Renata Piżanowska-Zarytkiewicz

 

Bocca chiusa

 

Czy słyszysz, jak w oddali mruczy kot, który właśnie wstał z pieca, by upolować jedyną mysz, jaka pozostała w starej chałupie? Deska skrzypi ze starości, zbutwiały próg jęknął, bo ktoś na nim stanął. Czyjeś kroki raz po raz rytmicznie wystukują rytm. Pisk złapanej myszy. O jeden dźwięk mniej do usłyszenia. Zapada cisza. Trzask wypalanego drewna rozdziera zasłonę spokoju. Za oknem pada śnieg. Bezgłośne upadki miliona śnieżynek. Mroźnie zaskrzypiały ślady na śniegu. Zostały… Nie przykrył ich puch milczenia. Zimowa etiuda na skrzypce.

Nie umiem grać na skrzypcach.

W rękach trzymasz książkę, tę którą lubisz najbardziej. Strony pożółkłe od czytania, zagięte rogi… Lubisz powroty. Odstawiona na chwilę, sama przerzuciła kartki i otworzyła się tam gdzie chciała… Jakaś czarno-biała ilustracja przypomniała czas, kiedy była czytana wspólnie. Czy trwanie można zatrzymać? Brakujące słowa wyrwane z tekstu uleciały z motylem i gdzieś umarły… jak motyl. Piano… Muzyczna czytanka na cztery ręce. Niedokończona, bo umarł motyl…

Fly away butterfly.

Na trawie róże, niczym nuty na pięciolinii tworzą kwiatową sonatę a capriccio. Widzisz? Płatki rozchylane porankiem układają pół-kwiatki i ćwierć-kwiatki... Rosa akcentuje dźwięki. Staccato otwiera różaną paradę nut. Dotykając pąk jednej, rozchylasz płatki drugiej, by w końcu muskając trzecią zakończyć wszystko przed zmierzchem… Kwiatowa gama niczym dywan królewski, czerwona, długa, ważna.... Uważaj, one mają kolce…

U mnie w ogrodzie są tylko czerwone róże.

Gdzieś w kominie zagubił się wiatr. Targa włosy ze zmartwienia, jęczy przerażony, boi się… Słyszysz jak płacze? Bezłzowe, suche łkanie, może lament…

Zaplątał się wiatr we flecie, jak w kominie. Opowiada jak ciemno, jak źle, jak smutno… bocca chiusa. Posłuchaj, do ciebie ta skarga…

Nie lubisz wiatru?

Cicho szemrze strumień w lesie. Obijając się o skalne występy rozbryzguje utopione smutki, wcześniej delikatnie zwalniając. Takie drobne ritenuto w przedtakcie ballady. Crescendo pozwoli wpłynąć do rzeki na wielki finał.

Błękitna rapsodia…

Nocą świerszcze do snu kołysankę ci grają, trochę altówki, harfy pajęczej, gdzieś może dzwoneczki… Śpij słodko, muzyka duszy zamknęła się w nocnej rosie, a klucz porzuciła w trawie… Nie bój się, odnajdziemy… Ona będzie trwać.

Przez zaciśnięte usta płynie śpiew. Bocca chiusa krzykliwej natury, której czas zacisnął wargi.

Nie ma kota - stary był, nie ma domu – stary był, nie ma komina – stary był, nie ma… Jest muzyka, która pozostała w śladach na śniegu, w suchej róży z pięciolinii, na pajęczej harfie, w strumieniu…w nas… Przytrzaśnięta odłożoną książką… niezamknięta… niezakurzona…

Może kiedyś, jak będą motyle, zagramy na cztery ręce?

Powrót do spisu treści 5

Dalej 4