Wszystkie zawarte tu teksty mogą być wykorzystywane jedynie za zgodą właściciela strony!
© Copyright by Maciej Pinkwart
1-03-2012
Wiosna przyspieszona...
Jesień się przedłużyła, wiosna przyszła wcześniej a między nimi zima przycisnęła, aż miło. Teraz w dzień tak koło plus 5 stopni, więc brniemy po chodnikach w takiej sympatycznej mazi, złożonej ze śniegu, lodu, piachu i psich kup. W nocy temperatura spada nawet do minus 10, tak że rano idąc do samochodu ślizgamy się po tym zamarzniętym pasztecie. Niesposób utrzymać nie tylko stabilność równowagi, ale przede wszystkim stabilność zdrowia: od tygodnia znów kicham, smarkam i chrycham, i żadne medykamenty nie pomagają, jako że poza katarem nic nie mam w zasadzie, więc jak to leczyć?
W niedzielę oprowadzałem ostatnią oficjalną wycieczkę po Atmie, wczoraj muzeum zostało zamknięte na jakiś rok, z powodu remontu. Ma się on zacząć 1 kwietnia, a w marcu wszystkie rzeczy - eksponaty i wyposażenie - mają być spakowane i wywiezione do Krakowa. Ale nie wiadomo kiedy i jak. Dopiero w tych dniach ma być w Atmie wizja lokalna oferentów startujących w przetargu na wykonanie robót remontowych, z czego rozumiem, że przetarg zostanie dopiero potem zamknięty i rozstrzygnięty. Ja tymczasem się powoli wyprowadzam z Atmy - trudno opisać, ile rzeczy tam musiałem mieć do bieżącej pracy, chodzi przede wszystkim o notatki i materiały źródłowe, związane z historią , ile się tego przez 36 lat zgromadziło (poczynając od mikrofilmów, robionych dla mnie jeszcze z polecenia dyr. Chruścickiego, gdy pisałem książkę o Eljaszach, m.in. na podstawie materiałów z MNK, kończąc na swoim prywatnym komputerze i drukarce, jako że służbowy dostałem dopiero pod koniec 2011 r., już wtedy gdy było wiadomo, że tam nie będę już pracował...). Niby jeszcze miesiąc, ale zleci nie wiedzieć kiedy.
Dziś na Nowym Cmentarzu był pogrzeb Jurka Tawłowicza, nie poszedłem... Dziś też, dość nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności w "Tygodniku" ukazał się mój felieton o polskiej nekrofilii, co stoi w interesującym kontrapunkcie nie z pogrzebem, tylko z zamieszczonym w tymże numerze... nekrologiem pani Anny Piotrowicz-Kulczyckiej (to osoba, która na rzecz Muzeum Tatrzańskiego ofiarowała kolekcję kobierców wschodnich swojego męża i teścia). I w tymże nekrologu ktoś z Muzeum Tatrzańskiego (domyślam się, kto) z neoficką gorliwością pisze, że pani urodziła się w polskim Lwowie. Gdyby podano datę urodzin (1919), konstatacja byłaby dość tautologiczna: mimo walk nie było wówczas innego Lwowa. Ale pisze się o tym teraz, więc pisanie to ma zaświadczyć, że wg autora owej publicystyki nekrologowej Lwów dalej jest polski. To takie puszczanie oka do wtajemniczonych i hodowanie nacjonalizmów, rodem jakby z Witowa: kiedyś w publicznych toaletach wypisywano hasła - jedna bombka atomowa i wrócimy znów do Lwowa... Cóż, można i tak. Ja na przykład bardzo lubię twórczość Güntera Grassa, urodzonego w niemieckim Danzig, i bardzo cenię prace naukowe prof. Józefa Ciągwy, urodzonego w słowackim Jurgowie, nie mówiąc już o kompozycjach Georga Phillippa Telemana, który długi czas przebywał w niemieckiej Pszczynie. Przepraszam - w Pless. W tym samym numerze tygodnika kolejna apologetyka kolejnego polskiego świętego spod antykomunistycznego znaku - Józefa Kurasia Ognia. Do niedawna jeszcze pisywano o nim, że to bohater, choć o dość kontrowersyjnym życiorysie. Dziś w życiorysie tym nie ma żadnych kontrowersji: im mniej żyje świadków działalności Ognia, tym jest bardziej jednoznacznym bohaterem. A medale w czasie uroczystości kolejnej rocznicy śmierci Ognia wręczała Zuzanna Kurtyka, wdowa po prezesie IPN, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Nie jest jasne, w czyim imieniu medale były wręczane, jako że pani przegrała wybory do Senatu, po czym kiedyś publicznie oświadczyła, że się cieszy, iż nie weszła do "takiego" parlamentu, a oklaskujący ja tłum skandował, że wybory były sfałszowane i do władz weszli szmaciarze.
Cóż, w Gorcach jest co prawda park narodowy, ale być może na tamtejszych trasach znów trzeba będzie uważać na żołnierzy współczesnego podziemia. Na wszelki wypadek niech nikt starszy od osób urodzonych w czasie IV RP się tam nie zapuszcza, chyba że będzie dysponował zaświadczeniem o tym, iż nawet jego krew nie jest czerwona. Dobrze będzie też mieć przy sobie świadectwo aryjskości, certyfikowane w Toruniu i zaświadczenie z IPN o tym, że do 10 pokoleń wstecz nikt nie współpracował z innymi tajnymi służbami, niż CBA Mariusza Kamińskiego.