwiazdy.

Poświęcenie „Modrzejowa" zorganizowano 29 sierpnia 1884 r. Willa stanęła u podnóża Antałówki, wybudowana według projektu przyrodniego brata Heleny, Adolfa Opida. Ceremonii dokonał pierwszy zakopiański proboszcz, ks. Józef Stolarczyk, a w salonie „Modrzejowa" zgromadziła się cała zakopiańska „śmietanka" tamtego sezonu, m.in. Pawlikowscy i Chałubińscy. Stary doktor przyprowadził ze sobą Paderewskiego, który stał się jedną z „gwiazd" tamtej uroczystości.

Zobaczywszy w salonie fortepian, zasiadł doń zaraz po poświęceniu i zaimprowizował na cześć gospodyni brawurowy utwór, który potem, jako Krakowiak fantastyczny op. 14 nr 6 wszedł do stałego repertuaru Paderewskiego, a niebawem także i innych pianistów. Oczywiście, nie zabrakło deklamacji samej Modrzejewskiej oraz góralskiej muzyki, granej przez kapelę Bartusia Obrochty.

Tego właśnie wieczora rozpoczęła się długoletnia przyjaźń między Paderewskim, a starszą odeń o 20 lat Heleną Modrzejewską i jej mężem. Długie rozmowy w „Modrzejowie" pozwoliły aktorce dobrze poznać plany artystyczne Paderewskiego. Modrzejewska, jak nikt inny rozumiejąc wymogi sceny i estrady, doceniała twórczość kompozytorską swego gościa, ale widziała w nim przede wszystkim pianistę - wirtuoza. On sam nieraz o takiej karierze myślał, zamierzając nawet podjąć w Wiedniu studia pianistyczne - brakowało mu na to jednak pieniędzy.

By je zdobyć, zamierzał w drodze powrotnej z Zakopanego wystąpić w Krakowie. Jednakże jego niewiele wówczas mówiące nazwisko nie ściągnęłoby wielkiej liczby słuchaczy. Helena Modrzejewska zaproponowała wówczas, że weźmie w tym koncercie udział, by uatrakcyjnić program i przyciągnąć więcej publiczności: nie występowała w swoim rodzinnym Krakowie od lat, a fama o jej sukcesach za oceanem była pod Wawelem szczególnie żywo komentowana, co gwarantowało powodzenie.

Koncert ten, z udziałem Paderewskiego, Modrzejewskiej i drugiego pianisty -Franciszka Bylińskiego, który partnerował kompozytorowi w Album tatrzańskim, odbył się 3 października 1984 r. w sali Hotelu Saskiego i przyniósł wielki sukces, zarówno artystyczny jak i finansowy.

Los sprawił, że w wiele lat potem, gdy twórca Album tatrzańskiego sam zdobył już wielką sławę w Ameryce, mógł odwdzięczyć się Modrzejewskiej, organizując w 1905 r. w nowojorskiej Metropolitan Opera House uroczysty „testimonial" - pożegnanie sceniczne Heleny Modrzejewskiej, z udziałem najwybitniejszych aktorów amerykańskich. Wielka aktorka, po latach olśniewającej kariery, nie dorobiła się majątku, który zapewniłby jej spokojną starość. Dochód z nowojorskiego przedstawienia pozwolił jej w spokoju doczekać końca swych dni.

Po uroczystym otwarciu „Modrzejowa" Tytus Chałubiński znów porwał Paderewskiego na kolejną wycieczkę, tym razem pięciodniową, „bez programu", w Tatry Wysokie. I znów trzeba było się, dla studiów, pożegnać z Zakopanem. Kilka miesięcy nauki w Wiedniu i wstawiennictwo Teodora Leszetyckiego pozwoliły Paderewskiemu rozpocząć pracę pedagogiczną w konserwatorium w Strasburgu. Utrzymywał wszakże nadal kontakt ze swymi zakopiańskimi przyjaciółmi, a dr Chałubiński ratował go z kłopotów zdrowotnych, przysyłając z Warszawy porady lekarskie:

Szanowny, Kochany Panie Ignacy!

Na koniec przecie wiadomości od Was. Cały rok wspominaliśmy z utęsknieniem. Posyłam Wam 2 recepty. Jedna na roztwór sublimatu. Druga na roztwór boraksu w spirytusie.

