Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!
© Copyright by Maciej Pinkwart
1 września 2015
Swojski obciach
Jeśli
uważaliśmy, że prezydent Lech Kaczyński był naszym obciachem
tysiąclecia, to źle uważaliśmy. Oto obecnie miłościwie nam panujący
pan prezydent Andrzej Duda złożył wizytę w Niemczech i tam, chwalącemu
Polskę i jej osiągnięcia prezydentowi Joachimowi Gauckowi doniósł na
swój własny kraj mówiąc, że w Polsce obecnie nie ma sprawiedliwości i że
jej obywatele nie są traktowani równo. Jego niemiecki odpowiednik
przyjął te słowa z chrześcijańską wyrozumiałością, jako że jest z zawodu
pastorem luterańskim, a także był przez 10 lat prezesem Federalnego
Urzędu do spraw akt Stasi, czyli niemieckiego IPN-u, więc ani
protestancka tolerancja dla myślących inaczej, ani donosicielstwo nie są
mu obce. Romantycy między Bugiem a Odrą, którzy myślą starymi
kategoriami i twierdzą, że Polska jest matką, a o matce nie wolno
mówić źle - powinni wreszcie odłożyć ten slogan do lamusa: nie
wolno mówić źle tylko o tej ojczyźnie, którą MY rządzimy, a o tej, którą
rządzą ONI - nie wolno mówić dobrze. Bo - i to też wiemy z naszej
historii - Polska jest to postaw płótna, z którego chce się uszarpać jak
najwięcej dla siebie.
Wczoraj minęła 35 rocznica podpisania porozumień sierpniowych i powstania NSZZ "Solidarność". Z tych, którzy wówczas byli autorami tego niezwykłego wydarzenia - nie zaproszono prawie nikogo, bo pamięć - jak zawsze, wybiórcza - została prawem kaduka zawłaszczona przez obecną "Solidarność", która z tamtą nie ma nic wspólnego, i przez jedną opcję polityczną, która ukradła nam już niemal wszystko: tradycję "Solidarności", Powstanie Warszawskie, 11 listopada, "naszego" Papieża, kościół, wiarę, patriotyzm, Piłsudskiego, Dmowskiego (na jednym oddechu), i przede wszystkim prawo do decydowania o tym, co jest sprawiedliwe, co jest dobre dla kraju i jego mieszkańców. Jest to oczywiście, zjawisko w pełni demokratyczne i trzeba się z nim pogodzić, choć zanim wrzucimy do urny kartkę wyborczą, warto poświęcić 30 sekund na chwilę refleksji nad tym, jaką demokrację właśnie wykreujemy. Żeby nie była to demokracja rodem z republik bananowych wyznająca zasadę: od jutra w naszym kraju nareszcie zapanuje wolność słowa. Kto będzie przeciw, zostanie rozstrzelany...
Pan
Duda, przemawiając prawem prezydenta (który z mocy swego urzędu może
zawsze i wszędzie pleść, co mu ślina na język przyniesie) na jubileuszu
Porozumień Sierpniowych w Gdańsku nie wspomniał ani słowem o tych,
którzy byli bohaterami tamtego czasu - i tego, co "Solidarność"
przyniosła: rzeczywistej wolności, demokracji oraz pomyślności
gospodarczej i politycznej. Ani on, ani jego imiennik, Piotr Duda, który
dowodzi dziś falangą pod nazwą "Solidarność" ani się nie zająknęli o
takim facecie, którego poza nimi zna cały świat i który się nazywa Lech
Wałęsa. A Wielki Elektryk, żeby nie czuć sie obrażony tym, że twórcy
Solidarności z pewnością nie zaproszono by na obchody "Solidarności" -
po prostu wyjechał za granicę. No cóż, nadal jeszcze żyjemy w dwóch (co
najmniej!) Polskach: tej dobrej, którą reprezentują ci z
otoczenia pana prezesa, i tej niesprawiedliwej, gdzie żyją ci,
z którymi "prawdziwi Polacy" umieją się porozumiewać jedynie przy pomocy
gwizdów, buczenia i wyzwisk. Gdyby, co nie daj Boże, między tymi dwiema
Polskami wybuchła taka kontrowersja, jak w sierpniu 1980, nigdy nie
doszłoby do podpisania żadnego porozumienia, ani oczywiście rozmów
okrągłego stołu. Polska jest matką, a matka jest tylko jedna. Ta, którą
MY nazywamy matką. Z goryczą powtarzam to, co pisałem w 2007 roku i
kilku latach późniejszych: obiecywano nam prezydenta wszystkich Polaków,
a mamy prezydenta wszystkich Swojaków.
