Maciej Pinkwart
Zakopiańskim szlakiem Karola Szymanowskiego

Karol Szymanowski

Dlaczego Zakopane?

Tatry. Najwspanialsze góry na Ziemi, majestatyczne, groźne, niebezpieczne? Pagórki do zaliczenia w kilka dni? Najlepsze tereny narciarskie? Beznadziejne tereny narciarskie? Najpiękniejsze widoki, wspaniały, leczniczy klimat? Klimat podły, warunki meteorologiczne okropne, widoki żadne? Symbol jedności narodowej, trwałości historycznej, niezniszczalnej polskości, "wolności ołtarze"? Kupa kamieni, zaśmieconych do granic możliwości, zdeptanych przez hordy turystów?
Zakopane. Letnia, później zimowa stolica Polski? Dziura na zapadłej prowincji? Polskie Ateny, polski Piemont? Mała mieścina z ambicjami mocno nad stan?
Górale. Najinteligentniejsza, najbardziej kulturalna grupa etniczna Polski? Skąpi dusigrosze, brutalni i nieokrzesani? Twórcy najwspanialszej kultury ludowej środkowej Europy? Miłośnicy gnojówek z upodobaniem mieszkający razem z kurami i cielętami w jednej izbie?
Muzyka góralska. Nowatorska, jedyna w swoim rodzaju ludowa polifonia, uderzająco zharmonizowana z krajobrazem i charakterem muzyków? Przerażająca kakofonia, w dodatku monotonna, niepolska w swym brzmieniu? Grana przez wspaniałych wirtuozów-samouków, śpiewana przez najpiękniejsze niekształcone głosy? Nieudolnie odtwarzana przez prymitywnych grajków, wiecznie podpitych i fałszujących?
Co tu jest prawdą? wszystko tu może być prawdą. Prawdą względną. Zależną od tego kiedy, kto i w jakich okolicznościach ją wypowiada.
Ale też wszystko może być kłamstwem. Z tych samych powodów.
Czy jest zatem jakiś obiektywny sąd o Tatrach, Zakopanem, góralach i ich kulturze, która tak zafascynowała Karola Szymanowskiego?
Tak. Na pewno prawdziwe jest tylko to, że Tatry, Zakopane i jego mieszkańcy, od lat przeszło stu odgrywają w polskiej historii i kulturze doniosłą rolę. Że są obiektem zabiegów literatury i sztuki, że są miejscem, do którego dążą - fizycznie lub duchowo - wszyscy Polacy. Gdy tu przyjadą - najczęściej psioczą i klną, na czym świat stoi. Gdy odjadą - marzą o powrocie.
Jednym z twórców tatrzańskiej legendy jest ksiądz Stanisław Staszic, u progu XIX wieku podnoszący w swym Ziemiorództwie Karpatów... Tatry do rangi narodowego symbolu. Po nim "artystycznie" rozwijali tę ideę literaci, prozą i wierszem opiewający te "wolności ołtarze". Ale o Zakopanem mało kto wtedy słyszał.
W pierwszej połowie ubiegłego stulecia badacze, turyści czy inni żądni silnych wrażeń Polacy coraz częściej zaglądali pod Tatry, gdzie zwykle znajdowali pomieszczenie w obszernym dworze właścicieli dóbr zakopiańskich i w pobliskiej gospodzie. Od mniej więcej 1850 roku letnicy osiadali z reguły w okolicy nowo wybudowanego wówczas drewnianego kościółka, w centrum wsi Zakopane.
Zakopiańska legenda rozwijała się szybciej od 1860 roku, kiedy to ksiądz Eugeniusz Janota wydał pierwszy Przewodnik w wycieczkach na Babią Górę, do Tatr i Pienin, umocniła się w roku 1870, po ukazaniu się pierwszego wydania słynnego przewodnika Walerego Eljasza pt. Ilustrowany przewodnik do Tatr, Pienin i Szczawnic, a trwałą bazę dla niej stworzyło założenie w 1873 roku Towarzystwa Tatrzańskiego. Od tego też roku propagowaniem Tatr i ich zbawiennego dla zdrowia klimatu zajmował się niezwykle czynnie wielki warszawski lekarz i patriota, urodzony społecznik - doktor Tytus Chałubiński. Grono jego pacjentów i przyjaciół, składające się w dużej mierze z ludzi sztuki, wkrótce upodobało sobie Zakopane i przyjeżdżając tu corocznie wzmacniało mit miejscowości, gdzie jest najlepszy przeciwgruźliczy klimat, najpiękniejsze widoki, najciekawsza kultura ludowa i - co nie bez znaczenia - gdzie rokrocznie zbiera się najlepsze z możliwych towarzystwo. Przyjeżdżali artyści malować Tatry, przyjeżdżali literaci opisywać własną dzielność w górskiej scenerii, tłukli się furką z Krakowa kompozytorzy, oddający dźwiękami pasterskie sielanki, oddychali górskim powietrzem aktorzy i politycy. Za nimi ciągnęli ich mecenasi i kibice: arystokracja, ziemiaństwo, żądna przygód młodzież.
