Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

© Copyright by Maciej Pinkwart

 

 

Nowinki 

 

7 grudnia 2013

Ksawery nie dał rady

 

Pierwszy tydzień grudnia minął burzliwie w tempie huraganu. Huragan meteorolodzy nazwali "Ksawery", co mnie się skojarzyło z pewnym Baskiem, nazywającym się Francisco de Jaso y Azpilicueta, urodzonym na początku XVI w. na zamku Xavier w królestwie Navarry, który stał się jednym z założycieli (w 1534 r. w Paryżu, na Montmartre) Towarzystwa Jezusowego. Spośród piątki młodych absolwentów Sorbony rozgłos zdobyło dwóch: Ignacy Loyola oraz właśnie on, Franciszek z Xavier, do dziś znany jako Franciszek Ksawery... Był pierwszym jezuickim misjonarzem, działającym w Afryce i Azji. Szczególnie z pasją oddawał się nawracaniu tubylców w Goa i Indiach, zajmując się m.in. próbami wyrugowania z Azji konkurencji w postaci kościoła prawosławnego, oraz niszczeniem tradycyjnych "pogańskich" miejsc kultu, szczególnie w Indiach. Zasadą jego działania było to, że ochrzczonym przez siebie tubylcom nakazywał osobiste zdemolowanie zabytkowych świątyń i pomników, oraz z upodobaniem opisywał, jak dzieci zmuszają swoich rodziców do bezczeszczenia i plugawienia dawnych ołtarzy i świątyń przed ich fizycznym zniszczeniem. Oczywiście, ad maiorem Dei gloriam - zgodnie z dewizą Towarzystwa Jezusowego... Osobiście ochrzcił podobno 30 tysięcy ludzi - żył tylko 46 lat, z czego w służbie misjonarskiej - 10, z czego wynika, że dziennie przysparzał światu co najmniej ośmiu niszczycieli dawnych tradycji. Po jego śmierci odjęto mu spracowane prawe ramię, to którym chrzcił, i uczyniono zeń relikwię, pokazywaną do dziś w rzymskim kościele Il Gesú. Jednak potęga diabła (uosabiana przez muzułmanów, żydów i hinduistów) była tak wielka, że zażądał od papieża wysłania do Azji Świętej Inkwizycji, co też się stało po jego śmierci. Ale wszystkich nie dało się ani zniszczyć, ani nawrócić... Huragan nie dał rady.

W 1997 roku, także w okresie przedświątecznym, byłem w Paryżu świadkiem uderzenia innego huraganu, który przeszedł przez środek Francji i Niemcy i uderzył już z mniejszą siłą w Polskę. Zniszczenia były poważne, nie latały samoloty, nie kursowały pociągi TGV, potężne drzewa o mało nie uszkodziły Bazyliki Sacre Coeur, wicher porozbijał pancerne szkła w Défence i wykosił część roślinności w parkowej części Champs Elysées. A w 2004 - pamiętamy! - na słowackie Tatry Wysokie przyszła velka kalamita, katastrofalny huragan, który uderzył 19 listopada i w kilkadziesiąt minut niemal unicestwił lasy na południowych stokach Tatr. Koniec roku to czas wielkich wiatrów po naszej stronie Atlantyku.

W tym roku nie tylko wiało, ale i sypnęło śniegiem, co dodatkowo utrudniało zarówno przetrwanie, jak i likwidowanie strat. I jeszcze raz zobaczyliśmy, jak słaby jest człowiek wobec sił natury: z całą wspaniałą techniką, meteorologią i systemem łączności może się tylko schować do jaskini i czekać, aż naturze przejdzie...

 

 

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej