Tygodnik Podhalański nr 43, 26 października 2017

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2017)

Maciej Pinkwart

Dzielnik

 

Co nas dzieli? Co sprawia, że nie jestem w stanie czytać czyichś tekstów, choć sąsiadują z moimi, że nie podejmę dyskusji z kimś, kto cieszy się z działalności harwesterów w Białowieży, że nie mógłbym mieszkać pod jednym dachem z kimś, kto szczerze wierzy w zamach w Smoleńsku, w stworzenie świata w sześć dni przed 6 tysiącami lat, w spisek w Magdalence czy w to, że sieroty i kaleki z Syrii osiedlając się w Polsce zagrożą naszemu zdrowiu, religii czy narodowym obyczajom? To nie jest kwestia stosowania przez PiS zasady divide et impera, bo na nią powinniśmy się uodpornić już za poprzedniej demokracji ludowej. Ale, jak widać, się nie uodporniliśmy. Chyba rzeczywiście między Bugiem a Odrą zamieszkały różne, obce sobie i wrogie plemiona, które tylko patrzeć, jak rzucą się sobie do gardeł. Co więcej, nawet zupełni pacyfiści, jak ja na przykład, już nie mogą się doczekać, kiedy ktoś bandytom narodowym wreszcie spuści porządny łomot. I to nie na Facebooku.

Mówimy różnymi językami: Hutu jednym, Tutsi drugim. Rozmowa jest niemożliwa. Jeśli nawet mówimy o tym samym i używamy tych samych pojęć, to znaczą one dla nas co innego. Różnica jest taka, jak między naczyniem otwartym a zamkniętym: te ostatnie, jeśli nawet będą połączone, to nigdy ich poziom się nie wyrówna. Bycie obywatelem świata i bycie pasażerem kibitki to różne sprawy. Mając własne zdanie na jakiś temat, jeśli chcę kogoś przekonać, chciałbym przytoczyć argumenty, powołać się na autorytety czy precedensy, wreszcie wyjaśnić, dlaczego mnie akurat ten pogląd odpowiada. Nie da rady: mój przeciwnik w ogóle tego nie słucha, natychmiast zmienia się w mojego wroga i nie atakuje moich argumentów czy poglądów tylko mnie, a przyczyną ataku nie jest to co ja myślę, tylko to, że owe myśli nie pasują do jego punktu widzenia. Atak taki zawsze jest hejtem i ma na celu nie przekonanie kogokolwiek, tylko pokonanie, a jeśli się to od razu nie uda – to przynajmniej zamknięcie mu gęby.

W tej sytuacji dogadanie się nie jest możliwe. Przykazania o kochaniu bliźniego jak siebie samego i nie czynieniu drugiemu tego co ci niemiłe mają zastosowanie tylko wewnątrz dobrze zlustrowanego, wypróbowanego klanu. Metodą na życie społeczne ma być system zakazów i nakazów, bo dobra wola i zdrowy rozsądek nie poddają się kontroli. Poza tym łatwiej jest zakazać demonstracji niż sprawić, żeby nie było powodów do demonstrowania. Wróg czai się wszędzie, więc trzeba już dzieci w szkole uczyć jak z nim walczyć. Wrogiem jest każdy inny. Na razie palimy kukłę Żyda, więc o co chodzi? Żyda jeszcze nikt nie spalił. Kukły Żydów nie krzyczą, a my mamy święte przekonanie o tym, że jedynie czysty rasowo kraj będzie dobry, bo nasz. A jak nie będzie, to się go przerobi, żeby był. We wspólnocie pierwotnej był szaman, wódz i reszta. Wódz miał ochronić wioskę, szaman załatwić pogodę, a reszta napełnić michę. Za wysokim częstokołem czai się obcy świat, który nam nie jest do niczego potrzebny. Nasza wieś spokojna, dymu krematorium na razie nie czuć.

 

Poprzedni felieton