Uzdrowisko - a rangę taką miało Zakopane już od 1886 roku, od czasu przyznania mu statusu Stacji Klimatycznej - coraz powszechniej zyskiwało opinię najbardziej polskiej miejscowości w najbardziej polskiej z zaborowych dzielnic - Galicji. Zwłaszcza przybysze z Kongresówki - a ci w głównej mierze tworzyli legendę Zakopanego - zachłystywali się ową polskością aż do przesady. Z gorzką ironią pisał w 1902 roku w Bagnie Stanisław Witkiewicz:
Przybywszy tu przed laty, podzielałem tę radość, jaką ma każdy z nas, dostając się do tego jedynego zakątku swobodnej Polski, radość z możności oglądana własnymi oczami bodaj słupa, oznaczającego granice gminy, na którym po polsku, bez ustępowania miejsca jakiemuś urzędowemu językowi, była wypisana jej nazwa. Cóż dopiero mówić o tej uciesze, jaką na razie zrobił cały samorząd, o tej polskości każdego urzędu, wójta powiatu, nawet żandarma. My tam z tamtej strony Przemszy, przywykamy myśleć, że wszystkie wady urzędowego aparatu wynikają z tego, że jest on w rękach wrogich nam rosyjskich lub pruskich urzędników. To też tu, w pierwszych chwilach pobytu, każdy spodziewa się czegoś cudownego, każdemu policjantowi gotów się rzucić na szyję, koncepistę ze starostwa ma za jakąś anielską istotę, nawet z rozczuleniem patrzy na poborcę podatkowego...
Bo Zakopane było polskie, cokolwiek byśmy nie sądzili o egzaltowanych uniesieniach jego młodopolskich entuzjastów; było polskie choćby przez to, że gromadziło polską elitę intelektualną. Choćby przez to, że w latach dziewięćdziesiątych dziewiętnastego wieku po Krupówkach spacerowali: Sienkiewicz, Żeromski, Witkiewicz, Kasprowicz, Tetmajer, Reymont, Przybyszewski, Karłowicz, Żeleński, Noskowski, Koczalski, Barcewicz, Malczewski, Gerson, Kossak... Także i przez to, że z dalekiego świata przyjeżdżali tu Polscy odetchnąć polskim powietrzem, by potem, do poznanych tu przyjaciół adresować listy: "Österreich - Galizien - Zakopane". Bo nazwa ta nie ulegała zmianie, pod żadnym zaborem i pod żadną okupacją, a zakopiańska rogatka miała zawsze polskie - choć nieco cmentarne - brzmienie.
rodzeństwo SzymanowskichZiemiaństwo polskie osiadłe na Ukrainie, nie inaczej niż wszyscy inni uległo zakopiańskiej modzie. Do Tymoszówki, gdzie mieszkali Anna i Stanisław Szymanowscy z pięciorgiem dzieci, docierała polska prasa, entuzjazmująca się Tatrami, docierał "Tygodnik Ilustrowany", gdzie w 1889 i 1890 roku "szła" w odcinkach najwspanialsza do dziś opowieść tatrzańska - Na przełęczy Stanisława Witkiewicza, z własnoręcznymi drzeworytami autora. Grywano w Tymoszówce Album Tatrzańskie na cztery ręce, które Ignacy Paderewski skomponował w 1884 roku, podczas pobytu w Zakopanem. Poczesne miejsce w bibliotece zajmowały poezje Kazimierza Przerwy-Tetmajera i Jana Kasprowicza. Czytywano także "Pamiętnik Towarzystwa Tatrzańskiego". Przyjeżdżali tu wreszcie na dłuższe czy krótsze pobyty ludzie sztuki, już "zarażeni" Zakopanem i przekazujący tatrzańskiego bakcyla innym. Nic więc dziwnego, że lubiąca podróże Anna Szymanowska zdecydowała się w końcu z najstarszymi dziećmi wyruszyć w daleką wyprawę, pod ten tak wychwalany Giewont i, według relacji kuzyna Szymanowskich - Jarosława Iwaszkiewicza, dotarła do Zakopanego najpóźniej w 1894 roku. Prawdopodobnie w podjęciu decyzji o tej podróży uczestniczyli również lekarze: młody Karol od kilku lat cierpiał na gruźlicę - a przecież już wtedy reklamowano właśnie lecznicze zalety klimatu zakopiańskiego.
