Maciej Pinkwart
Teatr z klasą (a nawet z trzema…)
Wydział Literatury zakopiańskiej POSA (którego formalnie nie ma, ale faktycznie
jest) ma co roku dwa największe święta: marcową Wielką Galę Poezji i czerwcowy
Popis Teatralny klas gimnazjalnych. Oczywiście, wcześniej są jeszcze prezentacje
teatralne klas młodszych, wszystkie ciekawe i wspaniałe, ale ponieważ ja uczę w
klasach gimnazjalnych, więc lepiej znam tę młodzież i jest mi to bardziej
familiarne.
Teatru w klasach VII-IX POSA uczy Krzysztof Najbor, jeden z ostatnich już ojców założycieli Teatru Witkacego, wciąż czynnych na zakopiańskiej scenie. Nie będzie przesady w tym, gdy powiem, że jest jednym z najbardziej lubianych i cenionych nauczycieli tej szkoły. Doroczny popis, który zawsze odbywa się na małej scenie Teatru Witkacego w czerwcu, gdy aktorzy rozjeżdżają się na krótkie wakacje, jest podsumowaniem dorobku warsztatów teatralnych, trwających przez cały rok.
Trzy klasy, między którymi formalnie są przecież niewielkie różnice wiekowe
(zwłaszcza, jeśli się patrzy z mojej perspektywy) to pod względem teatralnym
trzy różne kosmosy. Dobrać im adekwatny repertuar, który by był do udźwignięcia
wykonawczo i intelektualnie – to naprawdę wielka sztuka i Krzysztofowi co roku
się to udaje idealnie. W dodatku praca z dość liczną obsadą (klasy liczą po
kilkanaście osób i wszyscy muszą na scenie mieć coś ważnego do zaprezentowania)
stwarza kolejny problem repertuarowy, nie mówiąc już o kwestiach scenicznych. No
i – last but not least – popis jest otwartą prezentacją publiczną, z
udziałem publiczności, która w większości składa się co prawda z zawsze
pozytywnie nastawionych rodzin i znajomych aktorów – ale też chce spędzić te 3
godziny
bez poczucia straconego czasu. Stąd też prezentowane scenariusze są
zawsze przez profesora twórczo adaptowane i wiele w nich odniesień do sytuacji
polityczno-społecznych w Polsce, do Zakopanego, a nawet do problemów Szkoły
Artystycznej. Naturalnie, tych niuansów jest tym więcej, im starsi adepci
wchodzą na scenę. W piątek, 14 czerwca 2013 wszystkie te zadania zrealizowane
zostały znakomicie.
Na scenie Atanazego Bazakbala zobaczyliśmy najpierw klasę siódmą (I gimnazjalną)
w brawurowo wykonanej inscenizacji Ptasiego radia Juliana Tuwima, w którą
Najbor wplótł kilka innych wierszy tego poety. Znakomicie zwłaszcza wypadł tekst
Tańcowały dwa Michały, pokazany jako relacja z… meczu bokserskiego oraz
Mróz, zaprezentowany jako prognoza pogody. Kanwa główna Ptasiego radia
doskonale, moim zdaniem, ilustrowała wątki, które powinny być omawiane na
przedmiocie „Wiedza o społeczeństwie”: toż to doskonała parodia naszego
parlamentu, w którym każdy mówi własnym językiem i tylko do swojego „ludu” –
sikorki do sikorek, kawki do kawek, czyżyki do czyżyków, a kaczki do kaczek. A
ponieważ tak porozumieć się nie da, nie mówiąc już o
wypracowaniu jakiejkolwiek
ważnej audycji/ustawy – jedyne, na co możemy zawsze liczyć, to awantura. To
naszym orłom, kukułkom i pawiom wychodzi zawsze najlepiej. Ale ptasia milicja
nie przyjeżdża, żeby zrobić porządek…
Klasa II rzuciła nas na kolana (czy można na kolanach pękać ze śmiechu? zależy,
na czyich…) swoją interpretacją kapitalnej Sztuki o mało co teatralnej
pod tytułem Law, Law, Law, autorstwa Władysława Sikory z kabaretu
„Potem”. Fabułka to typowa komedia omyłek, pastisz wszystkich sztuczek
romansowych z czasów dawnych i współczesnych, których królem jest zapewne
