Tygodnik Podhalański nr 42, 19 października 2017

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2017)

Maciej Pinkwart

Eksplozja kolorów

 

Na jesień w tym roku nie można narzekać. Po paru dniach chłodu przyszło słoneczne ciepło, sądy wciąż jeszcze są częściowo niezależne, a i prasa skoncentrowana w obcych, nie pisowskich, rękach na razie egzystuje bez przeszkód. Rząd wciąż jeszcze nie zrekonstruowany i coraz smutniejsza pani premier wciąż błyska nowymi broszkami. Demonstrować wciąż jeszcze wolno, miesięcznice smoleńskie liczy się już nie od przodu, tylko od tyłu: nie ile zorganizowano, tylko ile jeszcze się zorganizuje. Pan prezes ostatnio dopuścił możliwość, że prawdy o Smoleńsku nie poznamy nigdy. To, że wielu normalnych Polaków prawdę tę – smutną i mało efektowną – zna już od wielu lat, nie zmienia faktu, że wyznawcy wiadomego kultu nie oczekują prawdy, tylko własnej prawdy. Jak wiadomo, ks. profesor Tischner wyróżnił trzy rodzaje prawdy. Dodać teraz do nich należy czwartą: smoleńską. Pan Antoni ostatnio odkrył nowy dowód na eksplozję tupolewa.

A za oknami – bajeczne kolory jesieni. Trawa niby jeszcze zielona, ale drzewa – i zielone, i czerwone, i żółte, i brązowe, i łyse całkiem też się trafi. Ptaki migrujące odleciały, imigranci nie przylecieli, lekarze rezydenci też by odlecieli za granicę, jak to im radzi pewna pani poseł z PiS-u, ale na razie nie lecą, bo ich nie stać na bilet w Ryanairze. Zresztą Ryanair też strajkuje, albo plajtuje, trudno się zorientować. Z powodu strajku kontrolerów lotu na lotniskach Francji musiałem podróżować ostatnio znad Atlantyku przez Afrykę, a na trasie od Maroka do Austrii najjaśniej i najgęściej oświetlonym krajem była… Algieria, o której przeciętny pasażer airbusa nie wie zgoła nic. Kraj, który kojarzy się tylko z biedą, nędzą, pustynią i tzw. islamizmem z wysokości 10 km w bezchmurną noc wyglądał jak paryskie Champs-Elysées w Boże Narodzenie, co kazało pomyśleć o tym, jak bardzo niekompatybilne z rzeczywistością są schematy myślowe, którymi zazwyczaj się posługujemy.

Piękno świata polega na tym samym, co piękno jesieni: na różnorodności i pomieszaniu wielu kolorów, zwyczajów, przypraw i melodii. Rozmaite utopie społeczne i ekonomiczne, które dziś dają władzy 47 % poparcia, bo chciałby uszczęśliwić nas przede wszystkim urawniłowką pod hasłem wszyscy mamy takie same żołądki, prowadzą w najlepszych wypadku do koszar, w najgorszym – na cmentarz. Jesień obdarowuje nas deszczem i słońcem, chłodem i ciepłem, halnym wiatrem, przymrozkami i pierwszym śniegiem. A przede wszystkim kolorami. Drzewa tych samych gatunków rosnące obok siebie mają liście o różnych kolorach. Stroją się w nie na bogato, zwykle zaledwie na kilkanaście dni przed tym, nim wiatr, mróz i zimowa rezygnacja każe tym wręcz benettonowskim szatom opaść na ziemię i zniknąć pod śniegiem. Cieszmy się, póki jest kolorowo i różnorodnie, bo nie wiemy jak długo to potrwa.

I niech nas nie martwi to, że botanicy do dziś nie wiedzą po co jedne drzewa zmieniają jesienią kolory liści, inne nie i dlaczego dzieje się to tuż przed tym, zanim umrą na dobre w ramionach zimy.

Poprzedni felieton