Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

 

 

Nowinki 

 

19 marca 2015

 

Wiosna! Minus pięć...

 

Nie zawsze przyjściu wiosny towarzyszy ciepła atmosfera. Ani radość, wynikająca z odrodzenia się życia po zimowym śnie. Dziś prasa i Internet pełne są komentarzy na temat krwawego zamachu terrorystycznego w muzeum Bardo w Tunisie. Przy czym głównym motywem tych informacji jest fakt, że wśród zabitych są Polacy. Wczoraj w "Faktach" przez dłuższą chwilę mówiono o polskiej wycieczce, która zwiedzała to muzeum, i tym, że polskie MSZ od dawna ostrzegało przed niebezpieczeństwem zamachów w Tunezji, o stanie rannych, o wystąpieniu Ewy Kopacz - po czym, gdzieś na końcu, jednozdaniowo wspomniano, że wśród ofiar są też osoby innych narodowości. Oczywiście, dla widzów TVN i czytelników "Onetu" najważniejsze są informacje o Polakach i pewno słusznie, ale nie rozumiem, dlaczego śmierć Polaka w stolicy Tunezji jest groźniejsza czy ciekawsza niż śmierć Francuza czy Niemca. Kiedyż wreszcie zrozumiemy, że istotą zamachu nie jest to, że zginęli w nim "nasi", a nie "oni" - że "nasi" są ci wszyscy, którzy nie są "onymi", czyli terrorystami? Inna rzecz, że gdyby Polaków wtedy w muzeum nie było, wydarzenie zapewne nie na długo trafiłoby - jeśli w ogóle - na czołówki w polskich mediach. Najbardziej interesujące było to, że terrorystów, który otworzyli ogień było dwóch i nie umieli w ogóle obsługiwać kałasznikowów. Siły antyterrorystyczne natychmiast ruszyły do akcji, niestety trzech (spośród dwóch) zamachowców uciekło.

Tymczasem istotą sprawy jest to, że takie irracjonalne wydarzenia w ogóle mają miejsce i mają w pokrętnych rozumowaniach bandytów jakieś uzasadnienie. Dla mnie niezrozumiałe jest w ogóle powstanie t. zw. Państwa Islamskiego, które jako organizacja partyzancka pod tą nazwą narodziło się w Iraku na skutek interwencji amerykańskiej w 2003 r., a w ciągu ostatniego niespełna roku zajęło terytorium blisko jednej czwartej powierzchni Iraku i jednej trzeciej powierzchni Syrii, panuje też nad enklawami w Libanie, Libii i Czadzie, roszcząc sobie pretensje do zajęcia Iraku i Lewantu w całości oraz niemal całej północnej Afryki: Egiptu, Libii, Algierii, Mauretanii, Mali i Czadu. Paradoksalne jest to, że do dawnych francuskich kolonii - Maroka i właśnie Tunezji roszczeń nie zgłaszano.

Można zadać pytanie, jak to się stało, że mało znacząca lokalna partyzantka, powstała niejako pod okiem okupujących Irak Amerykanów przekształciła się w ciągu paru lat w największe - poza Rosją - zagrożenia dla pokoju światowego. Gdzie byli wspaniali analitycy z CIA i stratedzy z Waszyngtonu, że nie dostrzegli tego zagrożenia? z czego czerpali wówczas dochody i skąd zdobywali środki na zakup uzbrojenia owi nieliczni początkowo straceńcy, zgrupowani wokół Abu Muzy al-Zarkawiego, działającego wówczas z ramieniqa Al-Kaidy? Cóż, zapewne uzasadnione są przypuszczenia, że początkowo Amerykanie wręcz programowali ich rozwój, chcąc skierować ich agresję przeciwko kolejnemu swojemu politycznemu i ideologicznemu przeciwnikowi na Bliskim Wschodzie, lewicowemu prezydentowi Syrii - Baszarowi Al-Asadowi. Tylko przegapili moment, kiedy pies zerwał się z łańcucha i nie dawał się już szczuć na tego, na kogo chciał Wuj Sam. A dalej już poszło: bandyckie zdobycie północnego Iraku, z kolosalnymi zasobami ropy naftowej w rejonie Mosulu dało Państwu Islamskiemu  do ręki najpotężniejszą broń na świecie: pieniądze.

