Maciej Pinkwart

JURAS

12 maja 2004 w obydwu salach Galerii Miejskiej w Zakopanem odbył się wernisaż wystawy plastycznej Jurka Gruszczyńskiego.Jerzy "Juras" Gruszczyński

Poszedłem z przyjemnością, bo przyjaźnimy się już niemal ćwierć wieku i przez tyleż czasu kibicuję wysiłkom Jurka, zmierzającym do ukazania kolejnym ekipom rządzącym Zakopanem, jaki bałagan panuje w oznakowaniu miasta i jak łatwo i niewielkim wysiłkiem (ich niewielkim wysiłkiem...) można by w znacznym stopniu poprawić estetykę miasta, które niegdyś uchodziło za stolicę artystów, a teraz, jak to trafnie oceniał przed 80 laty Orkan, stało się stolicą kiepskich interesów. Wystawa jest fantastyczna i kosztowała twórcę mnóstwo wysiłki i pieniędzy, a mam z niej dwie refleksje - dobrą i zła: dobra to ta, że znaki - informacyjne, reklamowe, ostrzegawcze - istniejące, postulowane i... prześmiewcze są wspaniałym materiałem graficznym, ciekawym, kolorowym i estetycznym (niekiedy...). Zła to ta, że pierwszy raz Juras prezentował swoje refleksje na temat znaków 24 lata temu. I co? I nic, nadal ma co pokazywać, bo nic w tej dziedzinie nie zmieniło się na lepsze.

Na sali pojawiło się nieco plastyków (Juras to aktualny prezes zarządu Związku Polskich Artystów w Zakopanem i człowiek powszechnie lubiany), nie znalazł się ani jeden przedstawiciel władz miasta (z wyjątkiem delegatki Wydziału Kultury, która przyniosła Jurkowi bukiet kwiatów), nie widziałem także ani jednego właściciela firm, które mogłyby być zainteresowane tym, by ich placówki wyglądały estetycznie i były należycie oznakowane: hoteli, sklepów, restauracji, obiektów turystycznych... W końcu - po co: można dalej wciskać ludziom kicz pod pozorem popierania folkloru czy regionalizmu. można żerować na złym smaku większości społeczeństwa dostosowując się do gustów ulicy... Nie powinno się jednak lekceważyć handlowej wartości dobrego znaku i dobrej informacji - kraje mądrzejsze i dawniej operujące prawdziwym kapitałem niż my już się tego nauczyły. My nadal kisimy się w gnoju własnego kurnika, dobrze nam tak...

Był wszakże na wystawie senator Franciszek Bachleda-Ksiedzularz i przemawiał sympatycznie pod adresem Jurasa, ubolewając, że jego głos jest nadal głosem wołającego na puszczy. Ale fakt, że już cenzura nie zdejmuje wystawy, tak jak w latach 80-tych z powodu jej krytyczności, napawa optymizmem. Optymizmem napawa także fakt, że było na wernisażu wielu młodych, nie tylko z Kenara i może to oni pomogą Jurasowi pociągnąć ten wózek dalej.

Artysta pokazał nam swoją wszechstronność, wykonując przed wernisażem kilkuminutową improwizację na dwóch fortepianach preparowanych, a Jego żona i dzieci przydawały imprezie sympatycznego, rodzinnego uroku. Z okazji wernisażu, sumptem Miejskiej Galerii Sztuki i kilku współsponsorujących firm wydany został bardzo ładny katalog. Pisałem do tego katalogu wstęp, którego pełna wersja jest TUTAJ. Sam katalog, oczywiście opracowany przez Jurasa jest także dziełem sztuki. Warto go nabyć na wystawie. Zachęta - TUTAJ.