Tygodnik Podhalański, 25 października 2012

 

Tutaj skan artykułu

Tutaj inne recenzje muzyczne

Maciej Pinkwart

Takty i nietakty

 

(Ponieważ tekst w druku został trochę skrócony, umknęło zeń kilka słów, które i dla mnie, i dla opisywanych spraw są ważne. Proszę więc poniższy tekst traktować jako wyraz mojego stanowiska - MP)

 

 

Jak wiadomo, po ukończeniu 15 lat można już więcej. Zakopiańska Akademia Sztuki wchodzi w wiek dojrzały ze sporym dorobkiem, jako ważna część dorobku zakopiańskiej kultury. Czy będzie mogła osiągnąć więcej?

 

A zaczynało się zupełnie nie obiecująco. Z nadania ówczesnych władz i za ich pieniądze w 1997 r. zorganizowano kurs mistrzowski dla przyjezdnych muzyków, z przyjezdnymi wykładowcami i organizatorami. Tromtadracko informowano, że to pierwsza w dziejach Zakopanego możliwość podniesienia kwalifikacji muzycznych. Szkoła Muzyczna istniała już wtedy kilkadziesiąt lat, a od kilkunastu organizowano kursy mistrzowskie. Nie wróżyłem inicjatywie Marka Markowicza, Andrzeja Parczewskiego i Adama Curusia-Bachledy długiego żywota. Bardzo się cieszę, że się myliłem.

Poza kursami, ważną częścią zajęć Akademii były koncerty dla miasta, organizowane w Miejskiej Galerii Sztuki (niegdyś – w BWA), w „Atmie” czy Galerii Hasiora. Zawsze na wysokim poziomie, zawsze cieszące się dużym zainteresowaniem publiczności. Upamiętnieniem tych wszystkich dokonań był Koncert Jubileuszowy Zakopiańskiej Akademii Sztuki, będący jednocześnie inauguracją XV edycji kursów, zorganizowany w Galerii 20 października 2012 r.

Otwarcia imprezy oficjalnie dokonali obecni jej organizatorzy – Barbara Markowicz i Zbigniew Czop; inicjator Akademii, Marek Markowicz zmarł w osiem lat po jej założeniu i obecnie jest patronem kursów. Córka Barbary i Marka, aktorka Anna Markowicz zapowiadała koncert, zaś syn – Marcin Markowicz występował w składzie trzech zespołów kameralnych. Poznaliśmy go też jako kompozytora, bowiem koncert otworzył jego Trzeci kwartet smyczkowy z 2009 r., napisany na zamówienie słynnego Kwartetu Śląskiego. Tym razem wykonywał go Lutosławski Quartet, w składzie: Jakub Jakowicz (I skrzypce), Marcin Markowicz (II skrzypce), Artur Rozmysłowicz (altówka) i Maciej Młodawski (wiolonczela).

Utwór jest jednoczęściowy, ale zachowuje strukturę klasyczną, bowiem partie wolne sąsiadują z szybkimi, a dynamika jest również symetryczna. W tej nieskomplikowanej strukturze (wolno i cicho, szybko i głośno) utkanych jest sporo ciekawych pomysłów melodycznych i harmonicznych. Jak dla mnie, za wiele tu powtórzeń strukturalnych i dzieło zapewne zyskałoby na skróceniu kilku repetycji. Jednak kwartet brzmiał pięknie i został dobrze przyjęty. Na tym tle, zagrany jako drugi utwór słynny IV Kwartet Grażyny Bacewicz z 1951 r. był jak eksponat w paryskim Centre Pompidou: nowoczesny, ale pokryty muzealnym kurzem. No, może z wyjątkiem części III, allegro giocoso, utrzymanej w formie oberka, który skłonił publiczność do frenetycznych oklasków. To zresztą recepta na sukces w Zakopanem: utwór powinien kończyć się szybko i głośno, w rytmie alleluja i do przodu. To działa na emocje i oklaski są gwarantowane! Jako bis, dedykowany Barbarze Markowicz, Lutosławski Quartet zagrał opracowane przez Marcina Markowicza dwa utwory Astora Piazzoli i tak w rytmie Libertanga zakończyła się część pierwsza koncertu.

Po przerwie, poświęconej na oglądanie wystawy rysunków Zbigniewa Czopa, prezentowanej w hollu Miejskiej Galerii, zabrzmiał przepiękny Kwartet fortepianowy g-moll (KV 478) Wolfganga Amadeusza Mozarta, z pianistą Paulem Gouldą, któremu towarzyszyli smyczkowy Marcin Markowicz, Artur Rozmysłowicz i Maciej Młodawski. Gulda, jak to on, trochę gwiazdorzył: robił dziwne miny, gestykulował, dyrygował sobą i kolegami, ale nie zmienia to faktu, że grał jak anioł, a może nawet jak diabeł, sądząc po jego mefistofelowskiej urodzie. Dla mnie Mozart był najpiękniejszą częścią koncertu, choć największe oklaski zebrały zagrane na koniec Wariacje na temat pieśni Happy Birthday, autorstwa Petera Heidricha w wykonaniu kwartetu w składzie Szymon Krzeszowiec (I skrzypce), Marcin Markowicz (II skrzypce), Artur Rozmysłowicz (altówka) i Maciej Młodawski (wiolonczela).

 

Sporym nietaktem była nieobecność na jubileuszowym koncercie jakichkolwiek przedstawicieli władz Zakopanego. Wiem, że tego dnia było kilka imprez o zbliżonej porze, i może burmistrz świętował kolejny festiwal górski na Kalatówkach, którego zdaje się miasto było współorganizatorem. Ale, do licha ciężkiego, burmistrz ma dwóch zastępców, Wydział Kultury także nie jest jednoosobowy, o Wydziale Medialnym i Biurze Promocji już nie wspomnę. I nikt nie znalazł czasu (ochota i prywatne gusta nie mają tu nic do rzeczy), by wykazać, iż „oficjalne miasto” wspiera Akademię nie tylko jakąś skromną dotacją, ale i obecnością. Czyżby imprezy muzyczne znów zaczęły się dzielić na „nasze” i „nie nasze”? Ale urząd miasta oraz Biuro Promocji figurują w gronie oficjalnych organizatorów Akademii. Burmistrz jest jej patronem honorowym. Na sali nie zauważyłem żadnych gospodarzy, nikogo z koalicji i nikogo z opozycji, w każdym razie nikt nie pokazał się publicznie. Był dawny przewodniczący Rady Miejskiej, Michał Gąsienica-Szostak, ale on jest wielkim i niekoniunkturalnym melomanem. Braku urzędników nikt pewno nie zauważył, ale brak taktu – i owszem. Skandalem jest to, że dla twórców i kierowników Zakopiańskiej Akademii Sztuki – Barbary Markowicz i Zbigniewa Czopa nie znalazł się ani jeden „oficjalny” uścisk dłoni, ani jeden ofiarowany w imieniu miasta kwiatek. Kwiatów nie dostali też muzycy. Zapewne pod koniec roku budżet miasta jest już rozdysponowany na ważniejsze rzeczy i nie stać go na uhonorowanie sześciu wykonawców, bo jedna ładna róża kosztuje pewno z 12 złotych.  Szkoda, że Zakopane jest takie nędzne i zdaje się przekroczyło już próg dziadostwa.

 

Patrz też uwagi w ostatnich "Nowinkach", tamże zdjęcia!