Ale może pan Duda jeszcze się paru rzeczy nie nauczył, bo nie miał od kogo. Jest 1 września, data związana nie tylko z tragediami i zwycięstwami, ale także z edukacją. Nie ma pan prezydent już sześciu lat, więc może iść do szkoły i się uczyć. Egzaminy będą przez całą kadencję, a matura za pięć lat.
*
Nie pamiętam takiego lata, z takimi upałami i takim brakiem opadów. Nawet tu, na Podhalu, woda w rzekach powoli zanika, trawa wyrudziała jak na płaskowyżach greckich, a w dzień temperatura w cieniu przekracza 35 stopni. W słońcu termometr pokazuje ponad plus 50... W takiej aurze w zasadzie dopiero wieczorem powinno się wychodzić z domu i wiele osób tak właśnie robi. Sporą frekwencją cieszyły się więc wieczorne koncerty spiskiego festiwalu muzyki barokowej, który w tym roku Katarzyna Wiwer i Rafał Monita, wraz ze swoją fundacją "Kulturalny szlak" zorganizowali w kościołach Kacwina, Krempach, Frydmana, Niedzicy i Jurgowa. Tematem przewodnim był Bach i w zasadzie wszystkie koncerty były udane i pod względem wykonawczym i programowym. Może to spojrzenie mieszczucha, ale dla mnie wielki urok mają koncerty muzyki poważnej właśnie w małych miejscowościach Orawy (państwo Leksyccy), Szczawnicy i Spisza (państwo Monitowie), do których trzeba spory kawałek dojechać i potem, już nocą, wracać z dźwiękami pięknej muzyki w pamięci.
Skoro
już o muzyce mowa - to teraz o ciekawym akordzie, który rozpoczyna
wrzesień. Otóż władze Zakopanego zamierzają połączyć w jedną instytucję
Miejską Galerię Sztuki (tradycja od 1911 r.) z Biurem Promocji
Zakopanego i utworzyć hybrydę pod nazwą Zakopiańskie Centrum Kultury.
Podobno ma to przynieść kolosalne oszczędności i doprowadzić do od dawna
postulowanej efektywności. Cóż - nic nowego: likwidacja przez
połączenie. Zamiast etatów dwóch dyrektorów, nie koniecznie lubianych
przez nowe władze, stworzy się jeden etat oberdyrektora (nowe władzą
zadbają, by był lubiany), i dwa etaty jego zastępców: od Galerii i od
Promocji. Też lubianych.
W
tej dwuwagonowej kolejce jest jeszcze mały parowozik: otóż dowiedziałem
się, że w opuszczonej przez zakopiańskie przedszkole nr 3 (im. K.
Szymanowskiego) willi Czerwony Dwór mają także zajść zasadnicze zmiany.
Willa została wybudowana w stylu zakopiańskim w 1903 r. W 1904 r.
mieszkał tu m.in. Artur Rubinstein. W 1917 osiadł tam Rafał Malczewski z
rodziną. W 1918 r. ulokował się tam Stefan Żeromski i tam mieściła się
siedziba "prezydenta Rzeczpospolitej Zakopiańskiej". Potem, w latach
20-tych, stałym bywalcem stał się Stanisław Ignacy Witkiewicz
(zaprzyjaźniony z ówczesną właścicielką, senatorową Ireną Gaszyńską), a
w 1930 r. - przez kilka miesięcy mieszkał w Czerwonym Dworze Karol
Szymanowski, zanim nie znalazł stałego lokum w pobliskiej Atmie.
Po wojnie przez wiele lat było tu przedszkole, a teraz - jak słyszę - budynek został "odzyskany dla kultury" i znajdzie się w nim stała ekspozycja góralskiego malarstwa na szkle oraz wystawa plastyków-amatorów. Brawo! Myślę, że spora przestrzeń przed Czerwonym Dworem pozwoli na usytuowanie tam stałego centrum handlu łoscypkami, scypkami i gołkami. Turyści, zwabieni aurą wydarzeń z dzieciny kultury duchowej, przybędą niezawodnie. W pobliżu, na Lipkach, warto odnowić tradycje kultury fizycznej. I kto wtedy powie, że władze Zakopanego nie dbają o kulturę?
*
Najmłodsze moje dziecko, Asia, kończy dziś 30 lat. W tym wieku jeszcze chyba wolno mówić o wieku kobiety? Wszystkiego najlepszego! Ale po wieku swoich dzieci najbardziej widzimy własną starość...