Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

 

 

Nowinki 

18 maja 2016

Salon masażu

 

 

Zauważyliście, że zaczynamy się przyzwyczajać? Już obojętnie czytamy o największych idiotyzmach, już bez większych emocji oglądamy najbardziej wykrzywione nienawiścią mordy, już nas nie dziwi idiotyzm jako argument i średniowiecze jako punkt odniesienia, już nas nie irytuje, że ten czy ów prominent w środę mówi jedno, a w czwartek coś wręcz przeciwnego - i oba z kamienną twarzą uzasadnia jako jedyny obowiązujący punkt widzenia... Już nie robią na nas wrażenia prostackie kłamstwa, plugawe wyzwiska i chamskie odzywki, których mógłby się powstydzić kibic Konkordii Knurów, gdyby nie to, że powtórzone przez posła, ministra czy prezesa stają się normą... Zdaje się, że większość z nas już tylko wzrusza ramionami, z pogardą wykazując swoją wyższość przez emigrację wewnętrzną: nie oglądam telewizji, nie słucham radia, nie czytam gazet, interesuję się tylko wazami z dynastii Ming. Nie chodzę na marsze KOD-u, bo to i tak nic nie da, możecie sobie maszerować do usranej śmierci, i co najwyżej dostaniecie odcisków, powiedziała posłanka i miała rację. Do kościoła chodzę tylko tam, gdzie msze odprawiane są w języku migowym, nie należę do żadnej partii, drzwi na noc nie zamykam, choć jak przyjdą o 6 rano, to nawet nie sprawdzą, czy nie jest otwarte, i tak wyważą, żeby straty (moje) były większe. Na wybory nie pójdę, bo na pewno będą sfałszowane, albo komisje jakoś tak policzą, że władzy raz zdobytej nie oddadzą nigdy, albo nawet jak przegrają, to powiedzą że wygrają, bo liczą się nie fakty, tylko to, co się o nich mówi. Jak w słynnym audycie, który nie był żadnym audytem, tylko 10-godzinnym wylewaniem szamba na poprzedników, choć to już nikogo nie rusza. Już raz wygrali z tymi oszambionymi, następne wybory za 3,5 roku, więc co tym chcą zyskać? Uzasadniają to, że wygrali? Bez sensu...

I po co jeszcze do tego kłamać? To, co nafajdały poprzednie władze jest dobrze znane - i dlatego te władze poprzednie wybory przegrały. Chyba że nie przegrały? Tylko nie wygrały? No i po co mówić, że jakiś koleś z poprzedniej ekipy łaskawie zgodził się zostać prezesem czegoś tam, pod warunkiem, że dostanie złotego mercedesa, no i go tym władza przekupiła? Od razu wyobraziłem sobie samochód z 24-karatowego złota, z brylantowymi oknami i zastanowiłem się, czy takie naprawdę produkują? Ale potem się okazało, że to miał być tylko złoty kolor. A jeszcze potem - że nie złoty, tylko srebrny, czyli taki, jak ja mam toyotę. Jak mają prawie wszyscy, co nie mają czarnych. A minister, który taki donos składał publicznie przed kamerami w Sejmie, przyhaczony przez dziennikarzy, już niepublicznie miał powiedzieć: Złoty, czy srebrny, co za różnica!

Jak jakaś minister, która powiedziała, że samotnej matki z dwanaściorgiem dzieci nic nie obchodzi jakiś tam Trybunał Konstytucyjny, tylko ta forsa, którą PiS jej daje. Tylko po pierwsze - PiS nie daje jej niczego swojego, tylko te alimenty na cudze dzieci płacimy my wszyscy z budżetu, który nie jest własnością pana z drabinką, tylko jego pacynki tymczasowo tym administrują - podobno w naszym, narodowym imieniu. Po drugie - jeśli Trybunał taki nieistotny, to czemu jest o niego taka awantura i koniecznie pan Rzepliński, kolega pana Kaczyńskiego ze studiów, ma tańczyć tak, jak mu na Nowogrodzkiej zagrają? I czemu się tę biedną samotną dziewicę z dwanaściorgiem dzieci straszy, że Trybunał jej te 500 x (12 - 1) zabierze, a kolesie w togach rzucą się na ocalone przed aborcją dzieci i je zjedzą?

Czy wy też uważacie, że już nas to nie dziwi? Po prostu uznaliśmy, że ten typ tak ma i nic się nie da zrobić?

*

Można oczywiście wyjechać do Niemiec na roboty, do Anglii na zmywak, czy do Holandii na studia. Ostatni "Przegląd" podaje, że z województw wschodnich - bastionu PiS - 34 procent populacji chce wyjechać z kraju choć na kilka miesięcy czy lat, niektórzy na stałe. 1/3 - do Niemiec. Najczęściej chcą wyjeżdżać osoby młode, do 34 roku życia, z wykształceniem podstawowym i średnim, pochodzące ze wsi i małych miasteczek: jeden z głównych filarów elektoratu prawicy.

W województwie podkarpackim, gdzie PiS ma największe poparcie - ci lekarze, którzy jeszcze tam zostali, w stu procentach podpisali klauzulę sumienia. Ale Słowacja blisko, Ukraina także - więc nikt się tym specjalnie nie przejął. Jednak dla mnie znacznie większe zagrożenie, niż praktyczny zakaz aborcji wprowadzony, z przeproszeniem, od tyłu, ma projekt wprowadzenia klauzuli sumienia dla masażystów. W sumie, mój kręgosłup i związana z tym scjatyka (jak Sienkiewicz określał swoją rwę kulszową) bardziej obchodzą masaże niż przerywanie czegokolwiek. Projekt taki zgłosili posłowie PiS deklarując, że jest to tylko początek drogi, prowadzącej do obowiązywania klauzuli sumienia we wszystkich zawodach. Zresztą jeden członków rządu naszego pięknego kraju, w którym nawoływanie do nienawiści jest deliktem karnym (wiem, że to taki żarcik!) stwierdził publicznie, że gdyby był właścicielem hotelu, to nikt nie mógłby go zmusić do zgody na zamieszkanie w nim pary gejów. Albo ciemnoskórego klienta. Pan dalej pełni funkcję - uwaga! - pełnomocnika rządu do spraw równości. Nauczyciel katolik nie będzie uczył dziecka z in vitro. Muzyk katolik nie zagra dla protestanta (choć protestant Bach do dziś gra dla katolików i wszystkich innych), sprzedawca marchewki nie sprzeda pomarańczowego korzonka zakonnicy. Ale dlaczego masażyści? Otóż masowany osobnik - powiada wiceminister zdrowia Marek Tombarkiewicz - może mieć protezę wyhodowaną z komórek zwierzęcych, na przykład zastawkę serca z komórek macierzystych świni. No to jak to - katolicki masażer ma świnię masować? No to co, że nie masuje po zastawce? Albo - argumentuje posłanka PiS Bernadeta Krynicka - na przykład jeśli jakaś, z przeproszeniem, kobieta lekkich obyczajów będzie miała spiralę, czy inną wkładkę domaciczną? To co, ma masować taką maszynę do zabijania? Wykluczone.

To się dzieje naprawdę w salach najwyższego organu władzy naszego Państwa. I jak tu ich nie kochać, za poczucie humoru...

*

Można się bronić przed akceptacją tych idiotyzmów, mówiąc sobie, że nic na to nie możemy poradzić, jeśli sami nie chcemy popaść w takie samo szaleństwo, jakim jesteśmy częstowani. To prawda: najłatwiej by było założyć majdan, ustawić barykady i próbować obalić legalnie wybraną władzę. I usprawiedliwić się tym, że to też jest w interesie ludu, narodu czy w końcu tych przeszło 80 procent Polaków, którzy nie głosowali na PiS. Każda rewolucja ma coś na swoje usprawiedliwienie. Tyle, że to niczego nie załatwia. Obalony PiS pozostający w opozycji jest tak samo toksyczny, jak PiS przy władzy. Jak by się przyjrzeć minionej dekadzie, to zobaczymy, że największą wadą upadłej Platformy było jej podobieństwo ideowe do PiS-u przy braku jakichkolwiek idei praktycznej. I druga rzecz; strach przez PiS-im wrzaskiem i opluwaniem. Pełna zgoda na IPN, CBA, sterowanie służbami, brak zdecydowanych reakcji na obelgi pod adresem przeciwników politycznych (po każdej miesięcznicy smoleńskiej Tusk i jego ludzie ocierali twarze od plwocin i mówili że deszcz pada) - nie było ani jednego procesu cywilnego, w którym obelżyści dostaliby porządnie po kieszeni. A jak zareagowali ówcześni rządzący na bestialstwo kiboli, na atakujących wszystko po drodze tzw. narodowców, na zwyczajne bydło, z którym spotykaliśmy się co krok - i będziemy się teraz spotykali nadal? Nijak. Jakie konsekwencje ponieśli policjanci, nie reagujący na faszystowskie zachowania, jaką karę dostał prokurator, kpiący z ludzi w żywe oczy i mówiący, że ręka wzniesiona do Heil Hitler to starodawne rzymskie pozdrowienie, a swastyka to znak szczęścia? Czy wylewający się wprost z komputerów antysemicki hejt skończył się choć jednym procesem, w którym publicznie by stwierdzono, że tak nie wolno postępować i za to się ponosi odpowiedzialność?

Ale jest drugi aspekt sprawy. Dobra, mikroprezes może już być zatruty oparami nienawiści, podobnie jak kilku jego najbliższych kolesi (pardon, drabinkowy nie ma kolesi, ma tylko augurów, którzy skrycie marzą o tym, żeby zostać diadochami), którzy są zaczadzeni władzą i upajają się nią w nadziei, że kiedyś i oni się dochrapią do drabinki. On to wie i sypia z pistolecikiem pod poduszką. Ale prezydent, któremu prezes w zasadzie może wskoczyć, ale premier z tymi oczami zbitego spaniela, ale kilkudziesięciu członków rządu, kilkuset posłów i senatorów, kilka tysięcy zależnych od prezesa urzędników, kilka milionów zapatrzonych w jego oczy wyborców, tysiące kiepsko opłacanych lun społecznych hejterów, gotowych zaryzykować procesem o zniesławienie, który przecież kiedyś się może zdarzyć, a dobrze poprowadzony może ich zniszczyć materialnie? Czy oni wszyscy są nienormalni?

Bynajmniej, to właśnie oni wszyscy są normalni. Co bardziej oczytani pamiętają tzw. eksperyment Zimbardo. W 1971 r. na uniwersytecie Stanforda w Kaliforni psycholog Philip Zimbardo podzielił grupę studentów na dwie części: jedna została zamknięta w piwnicy udającej więzienie z zadaniem udawania osadzonych, druga - miała ich nadzorować jako strażnicy. Sam Zimbardo jako naczelnik więzienia wydawał polecenia. Po kilku dniach w studentach udających strażników narodził się sadyzm i brutalność, w więźniach - najpierw poczucie krzywdy, potem obojętność, potem fascynacja dokonywaną na nich przemocą. Eksperyment trzeba było przerwać po tygodniu, bo zagrażał życiu jednych i prowadził do trwałego okaleczenia psychicznego drugich. Okazało się, że człowiek, który ma poczucie władzy - lub całkowitego podporządkowania się władzy - traci własną osobowość i jest skłonny do najgorszych świństw, zwłaszcza gdy ma przeświadczenie, że robi to dla "dobra sprawy" i że mu to ujdzie płazem.

Jak to się dzieje? "Najpierw dochodzi do infrahumanizacji – o przeciwniku mówi się, że to podludzie, jak o Żydach w III Rzeszy, albo przypisuje mu się przymioty zwierzęce – w Rwandzie na Tutsich mówiono „karaluchy”. Oprawcy wtedy tracą pierwsze opory – są przekonani, że robią coś dobrego, że oczyszczają świat ze złego elementu. Potem się tych prześladowanych szturcha, wyzywa, demoluje ich sklepy, pali kukły i pozbawia praw – a w końcu może dojść do tragedii.

Nawet dobrzy ludzie wciągają się w tę machinę terroru. Zwłaszcza jeśli dochodzi do rozproszenia odpowiedzialności, jeden planuje, drugi buduje, trzeci zagania ludzi do komór gazowych, a dopiero ktoś kolejny odkręca gaz. Wtedy  ludzie tłumaczą się chętnie: „Ja tylko wykonywałem rozkazy” - mówi dr Konrad Maj w "Newsweeku".

A wcześniej o 10 lat eksperyment, na ile jesteśmy gotowi podporządkować się choćby najbardziej szalonym autorytetom, przeprowadził Stanley Milgram na uniwersytecie Yale. Pod pozorem sprawdzania pamięci podstawionego osobnika przypadkowo dobrani ochotnicy mieli go "uczyć" zapamiętywania przy pomocy kolejnych, coraz silniejszych elektrowstrząsów. Oczywiście "uczeń" po aktorsku reagował na wstrząsy, których w rzeczywistości nie było. I mimo, że "nauczyciel" miał przed sobą tabelę, opisującą rosnące zagrożenia dla zdrowia i życia "ucznia" przy zwiększaniu napięcia prądu (przy najwyższych, o sile 450 volt: poważne zagrożenie życia) - od 65 do 93 % osób dochodziło w eksperymencie do granicy skali, świadomie - w swoim mniemaniu - narażając życie "ucznia". Badania Milgrama prowadzono potem przez kilka lat w różnych krajach i różnych kulturach. Wszędzie wynik był taki sam. A żaden z "nauczycieli" nigdy nie przejawiał wcześniej żadnych przejawów sadyzmu, przeciwnie - wszyscy potem twierdzili, że im samym niemal sprawiało ból, to że krzywdzą innych. Odsetek tych, którzy przerwali eksperyment był nieznaczny. Nikt nie zawiadomił władz uczelni, że prowadzone są tam badania, zagrażające życiu ludzi. Argument usprawiedliwiający: przecież on - profesor, doktor, mężczyzna w garniturze, lub białym fartuchu - mi kazał. Aha, nikt z uruchamiających rzekome wstrząsy elektryczne nie był w żadnej zależności służbowej z osobą prowadzącą eksperyment i nakazującą stosowanie tak brutalnych metod "nauczania".

*

19 maja jedziemy z Renatą i Michałem do Warszawy. 21 i 22 mamy spotkania autorskie - 21-go o 18-tej w Muzeum Iwaszkiewiczów w Stawisku będziemy mówić o "Wariacie z Krupówek", wstęp wolny. 22-go, też o 18-tej, w willi "Aida" w Podkowie - zaprezentujemy powieść "Magdalena", tutaj wstęp za zaproszeniami.

*

Wycieczką z IX klasą POSA w strugach deszczu, przy wietrze i w zimnie, prowadzącą do Kieżmarku, na Spiski Zamek i do Lewoczy zakończyliśmy serię praktycznych szkoleń z wiedzy o regionie. Znam większe przyjemności. Teraz czytam sprawozdania uczniów z tych wszystkich sześciu wycieczek. Też znam większe przyjemności. I czytam prace roczne "studentów" fakultetu literackiego. Niektóre znakomite. I to jest naprawdę duża frajda. Ale inne, w najmłodszej klasie, wywołują odruchy religijne: O, Matko Boska...

*

Skończyłem pisać o Sienkiewiczu w Zakopanem, jeszcze tylko retusz i porządkowanie przypisów. Mam nadzieję, że uda się uzyskać jeszcze w tym roku efekt w postaci niewielkiej i ładnie wydanej książeczki. Choć wątpię.

 

 

Poprzednie nowinki

Powrót do strony głównej