Jeśli tak właśnie było, to geneza kontaktów Karola Szymanowskiego z Zakopanem jest dość typowa, podobna do tych przyczyn, które przywiodły pod Giewont innych polskich "wielkich": moda, ciekawość nowo odkrytej polskiej egzotyki i wyniszczająca w dolinach choroba.
Dziesięć lat później Karol Szymanowski wystąpił po raz pierwszy publicznie jako pianista. Dwadzieścia lat później został bohaterem jednego z głośniejszych skandali towarzyskich pod Giewontem. Trzydzieści lat później stał się znaną postacią zakopiańskiej elity kulturalnej, a jednocześnie tworzywem dla jego pracy stał się folklor podhalański. Czterdzieści lat później skomponował tu swój ostatni utwór. Osiemdziesiąt lat później Muzeum Narodowe w Krakowie otrzymało od Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego willę "Atma" przy zakopiańskich Kasprusiach, w której urządziło jedyne w Polsce Muzeum Karola Szymanowskiego.
Mówiąc o związkach Karola Szymanowskiego, myśli się zazwyczaj o motywach podhalańskich w jego twórczości. Jest to zarazem zbyt dużo i za mało. Zbyt dużo - bo mocno przesadzona jest owa "góralskość" Szymanowskiego, o czym jeszcze będzie obszerniej mowa. Za mało - bowiem Szymanowski włączył się w sprawy zakopiańskie nie tylko twórczością muzyczną: także publicystyką, także swoją, niezwykle sugestywną osobowością. Stał się po prostu jedną z najbardziej charakterystycznych i ważnych postaci Zakopanego z okresu międzywojennego, głównie lat dwudziestych.
- Dwudziestych? - zapyta ktoś - Przecież wtedy przyjeżdżał tu tylko sezonowo, bywał po parę dni czy tygodni w roku. A na stałe zamieszkał tu w latach trzydziestych!
Otóż właśnie. Okres formalnego zakopiańskiego meldunku nie pokrywa się z największą zakopiańską aktywnością Mistrza z "Atmy". Potwierdza to jego twórczość, kroniki zakopiańskie i relacje przyjaciół: Jarosława Iwaszkiewicza, Jerzego Mieczysława Rytarda, Adolfa Chybińskiego. Wiele złożyło się na to przyczyn - nawet zniechęcenie do góralskiego folkloru - ale najważniejszą była niewątpliwie postępująca choroba i związane z nią zmniejszenie aktywności fizycznej. Jakże często, mówiąc o Szymanowskim, zapominamy, że był on człowiekiem chorym, ciężko wyniszczonym przez powracające z różną siłą ataki gruźlicy, z osłabionym sercem i skołatanymi nerwami. Już w wieku kilku lat przeszedł gruźlice stawu kolanowego, w efekcie czego utykał i chodził o lasce. Lata zakopiańskiego meldunku to poza tym okres, kiedy Szymanowski wiele podróżował - występował wtedy niemal we wszystkich stolicach europejskich i wyjeżdżał z Zakopanego na długie miesiące.
Nie zmieniało to jednak utrwalonego właśnie w latach dwudziestych przekonania Szymanowskiego, że tylko w Zakopanem może czuć się naprawdę wolny, czuć się u siebie. Owo "u siebie" obejmowało nie tylko "Atmę". Także i inne domy, w których mieszkał: "Limbę" przy Ogrodowej i "Czerwony Dwór" przy Kasprusiach, w mniejszym stopniu na pewno wcześniejsze siedziby - "Nosal" Witkiewiczów na Bystrem, czy Hotel-Pension "Stamary". Także zakopiańskie restauracje i kawiarnie, w których chętnie bywał, Muzeum Tatrzańskie i góralskie chałupy, gdzie uczył się góralszczyzny, "Dom pod Jedlami" Pawlikowskich i "Harendę" Kasprowiczów. Także zakopiańskie "sale koncertowe" z nieprawdziwego zdarzenia - w Sanatorium Czerwonego Krzyża i w "Morskim Oku"...
Po tych - i innych - miejscach zakopiańskich pobytów Karola Szymanowskiego poprowadzi Czytelnika ta książka. Nie jest ona przeznaczona dla fachowców - muzyków i muzykologów i nie będzie w niej miejsca na omawianie twórczości Szymanowskiego. Także po szczegółowe dane biograficzne kompozytora zechce dociekliwy Czytelnik sięgnąć do innych lektur, których wykaz znajdzie na końcu. Tu będziemy mówić tylko o pobytach Szymanowskiego w Zakopanem, tej "najwyższej dziurze Polski".

őPowrót do spisu treści

Dalej ř