Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

 

 

Nowinki 

 

13 września 2013

Pechowy czwartek, trzynastego...

 

Jakub de MolayJak wiele przesądów wynika z nieporozumienia, lub z niezrozumienia! Przebiegający drogę czarny kot w rzeczy samej może przynieść pecha, ale głównie samemu sobie, jeśli będzie usiłował zdążyć przed samochodem. Rozsypanie soli na stole mogło istotnie prowadzić do awantury w czasach, gdy był to towar trudno dostępny i drogi. Nieszczęście, związane z feralnym piątkiem wypadającym 13-go, ma zaś historię przeszło 700-letnią i ciągnie się od dnia 13 października 1307 roku, kiedy to na tajny rozkaz króla Filipa Pięknego we wszystkich seneszeliach Francji otwarto zalakowane koperty, zawierające polecenie aresztowania wszystkich templariuszy, osadzenia ich w więzieniach pod zarzutem udziału w heretyckim związku i - co najważniejsze - zabezpieczenia - na rzecz króla oczywiście - nieprzebranych skarbów, jakie rzekomo zakon ten zgromadził w czasie swej działalności. Był piątek, 13-go. Dzień rzeczywiście pechowy. Większość templariuszy po torturach potwierdziła zarzuty, choć gdy okazało się, że to nie uwalnia ich od kary - to przyznanie się odwołała. Ostatni wielki mistrz zakonu, Jacques de Molay przeżył w więzieniu 7 lat i ostatecznie został spalony na stosie na wysepce koło Cité w centrum Paryża. Był to piątek. Ale nie 13-go, tylko 18 marca 1314 r. Przed śmiercią rzucił klątwę na tych którzy go skazali - króla Filipa, papieża Klemensa V i szefa królewskiej tajnej policji Wilhelma de Nogareta przepowiadając im, że podążą za nim na tamten świat nim minie rok. Wilhelm zmarł 11 kwietnia 1314, otruty sprytnie podawaną trucizną o nazwie wąż faraona, umieszczoną w knotach używanych przezeń świec. Papież zmarł na biegunkę 20 kwietnia 1314, także prawdopodobnie wskutek podania trucizny w winie. Król - 29 listopada 1314, wskutek nieoczekiwanego wylewu krwi do mózgu. W poniedziałek, środę i wtorek. Skarbów templariuszy nie odnaleziono. Ich legenda przetrwała do dziś, a niektórzy uważają, że i oni sami przetrwali, w stowarzyszeniach różokrzyżowców i masonów.

Pechowy piątek, 13 X 1307... Tyle, że wtedy obowiązywał kalendarz juliański. Wg naszego, obecnie obowiązującego kalendarza był to czwartek... A dziś mam wieczór autorski w pensjonacie "Astoria", w ramach tzw. Posiadów u Szymborskiej, zatytułowany "Świnia trojańska".

*

Już trzeci dzień przewodniczący tzw. "Solidarności" Piotr Duda obala rząd premiera Tuska, demonstrując pod Sejmem ze związkowcami. Wg sondaży Polacy uważają, że słusznie, i że najlepszym premierem byłby Jarosław Kaczyński. Intelektualiści się oburzają. Ja uważam, że niesłusznie. Jak Kaczyński dojdzie do władzy, to wróci komuna i znów będzie można coś poobalać. Jak nie rząd, to choć pół litra. Na pewno za Kaczyńskiego nie będzie lepiej, ale z pewnością będzie śmieszniej. Śmieszniej - nie weselej. Ale za to będzie o czym pisać. Jakbyś, drogi Czytelniku nie wiedział, to pan Duda przewodniczy związkowi, do którego należy 5 % zatrudnionych.

*

Na moście w Białym Dunajcu pojawiło sie dwóch ubranych w pomarańczowe kamizelki robotników. Widok był tak szokujący, że oglądający się za tym dziwem kierowcy powpadali na siebie, droga została zakorkowana jeszcze bardziej niż zwykle, dopóki nie przyjechała policja i nie powypychała stłuczonych samochodów własnoręcznie do uliczki, prowadzącej do ośrodka kultury. Wtedy się odblokowało. Kultura jest dobra na wszystko.

*

Przedwczoraj zaczęli u mnie grzać w kaloryferach, a wczoraj w Tatrach spadł pierwszy śnieg.

*

W poprzedni poniedziałek miałem w szkole dyżur i zajęcia z tymi dziećmi, które nie pojechały na plener. Bardzo przyjemnie. Było tych pacjentów dwoje - z drugiej i trzeciej klasy podstawówki. Normalne zajęcia zaczynam w następny poniedziałek.

*

3 września miałem kolejną rozprawę z Muzeum Narodowym w Krakowie przed Sądem Pracy. Wezwana na przesłuchanie pani dyrektor Gołubiew nie przybyła, a jej adwokat powiedział, że zaniemogło biedactwo. Następne posiedzenie 28 listopada, już z udziałem świadków: osób, które na czas remontu "Atmy" zostały przeniesione do pracy w Krakowie, przez rok na własny koszt z wielkim trudem dojeżdżały, po czym jak remont się skończył i juz dojeżdżać nie musiały - zostały zwolnione. Sprawa nabiera kolorów i zapowiada się ciekawie.

 

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej