Nowinki

 

Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!

 

 © Copyright by Maciej Pinkwart

 

1-03-2012

Wiosna przyspieszona...

Atma w 2008 r.

Atma w 1895 - jeszcze parterowaJesień się przedłużyła, wiosna przyszła wcześniej a między nimi zima przycisnęła, aż miło. Teraz w dzień tak koło plus 5 stopni, więc brniemy po chodnikach w takiej sympatycznej mazi, złożonej ze śniegu, lodu, piachu i psich kup. W nocy temperatura spada nawet do minus 10, tak że rano idąc do samochodu ślizgamy się po tym zamarzniętym pasztecie. Niesposób utrzymać nie tylko stabilność równowagi, ale przede wszystkim stabilność zdrowia: od tygodnia znów kicham, smarkam i chrycham, i żadne medykamenty nie pomagają, jako że poza katarem nic nie mam w zasadzie, więc jak to leczyć?

W niedzielę oprowadzałem ostatnią oficjalną wycieczkę po Atmie, wczoraj muzeum zostało zamknięte na jakiś rok, z powodu remontu. Ma się on zacząć 1 kwietnia, a w marcu wszystkie rzeczy - eksponaty i wyposażenie - mają być spakowane i wywiezione do Krakowa. Ale nie wiadomo kiedy i jak. Dopiero w tych dniach ma być w Atmie wizja lokalna oferentów startujących w przetargu na wykonanie robót remontowych, z czego rozumiem, że przetarg zostanie dopiero potem zamknięty i rozstrzygnięty. Ja tymczasem się powoli wyprowadzam z Atmy - trudno opisać, ile rzeczy tam musiałem mieć do bieżącej pracy, chodzi przede wszystkim o notatki i materiały źródłowe, związane z historią , ile się tego przez 36 lat zgromadziło (poczynając od mikrofilmów, robionych dla mnie jeszcze z polecenia dyr. Chruścickiego, gdy pisałem książkę o Eljaszach, m.in. na podstawie materiałów z MNK, kończąc na swoim prywatnym komputerze i drukarce, jako że służbowy dostałem dopiero pod koniec 2011 r., już wtedy gdy było wiadomo, że tam nie będę już pracował...). Niby jeszcze miesiąc, ale zleci nie wiedzieć kiedy.

 

Atma w 2013 r., wg wizji zamieszczonej na stronie internetowej Muzeum Narodowego w Krakowie

 

Dziś na Nowym Cmentarzu był pogrzeb Jurka Tawłowicza, nie poszedłem... Dziś też, dość nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności w "Tygodniku" ukazał się mój felieton o polskiej nekrofilii, co stoi w interesującym kontrapunkcie nie z pogrzebem, tylko z zamieszczonym w tymże numerze... nekrologiem pani Anny Piotrowicz-Kulczyckiej (to osoba, która na rzecz Muzeum Tatrzańskiego ofiarowała kolekcję kobierców wschodnich swojego męża i teścia). I w tymże nekrologu ktoś z Muzeum Tatrzańskiego (domyślam się, kto) z neoficką gorliwością pisze, że pani urodziła się w polskim Lwowie. Gdyby podano datę urodzin (1919), konstatacja byłaby dość tautologiczna: mimo walk nie było wówczas innego Lwowa. Ale pisze się o tym teraz, więc pisanie to ma zaświadczyć, że wg autora owej publicystyki nekrologowej Lwów dalej jest polski. To takie puszczanie oka do wtajemniczonych i hodowanie nacjonalizmów, rodem jakby z Witowa: kiedyś w publicznych toaletach wypisywano hasła - jedna bombka atomowa i wrócimy znów do Lwowa... Cóż, można i tak. Ja na przykład bardzo lubię twórczość Güntera Grassa, urodzonego w niemieckim Danzig, i bardzo cenię prace naukowe prof. Józefa Ciągwy, urodzonego w słowackim Jurgowie, nie mówiąc już o kompozycjach Georga Phillippa Telemana, który długi czas przebywał w niemieckiej Pszczynie. Przepraszam - w Pless. W tym samym numerze tygodnika kolejna apologetyka kolejnego polskiego świętego spod antykomunistycznego znaku - Józefa Kurasia Ognia. Do niedawna jeszcze pisywano o nim, że to bohater, choć o dość kontrowersyjnym życiorysie. Dziś w życiorysie tym nie ma żadnych kontrowersji: im mniej żyje świadków działalności Ognia, tym jest bardziej jednoznacznym bohaterem. A medale w czasie uroczystości kolejnej rocznicy śmierci Ognia wręczała Zuzanna Kurtyka, wdowa po prezesie IPN, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Nie jest jasne, w czyim imieniu medale były wręczane, jako że pani przegrała wybory do Senatu, po czym kiedyś publicznie oświadczyła, że się cieszy, iż nie weszła do "takiego" parlamentu, a oklaskujący ja tłum skandował, że wybory były sfałszowane i do władz weszli szmaciarze.

Cóż, w Gorcach jest co prawda park narodowy, ale być może na tamtejszych trasach znów trzeba będzie uważać na żołnierzy współczesnego podziemia. Na wszelki wypadek niech nikt starszy od osób urodzonych w czasie IV RP się tam nie zapuszcza, chyba że będzie dysponował zaświadczeniem o tym, iż nawet jego krew nie jest czerwona. Dobrze będzie też mieć przy sobie świadectwo aryjskości, certyfikowane w Toruniu i zaświadczenie z IPN o tym, że do 10 pokoleń wstecz nikt nie współpracował z innymi tajnymi służbami, niż CBA Mariusza Kamińskiego.

 

Poprzedni zapis

Powrót do strony głównej