Maciej Pinkwart
Zakopiańskim szlakiem Karola Szymanowskiego
"Atma" po latach
W zbiorach Muzeum Karola Szymanowskiego "Atma"
znajduje się fotokopia dokumentu, w którym Ministerstwo Wyznań
Religijnych i Oświecenia Publicznego - ówczesny odpowiednik
naszego Ministerstwa Kultury - pismem nr Szt. 1033/37 z dnia 10
marca 1937 roku, skierowanym do sekretarki kompozytora Leonii
Gradstein zawiadamia, że asygnuje tytułem zasiłku dla p.
Karola Szymanowskiego kwotę 300 zł (trzysta złotych). Czek na
kwotę powyższą można podjąć w Wydziale Rachunkowym w
godzinach 10-12. Pokwitowanie p. K.Szymanowskiego należy
przesłać Ministerstwu. W.z. Naczelnika K.Wóycicki,
Ministerialny Wizytator Szkół.
300 złotych była to mniej więcej połowa sumy honorarium
solisty za udział w koncercie. Pismo wysłano z Ministerstwa 27
marca 1937 roku. Tego dnia właśnie przewieziono kompozytora z Grasse
we Francji do szwajcarskiego sanatorium Clinique du Signal w Lozannie.
Czek nie został podjęty - 29 marca 1937 roku Karol Szymanowski
zmarł.
Ministerstwo wydało ogromne pieniądze na jego pogrzeb. Gdyby
mógł za życia dysponować połową sumy, którą Państwo
przeznaczyło na tę ceremonię - byłby do tego pogrzebu
doczekał w znacznie lepszej formie.
W Szwajcarii wykonano mu maskę pośmiertną (rzeźbiarz Delerse)
i uroczyście żegnano na dworcu lozańskim. Obity krepą wagon
honorowano w Berlinie, potem w Poznaniu,
który tak umiał docenić jego twórczość. W Warszawie
odbyły się tłumne manifestacje pogrzebowe z udziałem
infułatów, rodziny, muzyków i niezliczonych tłumów
publiczności. Serce kompozytora miało spocząć w Warszawie,
obok serca Chopina w kościele Świętego Krzyża na Krakowskim
Przedmieściu. Z projektem tym spierali się zwolennicy
pochowania serca Szymanowskiego w Kaplicy Gąsieniców przy
zakopiańskim Starym Cmentarzu na Pęksowym Brzyzku. Ponieważ
jednak w owym czasie prymas Polski, kardynał August Hlond wydał
zakaz pochówków świeckich w kościołach - serce
Szymanowskiego w szkatułce przechowywano najpierw w wojskowym Szpitalu
Ujazdowskim, a po zajęciu Warszawy przez Niemców - w
kaplicy Sióstr Sercanek przy ulicy Reja
w Warszawie, nie opodal domu, gdzie mieszkała matka kompozytora.
Tam też, 6 sierpnia 1944 roku cenna relikwia spłonęła wraz z
całym budynkiem, zniszczonym przez Niemców w czasie Powstania
Warszawskiego.
Zabalsamowane ciało Szymanowskiego, po wyjęciu zeń serca,
odbyło jeszcze jedną wędrówkę: z Warszawy przewieziono je do
Krakowa i tu uroczyście pochowano 7 kwietnia 1937 roku w Krypcie
Zasłużonych u OO. Paulinów na Skałce.
Projekt urządzenia w zakopiańskiej "Atmie" muzeum
biograficznego Szymanowskiego wysunął już w 1937 roku Michał
Kondracki, we wspomnieniu pośmiertnym, drukowanym w czasopiśmie
"Prosto z mostu". Jednak wnet wybuchła wojna, a i po
jej zakończeniu trudno było myśleć o realizacji tej idei.
Dopiero z początkiem lat sześćdziesiątych siostrzenica
kompozytora, Krystyna Dąbrowska, rozpoczęła prywatne starania
o wykup "Atmy". Nie przyniosły one rezultatu,
jednakże w ich wyniku otrzymano ekspertyzę, stwierdzającą
dobry stan techniczny willi, umożliwiający ewentualną
adaptację na cele muzealne.
Sprawa posunęła się naprzód dopiero z końcem stycznia 1967
roku, kiedy to na łamach "Życia Warszawy" znany
krytyk muzyczny Zdzisław Sierpiński opublikował niewielką
notatkę, apelującą o zajęcie się niszczejącym domem, w
którym mieszkał największy po Chopinie polski kompozytor. W
numerze z 12 lutego 1967 roku ukazał się większy artykuł Kto
zajmie się Atmą, w którym Sierpiński apelował do
Ministra Kultury i Sztuki o wykup "Atmy". Artykuł ten
w kilka dni później stał się tematem audycji radiowej Jerzego
Waldorffa, który z właściwą sobie pasją i energią
włączył się do sprawy. Na jego adres natychmiast napłynęło
wiele listów, w których słuchacze proponowali utworzenie
specjalnego konta bankowego, gdzie miłośnicy muzyki mogliby
wpłacać pieniądze na wykupienie "Atmy". W przededniu
30 rocznicy śmierci Szymanowskiego rozpoczęła się wielka
akcja społeczna, do której włączył się cały polski świat
muzyczny, prasa oraz tysiące osób prywatnych. Dla jej
prowadzenia redaktor Jerzy Waldorff stworzył przy Stowarzyszeniu
Polskich Artystów Muzyków specjalny Komitet Akcji
"Atma".
Na konto SPAM wpływały wielkie sumy i pojedyncze złotówki, od
filharmonii, instytucji, szkół, melomanów, muzyków,
młodzieży i emerytów. Do legendy przeszły koncerty słynnej
wówczas grupy big-beatowej "Niebiesko-Czarni", z
których dochód przeznaczono na rzecz "Atmy". Rockowi
muzycy postawili przed występami tylko jeden warunek - by
zapowiadał je Jerzy Waldorff i to ze swym jamnikiem Puzonem.
Miłość słynnego krytyka do muzyki Szymanowskiego była
większa niż niechęć do big-beatu i oto przed tłumami
nastolatków, między wzmacniaczami elektrycznych gitar pojawił
się nobliwy dżentelmen z laseczką, czyniąc ze swego występu
wspaniały spektakl, owacyjnie przyjmowany przez młodzieżową
publiczność.
W ciągu kilku lat zebrano w ten sposób 600.000 zł., prowadząc
równocześnie pertraktacje z właścicielką willi, Zofią
Walczakową i władzami Zakopanego. Z pierwszą - omawiano
kwestie zgody na sprzedaż willi i ewentualną cenę, z drugimi -
zrezygnowanie przez Miejską Radę Narodową z prawa pierwokupu i
pomoc w uzyskaniu mieszkań zastępczych dla mieszkających w
"Atmie" lokatorów. Zofia Walczakowa stawiała
właściwie tylko jeden, dość nieskomplikowany warunek - by
umożliwiono jej i jej sąsiadce zamieszkanie w należącym
także do niej, stojącym obok "Atmy" domu. W tym celu
należało przyspieszyć przydzielenie mieszkania tam
zamieszkałej rodzinie. Trzeci z lokatorów, ksiądz prof.
Zbigniew Wiśniewski - mieszkający na piętrze "Atmy"
i pełniący przez wiele lat obowiązki "honorowego
kustosza" domu Szymanowskiego - musiał także otrzymać
nowe mieszkanie. Ponieważ jeden z pokoi zajmowała także
gospodyni księdza - władze nie zgadzały się na przydzielenie
im wspólnego mieszkania, stawiając jako argument to, że. nie
byli oni małżeństwem. Socjalistyczna moralność stanęła na
straży obyczajów, które mogłyby przynieść zgorszenie. Oboje
petenci zbliżali się do osiemdziesiątki. W końcu tę
trudność przezwyciężono.
Podczas wielu lat publicystycznej kampanii na rzecz wykupu
"Atmy" pojawiły się kilkakrotnie artykuły,
niesympatycznie napadające na właścicielkę "Atmy i
sugerujące, jakoby zamierzała ona na Szymanowskim zrobić
kokosowy interes, oskarżające, że podbija cenę, że jest
główną przeszkodą na drodze do realizacji idei muzeum.
Zapewne, pertraktacje były niełatwe - trudno jednak się
dziwić, że starsza osoba stawiała warunki, istotne dla jej
spraw bytowych. Przedstawicielkę jednego z najstarszych rodów
góralskich obrażano, przedstawiając jako ciemną chłopkę,
osobę nie rozumiejącą istoty sprawy, nie umiejącą rzekomo
docenić wielkości Szymanowskiego. A Zofia Walczakowa - w
przeciwieństwie do większości piszących o niej publicystów -
znała osobiście twórcę Harnasiów, darzyła
"pana rektora" wielkim szacunkiem i wzajemnie, była
przezeń szanowana - jako osoba inteligentna, dowcipna i
szlachetna. Znając ją przez wiele lat nie mogłem zrozumieć,
jak można było taki fałszywy obraz szlachetnej kobiety
tworzyć w umysłach słuchaczy i czytelników, budzić w nich
niechęć i antypatie do osoby, od której przecież tak wiele
można było się dowiedzieć o Szymanowskim. W atakach na
Walczakową celował Jerzy Waldorff, zupełnie jej nie znający i
nie rozumiejący. Najbardziej - jak mi mówiła - ubodło ją,
gdy kiedyś publicysta zaczął ją nazywać "babką
Walczakową".
Z niepokojem obserwowałem, jak po ceremonii otwarcia adwersarze
spotkali się. Waldorff kurtuazyjnie przywitał się z
"Gaździną", a ta wypaliła:
- Witam mojego wnuczka!
- Co proszę? - zdziwił się Jerzy Waldorff.
- Co to, nie pamiętacie, panie, jakeście mnie nazywał
"babką Walczakową"? Ale widzi mi się, że wnuczek
pewno starszy od babki.
Wśród chichotów świadków wydarzenia Zofia Walczakowa
furknęła góralskimi spódnicami i odeszła, a redaktor został
z dość niewyraźnym uśmiechem na twarzy.
Ale nie do śmiechu było zwolennikom wykupienia "Atmy"
w początku lat 70-tych XX wieku, gdy Walczakowa zapowiedziała,
że skoro ją obrażają, to nie zamierza dalej rozmawiać w tej
sprawie. Władze Zakopanego od początku dość niechętnie
odnoszące się do idei powstania muzeum, głównie zapewne z
powodu kłopotów, jakie im sprawiała czujnie obserwowana przez
prasę sytuacja, z niejaką Schadenfreude umyły ręce.
O pertraktacjach z miejscowymi czynnikami pisał Waldorff po
latach, że kiedyś delegację Komitetu Akcji "Atma"
ówczesny pierwszy sekretarz przyjął, siedząc do nas
tyłem. Więc mówiliśmy do tego tyłu.
W tej sytuacji ogromnie pomocną, a dziś niemal całkowicie
zapomnianą rolę odegrał prezes Związku Podhalan, znany i
ceniony zakopiański lekarz i wielki społecznik - Wincenty
Galica. Jego to zasługą jest ponownie związanie pozrywanych
niemal nici porozumienia między Komitetem Akcji
"Atma", a "Gaździną", co w efekcie
umożliwiło wreszcie kupno willi.
27 maja 1972 roku, czyli w pięć lat po rozpoczęciu akcji, w
notariacie zakopiańskim podpisano umowę kupna-sprzedaży
między Zofią Walczakową a Warszawskim Towarzystwem Muzycznym,
przy którym usytuowany wówczas był Komitet "Atmy",
reprezentowanym przez wiceprezesa Henryka Zarzeckiego i red.
Jerzego Waldorffa, na mocy której własnością WTM stała się
willa "Atma" wraz z przyległą działką. Warto
wspomnieć, że Walczakowa sprzedała "Atmę" za
400.000 złotych - o kilkanaście tysięcy złotych mniej niż
wyniosła oficjalna wycena nieruchomości.
Przez dwa lata jeszcze trwały pertraktacje w sprawie uzyskania
mieszkań dla lokatorów. Pełnomocnikiem Komitetu Akcji
"Atma" w Zakopanem był tutejszy adwokat, dr Feliks
Kowalewski, prawnik i muzyk, którego pomoc znacznie przyczyniła
się do urzeczywistnienia idei muzeum. W 1974 roku dopiero
znalazła się instytucja, która zechciała "Atmę"
przygarnąć, zapewniając jednocześnie nowej placówce wysoki
poziom artystyczny i naukowy - Muzeum Narodowe w Krakowie. Ono
też przystąpiło do generalnego remontu willi, która z tą
chwilą stała się jego oddziałem.
"Atma" - jako muzeum biograficzne Karola Szymanowskiego
- jest zatem wspólnym sukcesem "akcjonariuszy",
działających pod przewodem Jerzego Waldorffa, prasy, ludzi
kultury oraz Muzeum Narodowego w Krakowie. Fundusz społeczny
umożliwił wykupienie "Atmy", zaś subsydium
Ministerstwa Kultury i Sztuki pozwoliło na sfinansowanie remontu
i wyposażenie willi. Bowiem za czterysta tysięcy społecznych
złotówek "Atma" stała się własnością
społeczeństwa, ale potem jeszcze trzeba było przeszło dwóch
i pół miliona złotych wyasygnowanych przez Ministerstwo, by
urządzić przy Kasprusiach Muzeum.
Wymieniono licowanie ścian zewnętrznych i wewnętrznych,
zmieniono instalację elektryczną i wodno-kanalizacyjną,
pokryto dach nowymi gontami, wprowadzono elektryczne ogrzewanie,
zamontowano elektroniczne systemy przeciwwłamaniowe i
przeciwpożarowe, wreszcie niemałym nakładem środków i
trudów pracowników krakowskiego muzeum urządzono ekspozycję.
Autorką scenariusza stałej wystawy muzealnej jest Teresa
Chylińska - największa znawczyni życia i twórczości Karola
Szymanowskiego, zaś twórcą wystroju plastycznego
"Atmy" był krakowski plastyk, profesor Jerzy
Młodzianowski.
W lutym 1976 roku, kiedy rozpocząłem swoją pracę w
"Atmie", wnętrze przyszłego muzeum wyglądało jak po
trzęsieniu ziemi. Sterty wyposażenia "infrastruktury
technicznej" na podłodze, koczujące po pokojach ekipy
elektryków, brak mebli - poza kilkoma zabytkowymi fotelami,
szafami przeznaczonymi do ekspozycji, jednym, też zabytkowym
biurkiem i zgrabnym fortepianem marki Seiler, zakupionym przez
muzeum dla celów koncertowych, na którym wicedyrektor Muzeum
Narodowego do spraw administracyjnych Krzysztof Stawowy,
nadzorujący remont, wygrywał ragtime'y i studenckie piosenki -
wszystko to bardzo mało przypominało muzeum biograficzne
wybitnego kompozytora. O tym, jaki śmietnik znajdował się
dookoła budynku - mieliśmy się przekonać dopiero po stopieniu
się śniegu.
Z końcem lutego zaczęto zwozić z Krakowa eksponaty muzealne,
pamiątki osobiste, książki i nuty, fotografie i obrazy,
szklane i drewniane tablice ze zdjęciami, fotokopiami
dokumentów. Zofia Cierniakówna, Maria Kokoszyńska i
wicedyrektor do spraw naukowych - dr Fraciszek Stolot z Muzeum
Narodowego przez kilka dni i nocy zajmując się ustawianiem
ekspozycji właściwie zadecydowali o jej ostatecznym kształcie,
bowiem układ ten niewiele zmienił się do dzisiaj.
5 marca 1976 roku siedzieliśmy w gronie kilku osób (wyżej
wymienieni i moją pierwszą sekretarką - wspaniałą
koleżanką Ania Ślimak z Zakopanego) nad ostatnimi zajęciami
kosmetycznymi, kiedy zadzwonił telefon, zaledwie parę dni
wcześniej zainstalowany. Zgłosiła się recepcja hotelu
"Kasprowy", anonsując dalsze połączenie.
- Allo, "Atma"? - usłyszałem w słuchawce - Ici
Serge Lifar. J'ai arrivé de Paris...
Słynny tancerz Baletów rosyjskich Diagilewa,
choreograf Opery Paryskiej, przyjaciel Szymanowskiego i paryski
Harnaś z premiery baletu w 1936 roku jako pierwszy
"zameldował się" w domu Szymanowskiego. Chciał, po
przeszło 40 latach od pierwszej swej bytności, jak najszybciej
znaleźć się w "Atmie", aby tu odnaleźć cienie
tamtych lat. Później miało się okazać, że ten motyw
kierować będzie do "Atmy" bardzo wielu ludzi.
Na razie wielki gość z Paryża przyszedł do "Atmy" w
przeddzień otwarcia muzeum, by obejrzeć je w ciszy i
samotności. Niewielkiego wzrostu, wesoły i mimo swoich lat
świetnie wyglądający, przebiegał Lifar muzealne
pomieszczenia, co chwilę komentując oglądane zdjęcia i
pamiątki, na przemian po francusku i po rosyjsku.
Trzeba powiedzieć, że trochę pod kątem przyjazdu tego
"najbardziej honorowego" gościa autorzy ekspozycji
urządzali wystawę: tekst informacyjny na tablicy przy wejściu
oprócz wersji polskiej zawierał początkowo tłumaczenie
francuskie, choć ze statystyki przyjeżdżających do Zakopanego
wynikałaby raczej potrzeba tłumaczenia angielskiego. Zdjęcia,
portrety i listy Lifara umieszczono niemal w każdym pokoju. Nie
przewidziano tylko jednego - że dostojny dość zechce spędzić
w "Atmie" wieczór przed otwarciem. A więc - z braku
krzeseł słynny tancerz siedział na zdezelowanym kuferku, w
którym pamiątki po Szymanowskim przyjechały z Krakowa, reszta
towarzystwa na blacie biurka i gdzie się dało. Lifar nic sobie
z tego nie robił, pił herbatę "plujkę" z
musztardówki i ze wzruszeniem opowiadał parysko-zakopiańskie
dzieje swej przyjaźni z kompozytorem, szczególnie
podkreślając swój własny wkład w ostateczny kształt Harnasiów.
Faktycznie, podczas rozmów z Lifarem, między innymi właśnie w
Zakopanem, Szymanowski zmienił wcześniej wymyślony trzeci
obraz baletu tak, by tancerz miał więcej okazji do wykazania
swojego kunsztu.
