Renata Piżanowska-Zarytkiewicz

 

Tipsy

  

 Ośmielam się stwierdzić, że jest Pani czarującą Kobietą!

Na klawiaturę upadł tips i odskakując od klawisza „enter” zsunął się na podłogę. Zawsze wydawało mi się, że „enter” jest za bardzo wciśnięty w klawiaturę. Poszło - pomyślałam. Cholera, poszło! Drogo kosztuje mnie wysłanie tego zasranego maila.

- Ale lakoniczna odpowiedź! I to od poetki? Przecież kobieta o takiej wrażliwości i wyobraźni z pewnością jest lekko zaintrygowana…

Jak kupuję w Quellu paczkę-niespodziankę to wtedy jestem zaintrygowana. No a potem wściekła, bo to faktycznie jest niespodzianka. Jest to 1359. mail, który otworzyłam, a następne trzy pchają mi się na pocztę tak, że mój program antywirusowy woła o autoszczepionkę. Dobijają się w poczekalni na zasadzie wpuść mnie, wpuść mnie…

- Oczywiście jestem facetem. Z równie oczywistych względów wolę pozostać anonimowy. Wyjaśniam: adres mailowy znalazłem tutaj, trochę twórczości tutaj, no i czasem zerkam na Panią tutaj. Proste - prawda? Spóźnione życzenia z okazji Dnia Kobiet!

Proste? Głupie chyba. Nerwowo usiłuję wydobyć dwucentymetrowy paznokieć, który przed chwilą podniosłam z podłogi i przy ponownym naklejaniu odpadł mi znowu na klawiaturę i leży obecnie za przyciskiem spacji. Teraz cokolwiek napiszę ma wielkie przerwy i akapity, bo lewą ręką przytrzymuję ten nieszczęsny przycisk, a prawym wskazującym, tym pozbawionym paznokcia, usiłuję wydobyć drogi plastik.

- No niezupełnie. Wygląda na to, że czyta Pan moja prozę (zdziwił mnie zatem fakt nazwania mnie poetką). I do tego podgląda mnie Pan! Czy zaintrygowana? Nie, raczej nie... Zdziwiona. Takie maile nie należą bowiem do codzienności. Podziwiam za odwagę!!!

No wreszcie. Przeźroczysta końcówka z mojego paznokcia wydostała się na zewnątrz. Trochę wyglądała jakby wyszła spod cyrkularki, ale pomyślałam o jej lekkiej reanimacji. Prozak. Tak, to świetna nazwa dla tego sentymentalnego podglądacza, szczególnie o samozwańczym imieniu Nemo. Kurczę, gdzie ja położyłam ten pilniczek drobnoziarnisty. Jak go nie znajdę to trzeba będzie resztę paznokci poobgryzać żeby w miarę równo to wyglądało.

- Pisząc „poetka” raczej miałem na myśli „duszę”, a nie rodzaj uprawianej, (co za słowo) twórczości. Stronę oglądam, żeby sobie popatrzeć na... Panią. Najbardziej oczywista jest chyba anonimowość. Najchętniej zaprosiłbym Panią na kawę, ale się lękam. Wobec powyższego przysługuje mi, co najwyżej, status cichego wielbiciela.

No tak. Jeszcze do tego wszystkiego potrzebny jest mi teraz Prozak–Kozak. Przegrzebałam całą szufladę, żeby znaleźć nieszczęsny przybornik. Wiadomo bowiem, że tylko wysoce inteligentne kobiety miewają estetyczny bałagan zarówno na biurku jak i w torebce. No i oczywiście jest, i ten bałagan, no i ten pilniczek. Ale nie ten tylko tamten, a tamtego nie chcę bo chciałam ten, a tego nie ma, bo nie pamiętam, gdzie go położyłam.

- Słowo poeta czy poetka źle mi się kojarzy. W dzisiejszych czasach jest to jedynie tytuł samozwańczy. Zawsze zastanawiam się, kiedy zostaje się poetą?

Cały czas patrzyłam na oderwany paznokieć, który martwy, o jakże martwy i biały leżał teraz przede mną na szklanym biurku. Taki biedny, nic nie znaczący paznokieć, zupełnie teraz nie przydatny nikomu. I taka chwila, chwila nieuwagi pozbawiła go życia, miejsca zamieszkania (stałego). Wszystko przez ten głupi „enter”.

- Podoba mi się Pani. Kiedy ujrzałem Panią na żywo, coś mnie piknęło i postanowiłem ustalić - z czystej ciekawości - kim Pani jest? W google'u wyskoczył mi adres mailowy, więc napisałem (a co mi szkodzi?).

Kiedy leżał tak blady, aż przezroczysty zrobiło mi się go żal. A właściwie z racji własnego egoizmu to siebie żal. Wystukałam numer konta, hasło i weszłam na polisę ubezpieczeniową. No tak, niestety nie należy mi się odszkodowanie. Nie przewidziano w ubezpieczeniu takiego uszczerbku na zdrowiu jak odpryśnięty tips. Co innego, gdyby mi palce urwało w jakiejś pralce wirnikowej, albo zmielił je mikser na wysokich obrotach.

- Kiedy na żywo? W jakich okolicznościach?

- Proszę się nie gniewać, ale - przynajmniej na razie - nie powiem gdzie, bo najzwyczajniej w świecie mogłoby mnie to (troszkę) zdekonspirować i ułatwić Pani rozszyfrowanie tajemniczego, cichego wielbiciela. Na razie muszę być anonimowy tak jak bohater J.Verne'a.