Solidarność zachodniego świata w obliczu zagrożenia, dobre sobie! A skąd Państwo Islamskie ma najnowocześniejszą broń, dlaczego może kontrolować sporą część Internetu (bezkarnie publikując na przykład sceny bestialskich egzekucji), wydawać luksusowe czasopisma, infiltrować armie i miasta Zachodniej Europy? Ktoś po prostu robi na tym biznesy, i jakoś tak nie chce mi się wierzyć, żeby tym kimś była Korea Północna...

Bandytyzm Państwa Islamskiego jest i pozostanie prawdopodobnie bezkarny. Tak samo jak każdy inny bandytyzm, wspierany przez biznes. Wydaje się to wprost nieprawdopodobne, żeby taka doskonała armia jak amerykańska, przy wsparciu Francji, Wielkiej Brytanii i Australii, a także części krajów arabskich, nie potrafiła pokonać w wojnie - bo to jest wojna, bez wątpliwości, i to wojna światowa - liczących ok. 80 tys. osób rozproszonych oddziałów morderców z Państwa Islamskiego. Nieuchronnie nasuwa się analogia z Ukrainą, gdzie ponoć w ramach armii tzw. separatystów walczy ok. 30 tys. bandytów. Ukraina nie umie obronić i uszczelnić swoich granic, nie daje rady pokonać tej rosyjskiej wrzutki? Zabiera się zresztą do tego jak pies do jeża, a my wierzymy w jakieś gadki-szmatki, że baćko Łukaszenka w Mińsku ugłaska i Putina, i Poroszenkę, biorąc ich na wdzięki swoje, Angeli Merkel i François Hollande'a? Taki bajer to na Grójec - jak mówiono u nasz w Warszawie.

Co więc robić? Czy mamy się pogodzić z faktem, że tam, daleko - ale coraz bliżej - bandyci będą bezkarnie mordować ludzi - ludzi w ogóle, nie Polaków - i liczyć na to, że infiltracja przez naszych szpiegów spowoduje, że może kiedyś wyrżną się sami? Z tym, że Ukraina podda Dobas, tak jak za cichym naciskiem Zachodu poddała Krym, w imię świętego spokoju akceptując mniejsze zło i licząc na to, że Kreml zapcha się tym, co się mu da, i może tym się zaspokoi, dając nam spokój? A może się tym zadławi? Niestety, Monachium już się raz nie sprawdziło. A więc co, iść na wojnę? Nie, stanowczo nie. Po prostu nie korzystać z ofert bandytów, którzy od nas kupią sztylet, a potem nam go przystawią do gardła.

W tym smutnym temacie rozbawił mnie komunikat pana ministra spraw zagranicznych Schetyny, który doradzał Polakom, by przebywali w Tunezji jedynie w tzw. resortach, czyli aglomeracjach hotelowych. Szkoda, że nie leżał pan minister obok mnie na plaży w Suzie, kiedy przed sąsiednim hotelem, też na plaży, wysadził się na moich oczach w powietrze jakiś niezrównoważony terrorysta. A inny otworzył ogień do ludzi w okolicy Mauzoleum Habiba Burgiby - turystycznej atrakcji w Monastirze. Zaledwie półtora roku temu...

Uwaga: dewiza Państwa Islamskiego to: باقية وتتمدد (Bāqiyah wa-Tatamaddad) - trwanie i ekspansja. Czyż nie da się tego zastosować do działań Rosji w Ukrainie? Ale my możemy spać spokojnie: już za rok-dwa broniące nas na podstawie artykułu piątego NATO będzie zdolne do szybkiego reagowania na ewentualne zagrożenie, także w miesiąc-dwa odpowie na ewentualne ruchy Niedźwiedzia, z całą surowością. Oczywiście, po piętnastym fiasku kolejnego szczytu w Mińsku, a może w Jałcie? nie, Jałta jest jakby na terytorium spornym dla świata, bezspornym dla Rosji... Może trzeba zmienić numer artykułu 5 na paragraf 22?

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej