Spadek ciśnienia

1

W sobotnie popołudnie w "Atmie" było ciepło, sucho i, niestety, dość przestronnie. 25-letni koncertant, młody, ale bardzo już obsypany nagrodami pianista Paweł Kubica wyglądał jak Mieczysław Karłowicz, o którym w tym wieku pisano, że bardziej przypominał profesora matematyki lub filozofii, niż muzyka. Podobnie zresztą grał: ascetycznie, beż żadnych zbędnych gestów czy grymasów, bez cyrkowej wirtuozerii, ale w wielkim skupieniu, uważnie, z niesłychanie wrażliwą dynamiką, bardziej wszakże eksponując wszystkie piana i pianissima niż forte. Normalnie, w Atmowskich warunkach taki właśnie rodzaj grania odpowiada mi szalenie, ale warunki chyba nie były normalne.

2

Ciśnienie spadało od wielu godzin i musiało spaść tak bardzo, że zanosiło się na halny wiatr, bo pani Helenka Giewontowa z Polany Szymoszkowej weszła do "Atmy" w połowie koncertu i scenicznym szeptem zaczęła w szatni muzeum opowiadać o potrzebie rozgłaszania o góralskich przyjaźniach z Szymanowskim i, równolegle, o konieczności zwrócenia góralom tej części Polany Szymoszkowej, na której stoi hotel Kasprowy. To ożywiło na chwilę salę, ale już niebawem pani Helenka przysiadła na skraju widowni, równie jak inni zmorzona wymyślnymi fioriturami klawiszowymi.

3

W skupieniu zamknął oczy najpierw wybitny rzeźbiarz. Po nim zapatrzył się do środka renomowany lekarz. Po nich po kolei medytację rozpoczęły pozostałe osoby. Wydawało mi się przez pewien moment, że potężny odruch bezwarunkowy rozwiera również dramatycznie zaciśnięte wargi pianisty, ale zapewne była to artystyczna gra mimiki. Czujny był jedynie 11-letni Dawid, który miał artyście wręczyć czerwoną różę i niecierpliwie czekał na koniec koncertu. Ja już też zacząłem wędrówkę do krainy Morfeusza, gdy do sali wszedł przedstawiciel, zapewne, ludności miejscowej, ubrany w typowy strój regionalny: przeciwdeszczowe dresy z charakterystyczną plamą w tylnej części, zapewne powstałą od długotrwałego siedzenia na przyzbie, w adidasach, które jeszcze trzy lata temu zapewne były w niektórych miejscach białe. Wkrótce i on wsparłszy siwą głowę na dłoni, zapadł w letarg, z którego wyrywały go tylko z rzadka pobrzmiewające głośniejsze akordy. Za oknem "Atmy" mokły ogrody w deszczu, a ja myślałem, że impresjoniści w Zakopanem nie sprawdzają się tak dobrze, jak na obszarach o wyższym ciśnieniu.

4

Koncert rozpoczął się od znakomitego, bardzo impresyjnego utworu współczesnego Sparks from the Beyond (Iskry z oddali), skomponowanego przez rówieśnika Pawła Kubicy - Gila Shohata w 1996 r na IX konkurs pianistyczny im. A.Rubinsteina w Tel-Avivie, gdzie otrzymał pierwszą nagrodę. Potem cofnęliśmy się do XVIII wieku, by wysłuchać Wariacji h-moll Josepha Haydna, a następnie Fantazji f-moll op. 49 Fryderyka Chopina. Molowe tonacje dobrze - za dobrze - pasowały do ogólnego nastroju, choć przydałoby się bardziej Preludium deszczowe. Na tym jednostajnym tle niezwykle ożywczo (żeby nie powiedzieć - ożywiająco) zabrzmiała Serenada Don Juana z "Masek" op.34 Karola Szymanowskiego. Publiczność miała okazję poprawić się nieco na krzesłach, ale po krótkiej przerwie Paweł Kubica zasiadł znów do fortepianu. Zmierzchało się - jak najbardziej na miejscu okazał się więc zagrany na zakończenie wieczoru przy Kasprusiach "Nocny Kacper" - "Gaspard de la nuit". Najpierw znów uśpiła nas melancholijna Rusałka (Ondine), widok szubienicy (Gibet) mało kogo przywrócił do życia, na koniec ocknęliśmy się z romantyczno-impresyjnych uniesień przy ostatniej części - Scarbo.

5

Potem Dawid wręczył różę, koncertant ukłonił się i wszyscy wyszli na deszcz.

6

Paweł Kubica jest świetnym pianistą, o znakomitym opanowaniu frazy, głęboko uczuciowym i bez reszty nad tym uczuciem panującym. Przedstawiony program, bardzo ciekawy i ambitny był jednakże nieco monotonny w swoim ogólnym wyrazie i może dlatego nie porwał niezbyt licznej publiczności do huraganowych oklasków, skutkiem czego bisów nie było. A szkoda! - być może moglibyśmy usłyszeć jeszcze coś Szymanowskiego, którego w "Atmie" nigdy nie jest dość i którego jeszcze tak niedawno rewelacyjnie grał w muzeum Jerzy Godziszewski. Może warto by było, żeby Towarzystwo imienia Szymanowskiego - główny organizator koncertów w Atmie - wywierało większy nacisk na to, by muzyka patrona w większym stopniu pojawiała się w programach zapraszanych tu artystów. W końcu - granie u Szymanowskiego do czegoś zobowiązuje.

Maciej Pinkwart

Powrót do strony głównej