Wpadłam na genialny pomysł. Zrobiłam sobie filiżankę dobrej kawy, z cynamonem i usiadłam luzacko w fotelu. Byliśmy we dwoje. On i ja. Znaczy mój tips i ja. Patrzyłam raz na niego, raz na palce, raz na niego, raz na palce i obmyślałam plan działania. Niczego nie musiałam. Moje zmagania skierowane były wyłącznie w stronę estetyki powierzchni płaskiej drugiego palce prawej ręki.

- Zaiste dzisiejszy dzień jest paskudny! A jeszcze denerwuje mnie moja poczta - znowu piszę 2. raz to samo, bo coś szwankuje... Jestem właśnie po lekturze. Przez chwilę poczułem się jakbym był w Paryżu... Znowu roznosił się zapach maleńkiej kawiarenki w Quartier Latin. Kawa z croissantami... Przypomniałem sobie miłe (wprawdzie krótkie) chwile, które tam spędziłem. Chciałbym  być jeszcze raz na Avenue des Champs-Élysées. Chciałbym też być po uszy zakochanym.. O ile dobrze pamiętam to takie sympatyczne uczucie. Często za nim tęsknię. I za Paryżem oczywiście też! Gratuluję lekkości pióra. Chapeau bas!

Usiłowałam teraz wycisnąć z zaschniętej i skurczonej tubki kleju „Kropelka”, kropelkę. Nie sądziłam, że na małą trzycentymetrową tubkę potrzeba włożyć cały zapas zgromadzonej przez dzień energii. Najpierw sądząc, iż wyjdzie po dobroci subtelnie ścisnęłam ją w dwóch palcach. Nic. Na czubeczku nie pojawiła się ani odrobinka. Wtedy położyłam ją na biurko i docisnęłam do niego kciukiem. Dalej nic. Ale kiedy chciałam ów kciuk oderwać od tubki żeby zmienić taktykę działania wtedy jakby się trochę już nie dało. Wyglądało na to, że klej z boku zrobił sobie szczelinę i kropelka związała się z moim kciukiem na stałe. Byłam przerażona!!!

- Uwielbiam Paryż! Obok Rzymu to chyba jedno z miejsc, gdzie chętnie przeniósłbym się na stałe... Najlepiej kochać Paryż i zakochać się (w kimś oczywiście) w Paryżu... Nie do wiary, że Pani pisze: ja to raczej chyba już nie te czasy miłosnych uniesień, nie ten wiek, nie ten status... Na miłość nigdy nie jest za późno. Śmiem przypuszczać, że będąc zakochaną pisałaby Pani jeszcze piękniej... Ach, ten Paryż... Można się rozmarzyć....

Wyciągnęłam z apteczki całą apteczkę. Wszystkie buteleczki, jakie mogły być przydatne w ratowaniu mojego palca stały teraz w szeregu na kuchennym stole. Najpierw spróbowałam siłą oderwać tubkę, ale wydawało się, że opakowanie zaczyna wyglądać trochę zbyt podobnie do mojej skóry. Nic nie czułam. Nawet nie bolało. Trochę oderwałam, ale tylko trochę. Poszukałam spirytusu. Lewą ręką trzymałam buteleczkę, którą odkręciłam zębami, a następnie polałam zawartością po palcu. I nic. Dalej było tak samo. Nie bawiłam się już w estetyczne zakręcanie korka, ale nachyliłam się nad następną, tym razem z benzyną. Ją również potraktowałam zębami. Lewą ręką ponownie chwyciłam butelkę i wylałam na złączony  palec i tubkę… Trochę jakby popuściło. Jeszcze lekkie szarpnięcie i byłam wolna.

- Jeśli na spokojnie się nad tym zastanowić to należałoby stwierdzić, że chciałem (chcę) Panią uwieść (nie napiszę przecież, że poderwać). Pomysł lekko szalony, ale może czasem warto. Tylko tyle, i  aż tyle... Może jestem lekko szalony, ale na pewno nie niebezpieczny!

Na moim palcu pysznił się teraz świeżo przyklejony tips. Jeszcze 15 minut i zwiąże się z podłożem na stałe. Tak przynajmniej zapewnia producent. Patrzę na zegarek, żeby ani minuty mniej. Kiedy wskazówka mija piętnastą minutę oddycham głęboko, prostuję się w fotelu i podnoszę dłoń ze złączonymi palcami. Tak, nareszcie jest… Jeszcze tylko odrobina lakieru… Sięgam dłonią po stojący obok korektor i jednym pociągnięciem pędzelka maluję na końcu paznokcia jednolitą kreskę. No, teraz zupełnie francuski….

- Dopiero, co napisałem o swojej zasadzie odpisywania na maile, a już ją muszę złamać bo jestem zaniepokojony:

1. albo nie dostała Pani mojego maila z godz. 00:36,

2. albo to Pani postanowiła przystopować,

 3. albo ma mnie Pani dość,

4. albo po prostu nie ma Pani dla mnie dziś czasu...... Wolałbym wiedzieć, która wersja jest prawdziwa. Naprawdę jakoś pusto zrobiło się bez Pani.... Pozdrawiam, oczekuję w niepewności na kolejny list!

Poczułam, że kilkugodzinne zmagania z tipsem osiągnęły swój punkt kulminacyjny. Nawet teraz „enter” przestał się tak wciskać w tę klawiaturę. Położyłam dłoń przed sobą i pyszniłam się widokiem sfałszowanego paznokcia. Niby oryginalny a jaki sztuczny, niby naturalny, a plastikowy, niby trwały, a odpada. I ta wieczysta gwarancja. Teraz znowu położony na swoim miejscu, równy w rzędzie, nawet nie odstaje. Ale postanowiłam, postanowiłam,  że następnym razem „enter” zastąpię lewym klawiszem myszki.

 

Powrót do spisu treści 5

Dalej 4