Ponieważ łupież bardzo się rozwielmożniła (!), więc pierwszy tydzień traktujcie skórę na głowie wyłącznie sublimatem. Lecz po tygodniu już spróbujcie tylko raz, a najwyżej dwa razy na tydzień sublimatu, ale za to co dzień bardzo pilnie wycierać skórę boraksowym roztworem (...). Ślicznie by było, gdybyście sobie mogli znaleźć czas na odpoczynek w górach

Wasz zawsze życzliwy

Dr Chałubiński ;

Ma zatem „kroi Tatr" swój udział w uratowaniu słynnej „lwiej grzywy" Paderewskiego – obiektu podziwu lub drwin na całym świecie.

Od jesieni 1886 r. Paderewski bywał w warszawskim domu Chałubińskiego niemal codziennie. Doktor był fanatycznym wielbicielem Mozarta i każdego wieczoru kazał sobie grywać utwory Wolfganga Amadeusza twierdząc, że nie zna innego równie znakomitego kompozytora. Urażony w swych ambicjach Paderewski wrócił kiedyś od Chałubińskiego i w jeden wieczór skomponował menueta a la Mozart. A w parę dni później, znów molestowany o kolejny utwór wiedeńskiego klasyka, zasiadł do fortepianu i zagrał własną kompozycję. Po wielu latach wspominał w swoim pamiętniku:

Nie zdołałem skończyć, gdy kochany doktor zerwał się na równe nogi z okrzykiem:

- O, Mozart! Co za cudny utwór. Niech pan powie, mój drogi, czy znalazłby się dzisiaj kompozytor -dolny do napisania czegoś równie pięknego?

Spojrzawszy na nich (był obecny jeszcze przyjaciel Chałubińskiego, Aleksander Świętochowski) roześmiałem się i powiedziałem:

- Jest taki, to ja (...).

Poprosili o Mozarta dopiero po paru dniach; zagrałem go z przyjemnością, wyrzucając sobie tamten żart. Po Mozarcie poprosili z kolei, bardzo grzecznie, o mego menueta. Wszyscy byliśmy wzruszeni. Zagrałem go ze skruchą w sercu, oni jednakże oświadczyli, że bardzo im się podoba, i w krótkim czasie tak się w nim rozsmakowali, że odtąd stale musiałem go grywać. Wówczas uświadomiłem sobie, że ten właśnie utwór uczyni mnie znanym-pomoże mi w mej karierze.

Skomponowany dla Chałubińskiego Menuet G-dur op. 14 nr 1 stał się „żelaznym" bisem Paderewskiego, wszedł także do repertuaru wielu pianistów na świecie.

W owym czasie stan zdrowia Chałubińskiego pogarszał się z roku na rok. Po częściowym paraliżu, który poraził go podczas wycieczki na Rohacze w 1886 r., doktor osiadł na stałe w Zakopanem.

Rok 1889 przyniósł Paderewskiemu pasmo sukcesów, odniesionych w Paryżu i Wiedniu. Będąc przejazdem w Krakowie dowiedział się o krytycznym stanie zdrowia przyjaciela i natychmiast, 17 października 1889 r. przyjechał do Zakopanego. Tutaj przy łożu umierającego Chałubińskiego dał swój zapewne najsmutniejszy koncert, grając ulubione utwory doktora - dzieła Beethovena, Schumanna, Chopina, zapewne Mozarta i swoje. Poza rodziną, w wieczorze tym uczestniczyli także najbliżsi zakopiańscy przyjaciele Chałubińskiego - Stanisław Witkiewicz i Bronisław Dembowski. 4 listopada 1889 r. dr Tytus Chałubiński zmarł.

Wrażenia z Tatr głęboko zapadły w artystyczną duszę Paderewskiego. Przez wiele lat kompozytor nosił się z zamiarem powrócenia do motywów tatrzańskich w swojej twórczości, jednakże codzienna działalność koncertowa odsuwała na dalszy plan skupienie się nad jakąś większą pracą.

Literat Alfred Nossig zaproponował wreszcie Paderewskiemu napisanie opery do jego libretta. Po wielu rozmowach, z początkiem 1893 r. Paderewski mógł zapoznać się ze wstępnym szkicem dramatu By usposobić przychylnie kompozytora do swej propozycji, Nossig usytuował akcję opery na Podhalu, w XVII wieku. Maryla, córka kasztelana syrenieckiego, miała w operze wychodzić za mąż za syna wojewody. Jednakże w dzień ślubu na orszak, wiozący pannę młodą napadła banda zbójników tatrzańskich, dowodzona przez ... husarza Janusza, odrzuconego uprzednio narzeczonego Maryli. Zbójnicy uprowadzają dziewczynę do jej rodzinnego zamku, który wznosi się na brzegu Morskiego Oka w Tatrach i tam rozgrywa się okrutna bitwa między szlachtą, na której czele stoi wojewodzic, a góralami pod wodzą Janusza. Ten, śmiertelnie ranny, przeklina Marylę, która odtrącona przez wszystkich, ginie samobójczą śmiercią w nurtach jeziora.

W muzyce przewidywał librecista równie nadobne kawałki, które obowiązkowo rzuciłyby zdumioną publiczność na kolana: marsz weselny, wielki polonez, taniec zbójnicki i ... balladę cygańską. W drugim akcie, dziejącym się nad Morskim Okiem, Nossig zamierzał umieścić w tle sceny ruchomą wielką panoramę Tatr.

Kicz zatem miał to być na iście amerykańską skalę, ale na szczęście Paderewski nie zamierzał wypełniać go muzyczną treścią. Zaakceptował tylko pewne wątki cygańsko-góralskie oraz zlokalizowanie akcji na Podhalu i w Tatrach, a całość dzieła odesłał do przeróbki. Alfred Nossig, za radą mistrza, wziął wówczas na warsztat popularną powieść Józefa Ignacego Kraszewskiego Chata za wsią i w dość dowolny sposób zmieniając jej treść napisał libretto opery, tym razem zaakceptowane przez Paderewskiego.

Oto góralka Ulana, wbrew woli matki i stanowisku całej wsi, wyszła za mąż za Cygana Manru. który dla niej porzucił tabor i osiadł z nową rodziną w chacie za wsią, gdzie wszyscy cierpią biedę. Wiejski włóczęga i znachor-Urok namawia matkę, by pojednała się z córką, lecz stara góralka stawia jako warunek rozstanie się Ulany z mężem. Ta jednak odmawia i nie zważając na przekleństwa matki oraz groźby sąsiadów - górali, odchodzi z Manru do swojej chaty, gdzie Cygan zarabia na życie kowalstwem.

W drugim akcie okazuje się, że natura ciągnie wilka do lasu, a Cygana do taboru. Tęsknotę do dawnego życia pogłębiają u Manru melodie, przewrotnie podsuwane przez cygańskiego skrzypka Jago oraz wdzięki pięknej Cyganki Azy.

Ulana widząc, że uczucie męża do niej słabnie, prosi kochającego ją skrycie Uroka o lubczyk, po wypiciu którego Manru znów ją zacznie kochać. Ale lekarstwo działa krótko. Manru ostatecznie odchodzi z Azą i zostaje wodzem cygańskiej bandy. Urok donosi Ulanie o tym fakcie i nieszczęśliwa dziewczyna, podobnie jak jej starsza koleżanka z tej samej szkoły - Halka, wybiera śmierć samobójczą w nurtach jeziora. Zakochany znachor dopędza wędrującą po górskich perciach gromadę Cyganów, rzuca się na wodza - Manru i wraz z nim spada w przepaść.

Góralszczyzna opery Paderewskiego koncentruje się w pierwszym akcie, który rozgrywa się w podhalańskiej wiosce. Ale poza scenografią niewiele znajdziemy tam Podhala: Paderewski, który przecież tak dobrze poznał górali, pozwolił by bohaterowie opery mieli tak „typowo podhalańskie'' imiona jak Ulana i Urok ... Reszta góralszczyzny jest podobnej próby. W muzyce jednakże odnaleźć można, choć w niewielu miejscach - drobne reminiscencje z podhalańskich doświadczeń kompozytora.

W II i III akcie przeważają akcenty cygańskie, znacznie już bliższe oryginałowi. Cyganie są zresztą w Manru -- bo taki tytuł otrzymała opera - postaciami o wiele ciekawszymi od górali, a i z Tatrami znacznie bardziej związana jest drużyna Manru, niż tubylcy - krajanie Ulany. W ogóle wydaje się, że autorzy usiłowali połączyć motywy zbójnickie (z Manru jako harnasiem - Janosikiem) i ... Barona cygańskiego.

