Tygodnik Podhalański, 10 marca 2011

Tutaj skan artykułu

 

Maciej Pinkwart

Tłuste trąbki

 

Muzyczny koniec tegorocznego karnawału wypadł w Nowym Targu w Tłusty Czwartek, wiec już na długo przed koncertem oblizywaliśmy się na samą myśl, że oto znów na estradzie szkoły muzycznej staną muzycy zespołu „DaCamera”, a jego szef Krzysztof Leksycki, powiewając barokowym żabotem poprowadzi nas do muzycznej ekstazy o sile co najmniej dziesięciu pączków per capita. Dodatkowym lukrem na tym specjale miał być dźwięk dwóch barokowych trąbek, a słodziutkim wkładem różanym talent każdego z muzyków, wedle gustu widzów i słuchaczy. Każdy instrument miał swoich miłośników. Dla jednych były to skrzypce, dla innych wiolonczela, a nawet dawno tu nie widziana perkusja. Mnie, jak zwykle, urzekł kontrabas.

 

Aliści żabotu tym razem nie było, soliści – Paweł Durowski i Bartosz Gaudyn – mieli gustowne fraki, zaś reszta zespołu pojawiła się w skromnych czerniach, co przypomniało nam, że karnawał się kończy i doroczną wojnę jak zwykle wygra post. Dobór utworów także nie odnosił nas do karnawałowych igraszek, a tytuł koncertu – Fanfary na koniec karnawału -  należało smutno czytać z akcentem na słowo koniec…

DaCamera” wystąpiła w 13-osobowym składzie i wzmocniona dwoma trębaczami oraz perkusistą rozpoczęła od wykonania tytułowej Fanfary, autorstwa Jeana-Josepha Moureta. Powiało atmosferą Wersalu i można było sobie wyobrazić, jak przez Salę Zwierciadlaną dostojnie kroczy król Ludwik XV, mając po jednej ręce smutną żonę – Marię Leszczyńską, po drugiej – wesołą kochankę Madame de Pompadour – choć tak naprawdę król usłyszał Fanfarę po raz pierwszy w „Hotel de Ville”, gdzie dziś w merostwie Paryża urzęduje socjalista Bertrand Delanoe, skądinąd zadeklarowany gej. Potem zabrzmiała Sonata na trąbkę i smyczki Henry Purcella, w której solistą był Paweł Durowski. Angielski barok przed Haendlem, który mieszkając w Anglii jednak reprezentował niemiecką szkołę muzyki, jest zdecydowanie mniej brillante niż włoski czy francuski, i mniej precyzyjny niż niemiecki, no i jakby mniej uskrzydla talenty muzyków. Wykonano wszystkie zapisane nuty (niekiedy nawet więcej…), ale to nie wystarczyło, by nas porwać ku Parnasowi. Potem był chorał z kantaty Jana Sebastiana Bacha Jauchzet Gott (BWV 51), w którym sopran zastąpiła trąbka (Bartosz Gaudyn), zaś pozostałe partie realizowali skrzypkowie Krzysztof Leksycki i Ilona Nieciąg oraz wiolonczelista Michał Dąbek. Bach, komponując ów chorał, musiał mieć na głowie wychowawcze problemy wszystkich swoich dzieci, sztuk dwadzieścia, płci obojej, no i te trudności domowe przeniosły się poniekąd na nowotarską estradę, gdzie rozbiegane dźwięki poszczególnych instrumentów potrącały się i przepychały, z rzadka tylko strofowane ostrym głosem trąbki chwytając się harmonijnie za ręce. Na szczęście dzieci poszły spać, Bach wybrzmiał, odebrawszy należną porcję oklasków i przystąpiliśmy do konsumpcji muzycznych deserów, co w Tłusty Czwartek było jak najbardziej na miejscu. Najpierw trębacze wypoczywali, a „DaCamera” rozkołysała nas pięknymi tonami Concerto Grosso D-dur op. 6 nr 4 Arcangela Corellego. Pięcioczęściowy utwór twórcy tego gatunku wspaniale pokazał dialog, niekiedy dość zabawny, między grupą instrumentów prowadzących i harmonicznym tutti, co publiczność odbierała znakomicie i długo oklaskiwała. A potem ucieszyliśmy się doskonałym wykonaniem koncertu na dwie trąbki i instrumenty smyczkowe Antonia Vivaldiego, w którym wirtuozeria Pawła Durowskiego i Bartosza Gałdyna była pięknie wspierana precyzją orkiestry Krzysztofa Leksyckiego. Na koniec zaś znów było balowo, choć dostojnie, w czasie finałowej Fanfary II Moureta, w której zabrzmiał królewski menuet i znów było jak w Wersalu.

Barok jest dobry na wszystko i dla wszystkich, zatem nic dziwnego, że muzyka z przełomu XVII i XVIII wieku ogromnie podobała się publiczności, która tym razem niemal całkowicie wypełniła aulę nowotarskiej szkoły muzycznej. Warto odnotować, że na sali, poza nowotarżanami, znalazła się spora grupa młodzieży i pedagogów muzycznych z Zakopanego. Oby ten zwyczaj utrwalił się w czasie następnych koncertów, które radośnie anonsował Krzysztof Leksycki zapowiadając, że burmistrz Marek Fryźlewicz obiecał hojne wsparcie dla „Wieczorów Czwartkowych”, dzięki czemu tłustych w sensie muzycznym czwartków może być w tym roku jeszcze wiele.

A potem z fanfarami w uszach przez wiosenny Nowy Targ pobiegliśmy do domów, bo tam wciąż pyszniły się kalorie na karnawałowych pączkach.