Maciej Pinkwart

Pasja barokowa

TUTAJ skan artykułu

Barok jest dobry na wszystko – i ten refren powtarzam w zasadzie po każdym koncercie, organizowanym przez Krzysztofa Leksyckiego w ramach „Wieczorów Czwartkowych”. Jest dobry na adwent, na karnawał, włącznie z Tłustym Czwartkiem, na Wielki Post, na okres Pasji. Jest dobry też na Nowy Targ, o czym świadczyła znów prawie pełna aula w Szkole Muzycznej w czasie kolejnego wieczoru muzycznego w czwartek, 14 kwietnia 2011 r.

 

Ten czwartkowy wieczór poświęcony był barokowym sonatom triowym, choć wykonawców było pięcioro… Owe tria stanowiło dwoje skrzypiec (Krzysztof Leksycki i Ilona Nieciąg) oraz przemiennie fagot (Paweł Solecki) i wiolonczela (Michał Dąbek). Piątym instrumentem, dyskretnie, ale wdzięcznie towarzyszącym muzykom, był klawesyn (Joanna Solecka), który sam lub z wiolonczelą realizował podstawę harmoniczną sonat w postaci basso continuo.

Tytuł koncertu brzmiał: Sacrum & Profanum i już samo użycie znaku „and” było w tym miejscu intrygujące. Och, gdybyż owe dwa pojęcia rozgraniczano w naszym życiu publicznym! Ale niestety, wymieszało się to tak, jak w tym wieczorze sonat triowych, w których sonaty kościelne (da chiesa) były przemieszane z sonatami świeckimi, kameralnymi (da camera), więc niekiedy owo sacrum i profanum pojawiało się naraz w jednym utworze. Jak bardzo sacrum & profanum miesza się w naszym życiu, sami wiemy dobrze. By trzymać się z dala od polityki, przytoczę tu tylko ostatni news o tym, że proboszcz w Wadowicach zainstalował w kościele urządzenie, zagłuszające sygnał GSM. Brawo ten pan! To powinno być w każdej szkole, w każdej sali koncertowej czy muzeum… Nic tak nie wkurza, jak sygnał komórki w czasie largo u Haendla lub podczas Podniesienia…

Repertuar dobrany był perfekcyjnie, ale do tego Krzysztof Leksycki już nas przyzwyczaił. Najpierw zamyśliliśmy się przy Sonacie A-dur Tomassa Albinioniego na dwoje skrzypiec, fagot i basso continuo, potem uśmiechnęliśmy się przy IX Sonacie G-dur Arcangella Corelliego na dwoje skrzypiec i b.c., wreszcie wysłuchaliśmy kapitalnego utworu Georga Philippa Telemanna na dwoje skrzypiec i b.c. o wiele mówiącym tytule Corellisierende Sonate V g-moll, czyli jakby sonata w stylu Corelliego, Coreliowska. Telemannem powinniśmy się chwalić, boć przecież część życia spędził w naszej Pszczynie, więc jakby jest trochę nasz, a trochę Ślązak z opcją niemiecką… Ale miało nie być o polityce…

Potem rzucił nas na kolana Georg Friedrich Haendel, a konkretnie jego Sonata g moll na dwoje skrzypiec (w oryginale – na 2 oboje), fagot i b.c., gdzie w częściach szybkich Paweł Solecki na fagocie wymiatał niesłychanie, grając wirtuozowsko zdaje się 32-ki… Instrument duży, a ruchliwy, nie może nie zrobić wrażenia!

Na koniec koncertu usłyszeliśmy Sonatę F-dur na dwoje skrzypiec, fagot i b.c. czeskiego kompozytora Jana Dismasa Zelenki, o którym Krzysztof Leksycki powiedział, że tworzył muzykę katolicką. To jest dla mnie nowe pojęcie, bo dotychczas dzieliłem muzykę na dobrą i złą, ciekawą i nudną, ostatecznie klasyczną i rozrywkową. W zaprezentowanym utworze słyszałem tylko niezłą instrumentację i ciekawe brzmienia, a akcentów religijnych jakoś nie, ale może trzeba się więcej znać na religii niż na muzyce, co w moim przypadku nie ma miejsca.

Przerwy między barokowymi sonatami wypełniał Zbigniew Tlałka, przedstawiony jako orawski poeta i polonista, który zapoznał nas z tekstami wierszy Norwida, Twardowskiego, Herberta i Wojtyły. Koncert jak zwykle ciekawie prowadził Krzysztof Leksycki.