Tygodnik Podhalański, 4 lutego 2016

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2016)

Maciej Pinkwart

Planeta marzeń

 

Planetą trudniej teraz zostać, niż gwiazdą, zwłaszcza gwiazdą w TVN (czyli Telewizji Narodowej, dawniej TVP). Żeby zostać gwiazdą w TVN, trzeba zostać pozytywnie zaopiniowany przez prezesa, dyrektora, albo dwóch członków wprowadzających. Może być jeden, ale z Torunia.

Ale żeby zostać planetą, trzeba zwrócić uwagę prawdziwych naukowców. Ostatnio prasę obiegła wiadomość o odkryciu w naszym Układzie Słonecznym nowego ciała niebieskiego. Zblazowani Rzymianie wymyślili porzekadło nic nowego pod słońcem, co cyniczni Polacy przekształcili w powiedzenie: nic mnie już nie bawi, nic mnie już nie nęci, odkąd pani Krysi biust się w magiel wkręcił. A jednak! Mamy „prawie na pewno” nowe ciało niebieskie, podobno dziesięciokrotnie większe od Ziemi i szalenie peryferyjne: usytuowane daleko poza Neptunem. Ocieplenie klimatu nowej planecie na pewno nie grozi, bo jej temperatura niewiele wznosi się ponad zero absolutne, dnia w ogóle tam nie ma, jako że Słońce świeci tam tak jak inne gwiazdy, może nawet słabiej niż Syriusz na ziemskim niebie. Kłopot w tym, że planeta owa nie ma jeszcze nie tylko nazwy, ale i ścisłej lokalizacji, bowiem nikt jej jeszcze nie dostrzegł: uczeni wnioskują o jej istnieniu jedynie po zakłóceniach, jakie dają się zaobserwować w ruchu sąsiednich ciał niebieskich.

To nic nadzwyczajnego: tutaj, na Ziemi także istnieje wiele rzeczy, których bezpośrednio nie widzimy, choć obserwacje potwierdzają istnienie wywoływanych przez nie zakłóceń - miłość, czas, rodzina 500+, prawo, sprawiedliwość czy demokracja ludowa. Co więcej – może na cieszenie się z nowego nabytku jest za wcześnie: pamiętam bowiem, że w 2006 r., kiedy to poprzednim razem nowi – wówczas – rządzący przychylali nam nieba, uczeni obradujący w Pradze odebrali status planety Plutonowi (symbol astronomiczny: PL), obniżając jego rating do rangi plutoidu – planety karłowatej.

Odkrycie domniemanej nowej planety, dalekiej i sporej, rodzi jednak pewne nadzieje. W niedawnej historii Polski sugerowano humanitarne pozbywanie się nielubianych współobywateli poprzez wysyłanie ich na Madagaskar czy do Syjamu, później przez ułatwianie emigracji i utrudnianie życia w starym kraju, wreszcie przez przenoszenie do Suwałk czy Piotrkowa Trybunalskiego. Ale dziś, gdy wszystko jest tak wirtualnie blisko – to może nie wystarczyć. Eksport przeciwników na najdalszą planetę Układu Słonecznego mógłby rozpocząć epokę kontrolowanej ewolucji: w warunkach tak dalece odmiennych od ziemskich ludzie musieliby się dość szybko zmieniać, żeby móc przetrwać. Pewnego rodzaju trudność dla zaadaptowania się do życia na planecie X mogłoby stanowić to, że składa się ona prawie wyłącznie z atmosfery, jako że prawdopodobnie zbudowana jest głównie z materii gazowej, co akurat dla nacji, lubiącej uderzać w gaz, może być tylko zaletą.

No i jeszcze jedno: nowa planeta obiega słońce w czasie ponad 10 tysięcy lat ziemskich, więc czteroletnia kadencja władz mogłaby zaspokoić apetyty każdej partii politycznej.

 

 

Poprzedni felieton