Z uwagi na fakt, iż prapremiera opery Paderewskiego miała odbyć się w Dreźnie, Nossig napisał libretto po niemiecku. Pierwsze przedstawienie odbyło się 29 maja 1901 r. w Królewskim Teatrze Operowym w Dreźnie. By zachować jak najwięcej kolorytu tatrzańskiego, ciupagi i serdaki dla góralskich bohaterów sprowadzono wprost z Zakopanego. Bardzo podobające się publiczności tańce góralskie z I aktu ułożył niemiecki choreograf August Berger, a tatrzańską scenografię - „według szkiców zakopiańskich", jak podkreślano w programie - projektował nadworny malarz Hennami Rieck.

Polską prapremierę Manru przygotował 8 czerwca 1901 r. Teatr Lwowski pod kierunkiem Tadeusza Pawlikowskiego, którego brat Jan Gwalbert był właścicielem jednej z najpiękniejszych Witkiewiczowskich willi w Zakopanem - „Domu pod Jedlami". Nie dziw więc, że w scenografii pojawiły się elementy stylu zakopiańskiego. Recenzenci nie mogli się nachwalić zarówno muzyki Paderewskiego, jak i inscenizacji Pawlikowskiego. Wybitny znawca i krytyk muzyczny, Aleksander Poliński, najwyżej ocenił tańce góralskie z I aktu, w chórze zaś dopatrywał się typowych melodii pieśni podhalańskich. Mieszkający wtedy we Lwowie i obecny na premierowym spektaklu wielki badacz Podhala i Tatr, dr Stanisław Eljasz-Radzikowski, słyszał nawet halny wiatr w przygrywce do aktu trzeciego. W liście do Stanisława Witkiewicza Eljasz oceniał dzieło Paderewskiego w samych superlatywach, choć - podobnie jak inni recenzenci - krytykował libretto Nossiga: muzyka prześliczna i można powiedzieć, że mamy już operę tatrzańską! [wcześniej wystawiono Janka Żeleńskiego, co Eljasz przegapił - p.a.]. Strażyska i ta ściana Giewontu (...), potem Morskie Oko, tańce bardzo dobrze ułożone nie tracą nic z charakteru, górale ubrani porządnie, tylko libretto przełożone po polsku ohydnie, język nieznośny, n.p. w tym rodzaju: żebrak, góral, taki, co - zdaje się - ma moc gawiedzi we włosach, mówi w ten sposób: nie wierz jej, fałsz zionie z jej ust!

Podhalańscy Cyganie i górale powędrowali wnet na deski scen operowych w Pradze, Kolonii, Krakowie, Warszawie, a nawet Nowym Jorku, zaś sam twórca Manru na tym bynajmniej znajomości z Zakopanem nie zakończył.

Już bowiem w 1897 r. poznał w Paryżu lekarza - socjalistę Kazimierza Dłuskiego, noszącego się z zamiarem wybudowania w okolicy Zakopanego nowoczesnego sanatorium przeciwgruźliczego. Na cel ten brakowało mu wszakże środków i postanowił stworzyć spółkę akcyjną z udziałem zarówno potentatów finansowych, jak i zakochanych w Tatrach luminarzy polskiej kultury. Paderewski uosabiał obydwa te rodzaje mecenasów - minęły bowiem dawno czasy, gdy dla przetrwania musiał ratować swoje finanse recitalami w zakopiańskim Dworze Tatrzańskim i rozpaczliwie szukać wsparcia u właścicieli warszawskiej fabryki fortepianów. Twórca Manru, po latach wojaży artystycznych po obu stronach Atlantyku zebrał spory kapitał, który pragnął korzystnie i ze społecznym pożytkiem, ulokować, stąd też entuzjastycznie odniósł się do oferty Dłuskiego. Podobnie postąpili Henryk Sienkiewicz, Bruno Abakanowicz, Maria Skłodowska-Curie (siostra żony Dłuskiego) i wiele innych osób, które 30 stycznia 1899 r. utworzyły w Krakowie stowarzyszenie akcyjne „Sanatorium dla Chorych Piersiowych w Zakopanem". Było to - jak pisał Witkiewicz z liście do Bolesława Prusa ulokowaniem kapitałów na najpewniejszej hipotece, gdyż na tuberkulozie, której jeszcze na długo wystarczy.

