Maciej Pinkwart

Problemy z początkiem i końcem

 

Z okazji 10-lecia zakopiańskiego teatru, przed rokiem, w prasie pojawiły się spekulacje na temat niezbędności zasadniczych zmian w jego charakterze, mówiono też o dalszym zbliżeniu się teatru do widza. Szef "Witkacego", Andrzej Dziuk, zapowiadał, że będą to m.in. dość istotne zmiany w repertuarze. I rzeczywiście.

Pierwszą premierą z nowego cyklu była Próba ognia (patrz "Halo Zakopane", nr 1/95), próba niewątpliwie udana. Po sylwestrowym żarcie z Mandragorą Szymanowskiego, teatr zaprosił widzów na kolejny spektakl z końcem stycznia.

Z premiery sztuki Bóg Woody Allena wyszedłem z tzw. mieszanymi uczuciami. Jestem pełen podziwu dla dokonanego wyboru repertuaru, zachwyca mnie tekst Allena, z jego milionami odniesień do archetypów kulturowych, natomiast zmroziły mnie początkowo "lokalizacje" - wywołujące zresztą wybuchy śmiechu wplecione w aktorskie kwestie żarciki o zakopiańskich treściach: bohaterowie reklamujący Restaurację "Majcher", popijający w "Anemonie", spotykający się na Krupówkach, czy studiujący zarządzanie w Nowym Sączu. I chyba właśnie ten pustawy śmiech widowni, kwitującej brawami tę ceperiadę irytuje mnie najbardziej, bo to coś z zachowania wczasowicza, fotografującego się na Krupówkach w góralskim kapeluszu w uściskach z dorożkarzem i jego koniem.

Ale to oczywiście głębiej idąca adaptacja Allenowskich aluzji do realiów nowojorskich, dokonana twórczo przez Piotra Dąbrowskiego i Lecha Wołczyka. Jest to pastisz pastiszu i pogłębia gulasz sceniczny, z jakim mamy do czynienia: akcja toczy się naraz w starożytnej Grecji, Nowym Jorku i Zakopanem, na scenie i na widowni, oglądamy teatr w teatrze, kwestie wygłaszają aktorzy na scenie i aktorzy, grający publiczność, aktor grający autora sztuki i autor sztuki o autorze sztuki. Ten ostatni, Mr W.A., wygłasza swoje uwagi ze słuchawki w budce telefonicznej, usytuowanej obok kolumn starogreckich. Aktorowie są już to starożytnymi Grekami, już to aktorami teatru Witkacego grającymi aktorów Teatru Witkacego, grających Amerykanów, grających starożytnych Greków, zamiast bogiń śmierci - Parek jest parka turystów z Polonii Amerykańskiej, w góralskich kapeluszach i z ciupagami... Można zwariować - i o to chodzi.

Główne role grają Krzysztof Najbor i Krzysztof Łakomik i robią to sprawnie i przekonywująco, z niejakim dystansem do całego tego bałaganu, sprawiając wrażenie, że niekiedy sami nie wiedzą w jakiej i czyjej sztuce grają. Pozostałe postacie to mniej czy bardziej rozbudowane epizody, spośród których najistotniejszy przypadł w udziale Dorocie Ficoń. Jako brooklyńsko-żydowska studentka o proseksualnym nastawieniu jest rewelacyjna, a rola Doris Levin, choć w sumie nieduża, dopisze się do dotychczasowej długiej już listy kapitalnych kreacji zakopiańskiej gwiazdy. Do reżyserującego sztukę Piotra Dąbrowskiego (a może do Woody Allena?) mam pretensję tylko o jedno - że nie dał równorzędnej roli drugiej gwieździe Teatru Witkacego, Marcie Szmigielskiej-Arnold, która w ostatniej sztuce prezentuje się skromnie jako "fragment" pseudogreckiego chóru. A do tej pory serce miewałem tak przyjemnie rozdarte na dwie części!

Świetną postać stworzył - jako Mr Park (ten od Parek) - Jerzy Chruściński, który kolejny raz udowodnił, że nie tylko jest świetnym muzykiem, ale i dobrym aktorem charakterystycznym. Pokazuje się jeszcze w maleńkim epizodziku jako listonosz - i też jest bardzo dobry. Warta podkreślenia jest również postać dramaturga, grana przez Lecha Wołczyka, który nadal pozostaje lekko demoniczny i jako alter ego Allena się nie kojarzy. Ale jego zapowiedź, inaugurująca "Festiwal Dramatu w Atenach", jest super-parodią reklam amerykańskich, które niezwykle płynnie przechodzą w reklamy polskie i dalej - lokalne, zakopiańskie, i jeszcze dalej - w reklamę autentycznych sponsorów teatru. Stali bywalcy zakopiańskiej sceny pękają ze śmiechu.

Galimatias zatem szalony, sztuka po Witkacowsku absurdalna, może nie koniecznie "czysta forma" i już widzę te oburzenie niektórych fachowców teatralnych, biorących na serio utyskiwania pseudoautorów nie mogących uporać się tak z początkiem, jak i z końcem tworzonego ad hoc dramatu. Ze środkiem zresztą też. Ci niech uważnie posłuchają dialogu z początku sztuki - pierwszego, zdaje się, który pobudza widownię do śmiechu. Oto dwaj aktorzy ponurym głosem cedzą słowa:

 

Łakomik: W naturze każda rzecz ma swój początek, swój środek i swój koniec.

Pauza.

Najbor: A koło?

 

Naturalnie, do dyskusji eksperckiej zawsze pozostaje to, czy gdziekolwiek w naturze występuje koło.

___________________________________


Teatr im. St. I.Witkiewicza, Woody Allen, "Bóg". Reżyseria Piotr Dąbrowski, scenografia Marek Mikulski. Premiera 26 stycznia 1996, scena Witkacego.

Powrót do pierwszej strony Teatru