Tygodnik Podhalański nr 1, 3 stycznia 2019

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2018)

Maciej Pinkwart

Raj i ptak dodo

 

Podstawowymi cechami rajskiej szczęśliwości były ciepły klimat, bezdomność i nieposiadanie konta w jakimkolwiek banku, podległym Komisji Nadzoru Finansowego. A głównymi przejawami rajskiego bytowania ludzi była ich nagość i nieumiejętność samodzielnego rozróżniania między dobrem a złem. I głupota, bo kiedy wreszcie za wężową namową pożarli jabłko z drzewa poznania dobra i zła, niekiedy zwanego drzewem Wiadomości i Faktów, zobaczyli swoją nagość i zamiast się nią ucieszyć – ogołocili figowiec z liści i dopiero w takim stroju maskującym poszli w krzaki. Za co zostali z Raju relegowani i musieli zająć się pracą. Stworzyciel też od tego momentu nie chciał oglądać ich drugorzędnych cech płciowych i wykonał im ubranie ze zwierzęcych skór. Dodajmy, że te skóry były raczej naturalne niż sztuczne, a zatem pochodziły ze stworzeń, które jak sama nazwa wskazuje były dziełem tej samej potęgi, która powołała do życia głupiego człowieka. Oskórowane zwierzęta nie zgrzeszyły pierworodnie i nie ukradły zakazanego owocu, a miały jeszcze bardziej przerąbane…

Tak zdobyta wiedza człowiekowi raczej szkodzi niż pomaga, więc chcąc wrócić do Raju ludzie starają się ocieplić klimat, paląc w piecach węglem, starymi oponami i reklamówkami z Biedry, a strój minimalizują tak, że niebawem listki figowe zostaną tylko na pomnikach w Watykanie i na Czukotce. Kwestia stroju w ostatnich dniach starego roku nabrała szczególnej wagi, odkąd resort prawa i sprawiedliwości zajął się tym, w co ubierają się polscy sędziowie w czasie, kiedy nie ubierają się w togi, dbając zwłaszcza o to, by ich dress-code nie zawierał słowa „Konstytucja” i innych wyrazów obelżywych dla władzy, reprezentowanej w dodatku przez człowieka, który z racji nazwiska może być symbolem pomostu między ludźmi (głównie kobietami) a Stwórcą.

Adam i Ewa pożarli chyba niecałe jabłko, albo wąż dał im trochę nadgniły owoc wiadomości dobrego i złego, bo ilość wiadomości złych znacznie przeważa. Ale zdarzają się i dobre: bliskie wielu rządzącym Stowarzyszenie Płaskiej Ziemi ogłosiło ostatnio, że Australia nie istnieje, bo ludzie by z niej pospadali, a wszystko to, co z nią się wiąże, nie wykluczając Nicole Kidman i Góry Kościuszki, to mistyfikacja szatańskiej organizacji NASA. Poza tym wszystkie zdjęcia pokazujące kulistą Ziemię z tzw. Kosmosu sfałszowano w Photoshopie, zresztą Kosmos też nie istnieje, czego dowodem jest powieść Gombrowicza, gdzie występuje on tylko w tytule, a w treści nie.

Inną dobrą wiadomością jest to, że na rozpoczynający się nowy rok zapowiedziany jest tylko jeden koniec świata, który nastąpi 13 stycznia, kiedy to zderzy się z nami planetoida 2002 NT7. Jej nazwa nie przypadkiem zawiera literki NT – jest to prawdopodobnie akronim miejscowości, której zniszczenie zupełnie słusznie rozpocznie Armagedon. Poprzedni koniec świata był 16 grudnia 2018 roku, kiedy to zderzyła się z nami planeta Nibiru, która nie istnieje.

Do dyskusji jest wciąż to, czy w listopadzie 2019 roku opozycja, która też nie istnieje, pokona w wyborach boleśnie istniejący PiS, czy też czystka rzeczywistości po Australii obejmie też Polskę, w której normalność wyginie jak ptak dodo – nieodwracalnie.

 

 

Poprzedni felieton