Wesele Figara i wszystkie przebieranki – rycerza i giermka, księżniczki i
służącej i tp. Tutaj świetne było przede wszystkim aktorstwo, momentami
całkowicie profesjonalne i dobrze oddające komediowy zamysł tak autora, jak i
reżysera. Krzysztof miał zadanie i trudne, i łatwe zarazem: klasa jest nieliczna
i ma w składzie tylko jednego chłopaka. To już samo w sobie może posłużyć do
śmisznego ogrania, ale zarazem łatwo popaść
w banał. Rolę królewny (…Rzadko
się zdarza, żeby uroda u kobiety szła w parze z inteligencją. Królewna jest
wyjątkiem. Jest równie głupia jak brzydka...) Krzysztof Najbor powierzył
właśnie owemu rodzynkowi, a Kacper Borkowski zagrał ją
rewelacyjnie. Partnerujące mu panny grały role tak męskie, jak damskie i trudno
tu kogokolwiek wyróżniać, bo wszyscy byli świetni. Z powodu urzędu wymienię
jeszcze Justynę Sikorę jako despotycznego króla, Justynę Mazik
jako dworskiego sekretarza,
kochającego się beznadziejnie w Sierotce Marysi (Aleksandra
Birecka), biednej, pięknej i robotnej, a przy tym – zaradnej. Doskonałym
kontrapunktem do komediowej inscenizacji była muzyka Beatlesów w aranżacji…
barokowej.
Ostatnią częścią wieczoru były wariacje na temat Kartoteki Tadeusza
Różewicza, bardzo kreatywnie opracowanej przez Najbora i wystawionej siłami
klasy III, która za kilka dni opuszcza POSA i rozprasza się po rozmaitych
szkołach średnich. Nowoczesność inscenizacji pokazała, że pewne problemy – także
te związane z tzw. konfliktem pokoleń – są wieczne. Zgodnie z profilem klasy
(znów tylko jeden młodzian) Najbor w roli głównego bohatera obsadził Majkę
Błękę, która jako amorficzny everyman
(everywoman?) pokazała to, co tak
naprawdę jest trudne do zdefiniowania: sytuację współczesnego człowieka,
zdominowanego przez fakty i rzeczy, z których większość jest po prostu
nieistotna, ale atakują nas tak samo mocno i dotkliwie, jak te naprawdę ważne.
Kapitalnie wymyślona i zrealizowana scena pielgrzymki (miałem przez moment
wrażenie deja vu, jakbym oglądał relację w którymś ze współczesnych
programów informacyjnych) została zamknięta genialnie zagranym epizodem Ciotki
Pielgrzymującej (Marcelina Budz). W Kartotece wielką i ważną rolę
odgrywają sceny zbiorowe, w których reżyser pokazał wielki kunszt, a aktorzy i
aktorki – talent. Wśród epizodów salwy śmiechu – jednakże z zadumą w tle –
wywoływały postacie Rodziców (Weronika Zawiła i Adrian Schabenbeck),
Dziennikarki (Aleksandra Hulbój), Sekretarki (Ela Trzaskoś) i
Nauczycielki (Wiktoria Bryniczka) oraz Eleganckiej Pani z Papierosem (Maria
Szatkowska). Wiktoria Zachwieja jako pies Bobik także zebrała swoją
porcję braw. Trudny tekst, sporadycznie okraszony aluzjami do współczesnej
sytuacji dobrze docierał do słuchaczy (dobra dykcja aktorów!), ale i tak był tu
raczej na usługach czegoś, co nazwalibyśmy sytuacjami teatralnymi. Wśród nich
były także sceny muzyczne i taneczne (songi Marii Peszek!).
Zawsze na zakończenie pokazu mam taką, niezbyt wesołą refleksję: tak wiele
osiągnęli przez lata nauki w POSA, a teraz idą w świat i w większości to, czego
się nauczyli, pozostanie w ukryciu, w rzeźbie podświadomości. Tylko nieliczni
zostaną aktorami, pisarzami, plastykami czy muzykami. Ale poniosą w swoje
przyszłe życie świadomość (podświadomość?), że świat i nasze w nim życie są nam
nie tylko dane do przeżycia, ale także do pozostawiania w nich naszych śladów.