Za wstawiennictwem Ignacego Paderewskiego Kazimierz Dłuski otrzymał w 1897 r. pozwolenie na przyjazd do Zakopanego i podczas pobytu w willi „Fortunka" na Bystrem (tej samej, w której kilka lat później stawał Mieczysław Karłowicz) podjął decyzję o lokalizacji sanatorium w Kościelisku, na nasłonecznionym stoku pasma Gubałowskiego. Paderewski także przyczynił się do otrzymania przez Dłuskiego obywatelstwa austriackiego, co pozwoliło na rozpoczęcie budowy w kwietniu 1900 r.

Dwupiętrowy, rozległy budynek wzniesiono według projektu krakowskiego architekta Wandalina Beringera w rok później. Paderewski wyasygnował na budowę sanatorium kwotę 122 tyś. koron, co stanowiło jedną szóstą całej sumy przewidzianej na ten cel. Jednakże finansów ciągle brakowało i w krytycznej sytuacji, gdy budowa stanęła, sanatorium zostało uratowane przez Marię Skłodowską-Curie, która przeznaczyła na dokończenie robót część pieniędzy ze swej nagrody Nobla.

Poza pisarzami, muzykami, malarzami i naukowcami, w gronie udziałowców znaleźli się również przedstawiciele arystokracji i rodów, liczących się w c.k. hierarchii. Nic więc dziwnego, że uroczyste otwarcie sanatorium w dniu 24 listopada 1902 r. ściągnęło do Zakopanego i Kościeliska tłumy gości. z przedstawicielami najwyższych władz Galicji na czele. Paderewski, zajęty w Londynie, nie mógł przyjechać, ale uczestnicy uroczystości - goście i pierwsi pacjenci sanatorium - wysłali do niego zbiorową depeszę, wyrażając wdzięczność dla głównego współtwórcy przedsięwzięcia.

Statut spółki stanowił, iż sanatorium będzie miejscem leczenia i wypoczynku przede wszystkim dla udziałowców, a dopiero w dalszej kolejności dla innych chętnych. W praktyce jednak leczono tu głównie gruźlików z całego kraju, co ściągnęło na głowę socjalisty Dłuskiego, a także Paderewskiego, gromy - zarzucano im, że zbijają fortunę na ludzkim nieszczęściu. Oczywiście, chorzy opłacali dość wysokie koszta leczenia, ale za to mieli zapewnioną znakomitą fachową opiekę lekarską, pełen komfort mieszkania i obsługi, a także wyśmienite wyżywienie, uważane wówczas obok wypoczynku za główne remedium przy leczeniu gruźlicy.

Sanatorium w Kościelisku przynosiło udziałowcom pewne, niewielkie zresztą dochody, czego nie można powiedzieć o innej instytucji leczniczej, także hojnie wspieranej przez Ignacego Jana Paderewskiego: Stowarzyszeniu „Pomoc Bratnia Uczącej się Młodzieży Polskiej", które prowadziło w Zakopanem swoje domy zdrowia, głównie dzięki szczodrobliwości rozmaitych mecenasów.

W kościeliskim sanatorium rzadko kiedy bywał na wypoczynku czy leczeniu którykolwiek z udziałowców. Paderewski skorzystał ze swych uprawnień tylko raz, w styczniu 1903 r., przebywając u dra Dłuskiego na wczasach. Był to bodaj ostatni osobisty kontakt kompozytora z Podhalem.

Bronisława i Kazimierz Dłuscy byli nie tylko wybitnymi lekarzami, lecz także wielkimi społecznikami. Wśród licznych podejmowanych przez nich przedsięwzięć w Zakopanem do najważniejszych należała budowa murowanego gmachu dla Muzeum Tatrzańskiego. Na prośbę swych przyjaciół, w 1913 r. Paderewski, wraz z innymi czołowymi twórcami i naukowcami polskimi, podpisał odezwę do społeczeństwa w sprawie datków na budowę nowej siedziby Muzeum i sam tę budowę materialnie wspierał.

Tymczasem wybuchła I wojna światowa. Paderewski rozpoczął realizować marzenia z lat młodości - marzenia o bezpośrednim uczestniczeniu w wydarzeniach politycznych i możliwości wpływania na nie. W 1917 r. w Paryżu wszedł w skład utworzonego tam Komitetu Narodowego Polskiego i obok Romana Dmowskiego oraz Józefa Hallera stał się najważniejszą postacią polskiego wychodźctwa na Zachodzie. Polityczna rola wielkiego muzyka rosła z dnia na dzień. Jego nazwisko stało się dla wielu synonimem polskości. W nowo narodzonej Polsce coraz głośniej mówiono o konieczności włączenia Paderewskiego w żywo płynący nurt działalności politycznej. Jego osoba mogłaby stać się symbolem jednoczącym skłóconych politycznie Polaków.