Nazajutrz, 6 marca 1976 roku, odbyło się uroczyste otwarcie
Muzeum Karola Szymanowskiego. Najpierw jeszcze w Krakowie
złożono wieńce na grobie kompozytora w kościele na Skałce. W
samo południe w sali klubu MPiK, który wówczas jeszcze
mieścił się w zakopiańskim Domu Turysty, spotkali się
twórcy muzeum, honorowi goście i władze - miejskie,
wojewódzkie, centralne. Grał, śpiewał i tańczył zespół
"Maśniaki", a z nimi, namówiony przeze mnie,
odtańczył kilkanaście pas Sergiusz Lifar, witany hucznymi
oklaskami. Gospodarzem spotkania był dyrektor Muzeum Narodowego
w Krakowie Tadeusz Chruścicki, a najgoręcej przyjmowano
twórców Akcji "Atma" - Jerzego Waldorffa i Zdzisława
Sierpińskiego oraz siostrzenicę Karola Szymanowskiego,
Krystynę Dąbrowską, ofiarodawczynię większości pamiątek.
Po przemówieniach - mniej czy bardziej oficjalnych (red. Jerzy
Waldorff: Muzeum w "Atmie" gotowe! I co ja teraz
będę robił?) - twórcom muzeum i honorowym gościom
rozdano pamiątkowe medale, autorstwa Michała
Gąsienicy-Szostaka, ufundowane przez zakopiańskie koło SPAM i
Wydział Kultury Urzędu Miejskiego, a następnie uczestnicy
oficjalnej ceremonii i nieoficjalne tłumy ciekawych podjęli
hurmem szturm na "Atmę". O godzinie trzynastej
Krystyna Dąbrowska i Jerzy Waldorff wspólnie przecięli
wstęgę i muzeum zostało otwarte. W ciągu niespełna trzech
godzin przez parter willi (szatnia, trzy pokoje udostępnione do
zwiedzania i czwarty oglądany z progu) przewinęło się
przeszło dwa i pół tysiąca osób.
Pamiątką tamtego dnia jest pierwsza księga gości
"Atmy". Otwiera ją wpis siostrzenicy kompozytora:
W dniu największego wzruszenia. Święty Katot ze Skałki,
Karol z "Atmy" uśmiecha się teraz do nas wszystkich z
miłością - Kicia - Krystyna Dąbrowska.
A poniżej:
Co za radość! Blisko dziesięć lat wysiłków i marzeń
zrealizowanych w Muzeum "Atmy". Teraz - obok Żelazowej
Woli, gdzie urodził się Chopin - mamy "Atmę", gdzie
tworzył drugi największy - Karol Szymanowski - Jerzy Waldorff.
A potem długa lista podpisów tych, którzy przewinęli się w
tym dniu przez "Atmę". Wielka skrzypaczka Irena
Dubiska, Sergiusz Lifar i jego współpracownica z Paryża -
Irena Lorentowicz, autorka projektów kostiumów do paryskiej
premiery Harnasiów. Rektor PWSM w Warszawie Tadeusz Maklakiewicz
i Stanisława Golachowska, kustosz Archiwum Szymanowskiego w
Łodzi. Dyrektorzy muzeów: Janusz Odrowąż-Pieniążek z Muzeum
Literatury im. A.Mickiewicza i Józef Szczublewski z Muzeum
Teatralnego (jego wpis - Karolu Szymanowski, niech Ci
"Atma" lekką będzie - stanowi dla pracowników
naszego muzeum wieczną dewizę.). Jerzy Katlewicz - dyrektor
krakowskiej Filharmonii i. K.Szymanowskiego oraz młodzież i
nauczyciele szkół imienia Szymanowskiego w Osielcu i Płocku. I
dzieci z Przedszkola imienia K. Szymanowskiego w Zakopanem.
Kazimierz Sikorski i Wiktor Weinbaum z Towarzystwa im. F.Chopina,
Stefan Sutkowski i Elżbieta Artysz ze Stowarzyszenia Polskich
Artystów Muzyków, Jan Stęszewski - prezes Związku
Kompozytorów Polskich. I muzyka góralska pod przewodem
Władysława Obrochty, który przed laty fiakrował i grywał
Panu Karolowi. Adam Pach, góralski gawędziarz i Kornel
Michałowski, muzykolog. Zdzisław Sierpiński i Józef Bachleda
Gróbarz, Karol Taube, Helena Rytardowa i Karol Małcużyński.
Witold Henryk Paryski - autor Encyklopedii Tatrzańskiej i
dziennikarz Zdzisław Szakowicz, mąż Krystyny Dąbrowskiej
stali na ganku w charakterze "bramkarzy" i kierowali
ruchem, a setki ludzi przed "Atmą" wciąż czekały na
możliwość wejścia do muzeum. Wielu dostało się dopiero
nazajutrz.
Późnym popołudniem na piętrze "Atmy", w nie
urządzonym jeszcze pokoju biurowym zebrała się grupa
dziennikarzy i muzyków, by wespół z Krystyną Dąbrowską
przedyskutować przyszłość nowo otwartego muzeum. Byliśmy
zgodni co do jednego: ani osoby, ani twórczości Szymanowskiego
nie da się zamknąć w ciasnych ramach muzealnej ekspozycji. A
zatem wystawa wystawą, ale naszym obowiązkiem będzie
przekształcenie "Atmy" w "Dom Muz", gdzie
muzyka będzie stałym lokatorem, a inne sztuki piękne
systematycznymi bywalcami. "Atma", jako dawny dom
jednego z czołowych twórców polskich, musi też promieniować
na całe Zakopane, musi być też inicjatorem poczynań szerszych
kulturalnych, także i tych, które - ze względu na
szczupłość pomieszczeń - nie będą mogły być realizowane w
jej wnętrzu.
Pierwszy dzień funkcjonowania Muzeum Karola Szymanowskiego
zakończył się zorganizowanym przez Filharmonię Krakowską
koncertem w sali "Morskiego Oka" przy Krupówkach,
gdzie utwory Karola Szymanowskiego wykonywali: skrzypaczka Kaja
Danczowska z pianistką Jadwigą Bocheńską, śpiewak Andrzej
Bachleda z pianista Alfredem Müllerem, pianista Tadeusz
Żmudziński, Kwartet Filharmonii Krakowskiej (Leszek Izmaiłow -
I skrzypce, Anna Jamińska - II skrzypce, Edward Treściński -
altówka i Władysław Żmijewski - wiolonczela) oraz Chór
Filharmonii pod dyr. Adama Pałki.
