Tygodnik Podhalański nr 43, 27 października 2016

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2016)

Maciej Pinkwart

Szczotka i jeż

 

 

Działanie obecnej władzy jest próbą przeniesienia w XXI wiek najmroczniejszych elementów polityki Polski przedwrześniowej i skrzyżowania ich z najśmieszniejszymi pozostałościami PRL, na podłożu, które przypomina wykopaliska ze średniowiecza. Efektowne, ale nie może być skuteczne, tak jak próba skłonienia do miłości jeża i szczotki ryżowej: złudne podobieństwo kończy się rozczarowaniem.

Pytanie tylko, kiedy się skończy? Rządzący przetrwają tak długo, jak długo społeczeństwo na to pozwoli, więc albo niebawem zmiecie ich ulica, albo trzeba będzie czekać do najbliższych, a może następnych wyborów i wtedy elektorat przejrzy na oczy i stosowne rozwiązanie znajdzie się w urnach. Nie ukrywam, że jestem zwolennikiem tego drugiego rozwiązania, bo tylko ono gwarantuje, że z demokraturą wygra demokracja. Tylko czy wtedy jeszcze będą u nas urny wyborcze?

Historia nie jest nauczycielką życia, bo jedyne czego może nas nauczyć to to, że nigdy nic się nie powtarza, a próba rekonstrukcji minionej rzeczywistości zawsze kończy się karykaturą. Jak rekonstruowany król Jagiełło, który spojrzawszy na zegarek daje sygnał do ataku na Krzyżaków z Wołomina. Ale wnioski z przeszłości wyciągać trzeba. Ostatnio wszedł na ekrany nowy film Petra Zelenki Zagubieni, przypominający – w nieco przewrotny sposób – konferencję monachijską z 1938 r., w czasie której Anglia i Francja, by odwlec groźbę wybuchu wojny, zgodziły się na rozbiór Czechosłowacji i zagarnięcie Czech przez Hitlera. W rozbiorze wzięła udział też Polska, zagarniając skrawki Spisza, Orawy i Czadeckiego, co dziś wspominane jest przez niektórych jako akt bohaterski. Ale wojna i tak wybuchła, i to wtedy, kiedy chciał Hitler. A pogonienie mu kota wcześniej było możliwe.

Gdyby zaś Amerykanie, zamiast tracić kilkanaście tysięcy żołnierzy podczas inwazji na Normandię w czerwcu 1944 r., wkroczyli do akcji w Europie wcześniej, kiedy jeszcze Francja nie była zajęta przez Niemców – losy wojny potoczyłyby się inaczej. Ale Wuj Sam czekał na to, że może jego akcja nie będzie w ogóle potrzebna. Że sprawę załatwią sami Europejczycy, z niewielką pomocą Azjatów. Czekanie szkodzi. W „Polityce” Cezary Michalski przypomniał słowa pisarza Tomasza Manna z 1939 r.: „On, który nie ma żadnych umiejętności czysto technicznych ani nie potrafi wykazać się fizycznie, co mężczyźni na ogół potrafią, nie umie jeździć konno ani prowadzić samochodu czy samolotu, ani nawet spłodzić dziecka, wyrabia w sobie tylko tę niezmiernie poślednią, ale mającą taki wpływ na masy elokwencję, to trywialnie histeryczne i komedianckie narzędzie, którym ryje w ranie narodu, wzrusza go głoszeniem jego urażonej wielkości, tumani obietnicami i robi sobie z narodowego kompleksu wehikuł (…), który go wiezie do nieograniczonej władzy”. Opisany tak człowiek nazywał się Adolf Hitler i doszedł do władzy w 1933 r. w wyniku demokratycznych wyborów.

Film Zelenki przypomniał nam i to, że sprawy zaczęte demokratycznie nie zawsze demokratycznie się kończą.

 

Poprzedni felieton