Z początkiem 1919 r. w Warszawie doszło do zamachu stanu, dokonanego przez płk. Mariana Januszajtisa (po latach pochowanego na zakopiańskim Nowym Cmentarzu) i ks. Eustachego Sapiehę, przeciwko rządowi Jędrzeja Moraczewskiego. Zamachowców, co prawda, aresztowano, ale niewygodny wówczas dla Naczelnika Piłsudskiego rząd, kierowany przez socjalistycznego premiera, upadł. W miejsce Moraczewskiego, 16 stycznia 1919 r. Józef Piłsudski powołał Ignacego Jana Paderewskigo, który objął stanowisko prezydenta Rady Ministrów i równocześnie Ministra Spraw Zagranicznych. Twórca Manru został zaprzysiężony na szefa gabinetu - trzeciego już w historii Odrodzonej Polski i pierwszego, który przetrwał dłużej niż kilka tygodni.

Jedną z pierwszych wiadomości, jakie nowy premier otrzymał, była informacja o zajęciu przez wojska czeskie spornych terytoriów przy polskiej granicy południowej, m.in. w rejonie Tatr. 13 stycznia bowiem, na rozkaz Marszałka Focha (jak się później okazało - sfałszowany przez szefa alianckiej misji w Budapeszcie, płk. Vixa) wojska polskie, stacjonujące od listopada 1918 r. na terenach północnej Orawy i Spiszą, zostały wycofane, a ich miejsce zajęły wojska czeskie, które -jak wiadomo - dotarły aż do linii Wisły, spychając Polaków na „z góry upatrzone pozycje".

Zwycięskie mocarstwa alianckie zadecydowały wtedy o przeprowadzeniu plebiscytu ludności na spornych terenach południowych rubieży Rzeczypospolitej. Premier Paderewski gorąco popierał działania założonego przez Kazimierza Tetmajera Narodowego Komitetu Obrony Spiszą, Orawy i Podhala. Już w czwartym dniu po objęciu stanowiska przyjął jego przedstawicieli, zaś jako minister spraw zagranicznych przyznał zakopiańskiemu dwutygodnikowi „Echo Tatrzańskie" subwencję na propagowanie polskości na terenach przygranicznych. Działając w Paryżu na Konferencji Pokojowej osobiście „pilotował" góralskich delegatów Spiszą i Orawy - Wojciecha Halczyna, Piotra Borowego i ks. Ferdynanda Machaya, zabiegających u szefów państw zwycięskiej koalicji o prawa narodowe dla polskich górali, mieszkających na zaanektowanych przez Czechosłowację terenach.

Do plebiscytu, jak wiadomo, nie doszło. Przeszło 100 tysięcy osób, przyznających się do narodowości polskiej, pozostało obywatelami słowackimi. Rząd Ignacego Jana Paderewskiego miał wtedy znacznie poważniejsze kłopoty: Armia Czerwona zajęła Wilno, a Wojsko Polskie – Berezę Kartuzką. Rozpoczęła się wojna polsko-radziecka i nikt już w Warszawie nie miał głowy myśleć o obronie tatrzańskich kresów i o dalszych losach sprawy, którą francuscy dyplomaci nazywali ironicznie „kłótnią alpinistów".

Po kilku miesiącach sprawowania rządów premier-muzyk podał się do dymisji. Wkrótce wyjechał ze znów ogarniętej euforią wojenną Polski do swej szwajcarskiej posiadłości w Riond-Bosson koło Morges, nad Jeziorem Genewskim, gdzie z górnych pięter doskonale widać było Alpy, z dominującym w panoramie masywem Białej Góry - Mont Blanc. W salonie, obok innych dyplomów, zawisł skromnie wyglądający dokument, informujący o nadaniu Ignacowi Janowi Paderewskiemu honorowego członkostwa Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego - w uznaniu zasług, położonych dla świata gór.

Sanatorium Dłuskich, współtworzone przez Paderewskiego, wchodzi obecnie w skład kompleksu gmachów Wojskowych Zespołów Wypoczynkowych w Kościelisku. Trzy wille - pensjonaty w Zakopanem noszą imię „Manru", choć bywający w nich wczasowicze rzadko kiedy wiedzą, co ono oznacza.

 ő Powrót do spisu treści   

Dalej ř