Nazajutrz rozpoczęła się codzienna - choć wcale nie szara -
egzystencja "Atmy". Wnętrze muzealne, przeznaczone do
zwiedzania to pięć pomieszczeń na parterze willi. Wejście do
budynku prowadzi z ganku do dawnej kuchni, gdzie umieszczona
została szatnia, kasa biletowa i stoisko z wydawnictwami. W
następnym pomieszczeniu, niegdyś zajmowanym przez służącego
Felka Bednarczyka, na drewnianych tablicach przedstawione jest na
fotografiach curriculum vitae Karola Szymanowskiego, od
dzieciństwa w Tymoszówce, po śmierć w Lozannie. Jedna z
tablic pokazuje najsłynniejszych za życia Szymanowskiego
wykonawców jego muzyki.
Obok dawniej była sypialnia. Dziś w pokoju tym prezentuje się
związki Szymanowskiego z Podhalem, fotografie domów, w których
mieszkał lub bywał i ludzi, z którymi się tu spotykał.
Osobna tablica poświęcona jest baletowi Harnasie i
jego francuskiej premierze, a na ścianie na wprost drzwi wiszą
projekty kostiumów, autorstwa Ireny Lorentowicz. Pomiędzy nimi
- duży portret Eugenii Dunin-Borkowskiej, autorstwa Stanisława
Ignacego Witkiewicza. Witkacy i Szymanowski przyjaźnili się z
tą pisarką, poetką i ciekawą osobowością Zakopanego lat
międzywojennych. W tym też pokoju odbywają się koncerty
kameralne i wykłady, tutaj też sporadycznie prezentowane były
ekspozycje zmienne. Głównym motywem plastycznym, podobnie jak w
poprzednich pomieszczeniach, są tu duże powiększenia
fotografii Szymanowskiego z różnych okresów jego życia, oraz
cytaty z jego wypowiedzi.
W przylegającym do sypialni pokoju stołowym zgromadzono te
nieliczne pamiątki osobiste i rodzinne, które przetrwały
zawieruchę wojenną i dotarły od różnych osób do
"Atmy". Wojna bowiem nielitościwie obeszła się z
materialną spuścizną po Szymanowskim - większość jego
rzeczy osobistych, przechowywanych w warszawskim mieszkaniu
Jarosława Iwaszkiewicza, została zniszczona we wrześniu 1939
roku, na skutek wybuchu bomby. W tym pomieszczeniu znajdują się
także fotografie góralskich znajomych Szymanowskiego, malowany
przez Witkacego portret kompozytora i jego maska pośmiertna
autorstwa szwajcarskiego rzeźbiarza Delerse'a.
Wreszcie ostatni pokój to pracownia kompozytorska. Na podstawie
zdjęć i opisów bywalców dawnej "Atmy"
zrekonstruowano wygląd pokoju, w którym gospodarz pracował i w
którym najchętniej przyjmował gości. Do rekonstrukcji użyto
tu w większości oryginalnych obrazów i fotografii, a także
częściowo sprzętów.
Jest to jedyne w "Atmie" wnętrze zrekonstruowane.
Twórcy ekspozycji wyszli bowiem z założenia, że większość
zwiedzających stanowić będą osoby, które o Szymanowskim
wiedzą mało, albo prawie nic. Stąd też głównym zadaniem
wystawy jest informacja - o tym, kim był Karol Szymanowski,
jakie miejsce w światowej kulturze zajmuje jego twórczość,
jakie są jego związki z regionem Podhala. Nadto z dawnej
"Atmy " prawie w ogóle nie ocalały meble i sprzęty,
w dodatku tak się składa, że poza pracownią i werandą nie
znamy wyglądu wnętrza pokoi w willi - zachowały się zdjęcia
tylko z tych dwóch pomieszczeń. Zgodnie zresztą z nowoczesnymi
poglądami w muzealnictwie należy bardzo oszczędnie operować
rekonstrukcją, która zawsze jest czymś nieco sztucznym.
Najważniejsza zawsze była muzyka. I ta, emitowana z
głośników (instalację nagłaśniającą zafundował
"Atmie" ZAiKS), i ta żywa, wykonywana na koncertach.
Domagali się tego zwiedzający, dla personelu było to
oczywiste, dla projektantów muzeum także - jeśli zainstalowano
cały system, pozwalający na odtwarzanie muzyki mechanicznej
podczas zwiedzania.
Tylko że przez pierwszy miesiąc mieliśmy do dyspozycji jedynie
dwie taśmy magnetofonowe i... adapter. No, a takie małżeństwo
nie może być szczęśliwe. Cóż prostszego - powie ktoś z
młodszych Czytelników - jak kupić odpowiedni magnetofon? Były
przecież wtedy w sklepach i nawet niedrogie. Owszem, ale tylko
dla osób prywatnych. Instytucja musiała mieć na zakup
zezwolenie wojewody.
I tu zaczynał się kłopot. "Atma" leżała na terenie
województwa nowosądeckiego. Ale jest oddziałem muzeum
krakowskiego. Administracje Krakowa i Nowego Sącza pokazywały
zatem na siebie palcami, a magnetofonu dalej nie było. I dopiero
ostry felieton Zdzisława Sierpińskiego w "Życiu
Warszawy" pomógł przeciąć ten węzeł gordyjski.
Wojewoda nowosądecki z prezydentem Krakowa doszli do
porozumienia i kupiliśmy magnetofon. Zwiedzaniu "Atmy"
zaczęła towarzyszyć muzyka Szymanowskiego, ku wielkiemu
zadowoleniu naszych gości. Niebawem także za sprawą redaktora
Sierpińskiego, Zakłady Radiowe im. Kasprzaka ofiarowały nam
drugi magnetofon szpulowy i dwa kasetowe. Wkrótce też pojawiła
się w "Atmie" muzyka na żywo.
Pierwszy koncert zorganizowało przy Kasprusiach zakopiańskie
koło SPAM, kierowane przez Annę Juchniewicz. Odbył się on w
rocznicę śmierci Szymanowskiego, 29 marca 1976 roku,
wykonawcami byli muzycy zakopiańscy, a wśród nich słynny
śpiewak Andrzej Bachleda. Przedstawiono dzieła Karola
Szymanowskiego oraz prawykonanie utworu Lidii Długołęckiej Tryptyk
górski na fortepian, skrzypce i głos, dedykowanego
pamięci "Karola z Atmy". 17 maja 1976 roku katowicka
ekspozytura Towarzystwa im. F.Chopina, przy współudziale kapeli
"Maśniaków", zorganizowała w hołdzie dla
Szymanowskiego koncert z udziałem śpiewaczki Ireny Lewińskiej.
Potem małe dzienne muzykowanie prezentował podczas
zwiedzania muzeum chór męski z Zakopanego pod kierunkiem
Wacława Geigera i Akademicki Chór "Organum" z
Krakowa. Wreszcie skrzypek Stanisław Kawalla i jego żona
Aleksandra - pianistka, grając w "Atmie" 4 lipca 1976
roku stworzyli formułę "koncert zamiast kwiatów dla
Szymanowskiego". My nazywaliśmy to "zasadą otwartego
fortepianu": każdy z muzyków, przebywając w Zakopanem
mógł, a nawet powinien pojawić się w "Atmie",
zasiąść do instrumentu i oddać muzyczny hołd twórcy Stabat
Mater. Jednym z pierwszych, którzy w myśl tej zasady
postąpili, był znakomity pianista Witold Małcużyński,
który, który w sierpniu 1976 roku w "Atmie" dał
nielicznej publiczności "koncert życzeń"",
złożony z utworów Szymanowskiego i Chopina.
Wprowadzenie muzyki do "Atmy" zostało entuzjastycznie
przyjęte przez publiczność, która to wielokrotnie
podkreślała, wpisując uwagi do księgi pamiątkowej. Ten
dom żyje dzięki Jego muzyce. Żyje i nieodmiennie wzrusza -
pisała Agata Podgórska 9 sierpnia 1976 roku. Oby nasze
życie było tak piękne jak muzyka Karola Szymanowskiego -
wzdychają kilka stron dalej uczennice Liceum
Ogólnokształcącego w Złotoryi, Anna Pustelnik, Irena Gwiżdż
i Alina Stępniewska. Gdzie indziej nader charakterystyczny
pogląd ludności miejscowej: Lubię muzykę Karola
Szymanowskiego, chociaż to był ceper.
M.Szczepaniak-Mocarna.
Zachwyty nad muzyką i działalnością Szymanowskiego i
zadowolenie z otwarcia muzeum to nie jedyna treść inskrypcji w
pierwszej księdze pamiątkowej muzeum. Większość osób
oddawało także hołd inicjatorom muzeum, Zdzisławowi
Sierpińskiemu i - zwłaszcza - Jerzemu Waldorffowi, słusznie
podkreślając, że głównie jego upartym zabiegom zawdzięczać
należy odzyskanie "Atmy" dla Szymanowskiego.
W środowisku zakopiańskiej inteligencji twórczej, a także w
publikacjach na temat "Atmy", jakich niemało
pojawiało się po otwarciu muzeum, wielokrotnie powracała idea
zorganizowania w Zakopanem stałych cykli imprez muzyki
poważnej. We wrześniu 1976 roku przewodnicząca zakopiańskiego
koła SPAM (zarazem dyrektorka Szkoły Muzycznej, która potem
otrzymała imię Mieczysława Karłowicza), wspominana już Anna
Juchniewicz oraz niżej podpisany kustosz "Atmy"
opracowali projekt festiwalu Dni Muzyki Karola Szymanowskiego,
który miał odbyć się w pierwszą rocznicę otwarcia
"Atmy".
Władze Zakopanego, od lat patronujące Międzynarodowemu
Festiwalowi Folkloru Ziem Górskich - odniosły się początkowo
do tej myśli nader niechętnie, uważając, że jeden festiwal,
ludowy, Zakopanemu wystarczy. Wniosek o finansową pomoc w
realizacji imprezy, skierowany do ówczesnych władz
wojewódzkich, leży w Nowym Sączu do dziś bez odpowiedzi.
Zainteresowaliśmy przeto Dniami Muzyki Szymanowskiego redakcje
muzyczną Telewizji Polskiej, która w osobie redaktora Jana
Webera - przyrzekła sfinansować festiwal. Przyrzekła - i
zapomniała. Po kilku miesiącach, gdy program został już
ustalony, wykonawcy umówieni, hotele zarezerwowane - okazało
się, że Telewizja może dopiero zrealizować rachunek za
rejestrację koncertów. Czyli, że pieniądze będą, ale w
kilka tygodni po imprezie.
I wówczas przyszedł z pomocą naczelnik miasta, Stanisław
Żygadło, który pożyczył nam z miejskiej kasy 200.000 zł na
parę miesięcy, dzięki czemu pierwsze Dni Muzyki Karola
Szymanowskiego w ogóle mogły się odbyć. Inna rzecz, że
wypada westchnąć z rozrzewnieniem do czasów, gdy ogólnopolska
imprezę robiono za dwieście tysięcy złotych. Starych, bardzo
starych oczywiście.
Z "przecieków" dowiedzieliśmy się, że z początkiem
marca przyjechał do Zakopanego na narty wicepremier i minister
kultury Józef Tejchma. Z Anną Juchniewicz namierzyliśmy
wicepremiera w rządowym domu wypoczynkowym na Antałówce i po
prostu pojechaliśmy tam, by na niego zaczekać, gdy wróci na
obiad. Udało się go zaprosić, choć wykręcał się brakiem
garnituru. Garnitur pożyczyliśmy. I ku wielkiemu zaskoczeniu
lokalnych czynników (poza naczelnikiem miasta przeważnie
zresztą nieobecnych na koncercie inauguracyjnym) - Józef
Tejchma ceremonialnie otworzył tę "niechcianą"
imprezę.
Pierwsze "Dni" trwały od 4 do 6 marca 1977 roku.
Koncerty, odczyty i wystawy odbywały się w "Atmie",
galerii Biura Wystaw Artystycznych, sali teatru "Morskie
Oko", Miejskiej Bibliotece Publicznej (wówczas w willi
"Kresy", obecnie reprywatyzowanej) i kinie
"Giewont" (dziś: kino "Sokół"). Wystąpili
skrzypkowie: Stanisław Kawalla i Kaja Danczowska, pianiści:
Leszek Leśniak, Józef Stompel, Adam Wodnicki, Janusz Zathey,
śpiewak Andrzej Bachleda, kwartet WOSPRiTV im. K.Szymanowskiego,
chór PWSM w Krakowie pod dyr. Marii Kochaj, chór i orkiestra
symfoniczna Państwowej Filharmonii im. K.Szymanowskiego w
Krakowie pod dyr. Jerzego Katlewicza, z udziałem śpiewaków
Stefanii Woytowicz, Krystyny Szczepańskiej i Andrzeja Hiolskiego
oraz góralski zespół "Maśniaki".
Powodzenie "Dni" przeszło wszelkie oczekiwania, a
pełen sukces artystyczny wykazał, że w Zakopanem można i
trzeba organizować spotkania z wielką muzyką w znakomitym
wykonaniu.
Organizatorami "Dni" były: koło SPAM, Szkoła
Muzyczna i "Atma". W następnym roku do tego grona
dołączyły formalnie władze miejskie, a patronat objęło
Ministerstwo Kultury i Sztuki. Z pieniędzmi było łatwiej,
choć nadal trzeba było dokonywać dziwnej gimnastyki
księgowo-rozliczeniowej.
Rok późnej "Dni Muzyki" odbyły się również w
marcu i również tłumy słuchaczy nie mogły się pomieścić w
szczupłych salkach koncertowych. Apogeum swych możliwości
osiągnął festiwal Szymanowskiego w 1979 roku (6-11 marca),
kiedy to organizatorem była tylko "Atma", wspomagana
administracyjnie przez Wydział Kultury Urzędu Miejskiego i
edytorsko przez Polskie Wydawnictwo Muzyczne. Wykłady
wygłaszali wówczas: Aleksandra Szurmiak-Bogucka, Elżbieta
Dziębowska, Jan Stęszewski, Zofia Helman, a w części
muzycznej wystąpili: skrzypkowie Konstanty Andrzej Kulka i
Jadwiga Kaliszewska, śpiewacy Teresa Żylis-Gara i Kazimierz
Pustelak, pianiści Jerzy Godziszewski, Jerzy Marchwiński,
Andrzej Stefański, Ella Susmanek, Andrzej Tatarski, Piotr
Paleczny, Kwartet Wilanowski (w swym pierwszym składzie: Tadeusz
Gadzina - I skrzypce, Paweł Łosakiewicz - II skrzypce, Andrzej
Duź - altówka, Kazimierz Wasiółka - wiolonczela), Teatr
Muzyczny z Krakowa pod dyr. Krzysztofa Missony, orkiestra
symfoniczna Państwowej Filharmonii im. K.Szymanowskiego w
Krakowie pod dyr. Józefa Radwana (z Piotrem Palecznym jako
solistą). Poza kompozycjami solowymi i kameralnymi, wykonano
wówczas m.in. balet Mandragora, suitę z Harnasiów i IV
Symfonię Koncertującą. Okolicznościowe wystawy towarzyszyły
imprezie w Muzeum Tatrzańskim, galerii BWA i Domu Zdrowia
"Stacja Klimatyczna" (dziś: Teatr Witkacego).
Nie festiwale jednak wyznaczały rytm życia i rolę muzyczną
"Atmy", mimo ich fajerwerkowego blasku i wielkiego
powodzenia, jakim cieszyły się wśród publiczności. Od
początków istnienia muzeum chcieliśmy doprowadzić do tego, by
w jego salach jak najczęściej (i w miarę regularnie) gościła
muzyka w najlepszych wykonaniach, by odbywało się tu kameralne
muzykowanie. Samo muzeum nie miało jednak formalnych podstaw
finansowych do organizowania koncertów. Udało się jednak z
końcem 1977 roku doprowadzić do podpisania umowy między
Wydziałem Kultury Urzędu Miejskiego w Zakopanem (który dał
pieniądze) a Filharmonią Krakowską (która szukała
wykonawców i zawierała z nimi umowy) w sprawie organizowania
comiesięcznych koncertów pod wspólną nazwą cyklu
"Wieczory w Atmie". Ambasadorem muzycznym
"Atmy" stał się wówczas kierownik programowy
Filharmonii, Jacek Berwaldt. Pierwszy "Wieczór w
Atmie" odbył się 3 kwietnia 1978 roku, a wystąpili na nim
śpiewaczka Jadwiga Romańska i pianista Zbigniew Jeżewski.
Cykliczne spotkania z muzyką - najpierw wyłącznie
Szymanowskiego, potem także innych kompozytorów z jego kręgu -
oraz z polską poezją przedstawianą przez czołowych aktorów
trwają do dziś, a przez dwadzieścia lat istnienia
"Atmy" odbyło się ich przeszło 200.
Już przy pierwszych "Dniach Muzyki" w 1977 roku
zaczęliśmy myśleć nad utworzeniem ogólnopolskiego
Towarzystwa im. K.Szymanowskiego. Istniała taka organizacja
krótko przed wojną (założona w 1938 roku), prezesem jej był
Kazimierz Sikorski, ale po wojnie się nie odrodziła.
Sądziliśmy, że dla popularyzacji dzieła, idei i osoby
Szymanowskiego w kraju i za granicą powołanie takiego
Towarzystwa jest niezbędne, że stworzy ono płaszczyznę
organizacyjną dla spotkań wszystkich tych, którzy dla
Szymanowskiego, muzyki tatrzańskiej i w ogóle dla muzycznej
Polski chcą pracować. Nadto - prozaiczne, ale dla
organizatorów życia muzycznego ważne - Towarzystwo mogłoby
stworzyć formę organizacyjno-prawną i finansową, poprzez
którą łatwiej będzie prowadzić działalność koncertową w
Zakopanem.
Wiosną i latem 1997 roku prowadziłem "rokowania" z
czołowymi przedstawicielami muzyki polskiej, w gronie kilku
zakopiańczyków przygotowaliśmy statut i program działania,
wreszcie rozesłałem kilkadziesiąt listów, w których, w
porozumieniu z zakopiańskim kołem SPAM, proponowałem w imieniu
"Atmy" przyjęcie godności członka-założyciela
Towarzystwa Muzycznego im. Karola Szymanowskiego i zapraszałem
na zebranie założycielskie w dniu 1 października 1977 roku - w
Międzynarodowym Dniu Muzyki. Adresatami byli muzycy i
muzykolodzy, literaci i historycy, nauczyciele i lekarze,
prawnicy, dziennikarze i nawet jeden reżyser filmowy.
Propozycje przyjęli niemal wszyscy. Spośród prominentnych
postaci polskiej muzyki jedynie Krzysztof Penderecki nie
odpowiedział na nasze zaproszenie, a Jarosław Iwaszkiewicz
wymówił się od członkostwa stanem zdrowia.
Członkami założycielami Towarzystwa zostali: Andrzej
Bachleda-Curuś, Tadeusz Baird, Tadeusz Chruścicki, Teresa
Chylińska, Henryk Czyż, Kaja Danczowska, Krystyna Dąbrowska,
Lidia Długołęcka, Irena Dubiska, Jan Ekier, Wincenty Galica,
Olga Garbicz-Kulikowska, Wacław Geiger, Tomasz Gluziński,
Henryk Mikołaj Górecki, Leonia Martyna Gradstein, Bogdan
Jankowski, Anna Juchniewicz, Jerzy Katlewicz, Wojciech Kilar,
Kazimierz Kord, Feliks Kowalewski, Ludwik Kurkiewicz, Marta
Kreft, Irena Lorentowicz, Witold Lutosławski, Karol
Małcużyński, Kornel Michałowski, Jerzy Młodziejowski, Jan
Pasierb-Orland, Ewa Pawlik-Żmudzińska, Piotr Perkowski, Maciej
Pinkwart, Zofia Radwańska-Paryska, Zbigniew Rogowski, Witold
Rowicki, Zdzisław Sierpiński, Jan Stęszewski, Jan Stępień,
Władysław Słowiński, Stefan Sutkowski, Bolesław Szabelski,
Krystyna Szczepańska, Stefan Śledziński, Mieczysław
Tomaszewski, Eugenia Umińska, Jerzy Waldorff, Arkadiusz Waloch,
Konstanty Wegrzyn, Wanda Wiłkomirska, Stanisław Wisłocki,
Stefania Woytowicz, Krzysztof Zanussi, Ewa Zaufal, Tadeusz
Żmudziński, Stanisław Żygadło.
W skład pierwszego Zarządu weszli: prezes - Andrzej
Bachleda-Curuś, wiceprezesi - Wojciech Kilar i Witold Rowicki,
sekretarz - Lidia Długołęcka, skarbnik - Zbigniew Rogowski i
członkowie - Teresa Chylińska, Henryk M.Górecki, Anna
Juchniewicz, Maciej Pinkwart, Tadeusz Żmudziński.
W następnych latach (do 2000 roku) prezesami Towarzystwa
Muzycznego im. K.Szymanowskiego, które do czasu uzyskania
samodzielnego lokalu uzyskało tymczasową siedzibę w
"Atmie" (mieści się tam nadal) - byli: Teresa
Chylińska, Tadeusz Żmudziński, ponownie Andrzej
Bachleda-Curuś, Władysław Malinowski, Józef Patkowski i Karol
Bula.
Przeszło rok trwały zabiegi o rejestrację Towarzystwa,
wreszcie 20 listopada 1978 roku Urząd Wojewódzki w Nowym Sączu
zaaprobował statut i organizacja mogła rozpocząć
działalność. Od 1980 roku Towarzystwo zostało głównym
organizatorem "Wieczorów w "Atmie" i Dni Muzyki
K.Szymanowskiego. Niebawem podobne organizacje zaczęły
powstawać za granicą - w Belgii, Niemczech, Portugalii,
Japonii.
Po kilku latach istnienia "Atma" weszła na trwałe w
pejzaż kulturalny Zakopanego. Dawny dom Szymanowskiego przy
Kasprusiach stał się miejscem spotkań intelektualistów,
członków stowarzyszeń kulturalnych i turystycznych. Odbywały
się tu cykliczne wykłady i odczyty dotyczące Szymanowskiego,
historii Zakopanego i muzyki tatrzańskiej. Sporo miejsca w swej
działalności poświęcała "Atma" ludziom z kręgu
Szymanowskiego i Tatr, organizując imprezy związane z
Mieczysławem Karłowiczem, Janem Pasierbem-Orlandem,
Stanisławem Ignacym Witkiewiczem. W czasie zachłyśnięcia się
posierpniową demokracją właśnie w "Atmie"
zawiązano Forum Zakopiańskie, wywodzące się z tradycji grupy
"Doświadczenie i Przyszłość", opracowujące na
comiesięcznych spotkaniach memoriały i prognozy, dotyczące
rozmaitych dziedzin życia miasta pod Giewontem - komunikacji,
informacji, kultury, prasy, muzealnictwa, folkloru, architektury,
sportu, szkolnictwa artystycznego. Grupa ta przekształciła się
w 1981 roku w zakopiański oddział Komitetu Porozumiewawczego
Stowarzyszeń Twórczych i Naukowych, z Władysławem Hasiorem
jako przewodniczącym. W 1981 r. w "Atmie" reaktywowano
zakopiański oddział Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. W
1985 roku tworzono tutaj zalążki podhalańskiego oddziału
Towarzystwa Opieki nad Zabytkami.
Po wprowadzeniu stanu wojennego, gdy trwał bojkot oficjalnych
sal wystawowych ze strony czołowych artystów, z inicjatywy
wielkiego malarza Tadeusza Brzozowskiego zaczęliśmy w
"Atmie" organizować niewielkie wystawy plastyczne,
połączone z mini-koncertami. Uroczyste, choć kameralne
wernisaże, gromadziły wszystkich najwybitniejszych
przedstawicieli życia kulturalnego z Zakopanego, którzy nie
chcieli się pokazywać w miejscach "urzędowych", ale
bardzo brak im było sympatycznych spotkań towarzyskich. Dom
Szymanowskiego zaspokajał te potrzeby bez obawy narażenia się
na zarzut "kolaboracji z reżimem". W zaledwie kilku
gablotach prezentowano wybitne choć niewielkich rozmiarów prace
malarskie, graficzne, fotograficzne, rzeźby i tkaniny
artystyczne. Dzieła swoje pokazywali wtedy: Tadeusz Brzozowski,
Arkadiusz Waloch, Michał Gąsienica-Szostak, Barbara
Gawdzik-Brzozowska, Marta Gąsienica-Szostak, Zenon Remi, Ewa
Fajkosz, Krystyna Gorazdowska i Anna Górska. W latach
osiemdziesiątych pokazywaliśmy też w "Atmie"
interesujące wystawy dokumentów i fotografii, związanych z
historią Zakopanego.
Niewielka, ale specjalistyczna biblioteka i fonoteka
"Atmy", a także muzealne archiwum były już punktem
wyjścia do kilkunastu prac naukowych. Dziesiątki audycji
radiowych i telewizyjnych, kilkanaście filmów dokumentalnych i
fabularnych - a przede wszystkim kilkaset tysięcy osób, które
przewinęły się przez niewielkie pokoje muzeum - wszystko to
dowodnie świadczy o tym, że Szymanowski wraz ze swą muzyką i
swymi ideami na trwałe wrócił do domku przy Kasprusiach.