Konstanty Andrzej Kulka, Marek CiesielskiMaciej Pinkwart

Deszczowa sonata

Tutaj skan

 

 

Tydzień, w którym przypadały 126 urodziny Karola Szymanowskiego był w „Atmie” wyjątkowo pełen muzyki. Po niezwykle ciekawym i udanym wieczorze wokalnym, kiedy to w poniedziałek Anna Pehlken przedstawiła pieśni Szymanowskiego (o czym piszemy w innym miejscu), w piątek zabrzmiały utwory skrzypcowe.

 

3 października, a więc dokładnie w dzień rocznicy, aura poskąpiła mistrzowi łaskawości, bo od rana lało i lało. Przed „Atmą” powiększała się kałuża błota, bo Muzeum Karola Szymanowskiego, chwalące się tym, że jest oddziałem Muzeum Narodowego w Krakowie, z powodu obstrukcji sąsiedzkiej wciąż nie może doczekać się dokończenia budowy kilkudziesięciu metrów ścieżki, prowadzącej z ulicy. Ale na długo przed piątą w trzech ciasnych salkach ekspozycyjnych już zabrakło miejsc i przeszło 100 osób cierpliwie czekało na początek urodzinowego koncertu.

Gwiazdą wieczoru był światowej sławy wirtuoz skrzypiec, Konstanty Andrzej Kulka, nie słyszany w Zakopanem chyba od kilkunastu lat (ostatnio występowała tu jego córka, śpiewaczka jazzowa Gabriela Kulka…). W pierwszej części programu przy fortepianie towarzyszył mu dobrze tu znany i lubiany Marek Ciesielski, który od lat uczy w nowotarskiej Szkole Muzycznej, ale kończył (u profesora Andrzeja Stefańskiego) tę samą warszawską Akademię, w której teraz Kulka jest profesorem. Dla uczczenia urodzin gospodarza „Atmy” wybrano wykonanie jedynej sonaty skrzypcowej Karola Szymanowskiego, skomponowanej w 1904 roku w tonacji d-moll, mniej więcej w tym okresie, kiedy Szymanowski związał się trwale z Zakopanem i jego cyganerią artystyczną. Wtedy właśnie poznał mieszkającego w pensjonacie „Władysławka” (dziś „Czerwony Dwór”, niedaleko „Atmy”) pianistę Artura Rubinsteina, a wzajemnej prezentacji muzyków dokonał przyjaciel Szymanowskiego, skrzypek-amator Bronisław Gromadzki. I pewno w podzięce za ten fakt właśnie Gromadzkiemu dedykował Szymanowski swoją sonatę.

Wykonanie było znakomite, a muzycy, grający ze sobą publicznie dopiero pierwszy raz zaprezentowali w pełni elegancki i w pewien sposób nowatorski urok tego utworu, skomponowanego przez zaledwie 22-letniego kompozytora.

W drugiej części „Wieczoru w Atmie” zabrzmiały cztery utwory Karola Lipińskiego (1790-1861), kompozytora i – przede wszystkim – skrzypka, skutecznie konkurującego z Paganinim. Tym razem Konstanty Andrzej Kulka wystąpił w składzie tria, które oprócz niego tworzą Andrzej Gębski – skrzypce i Andrzej Wróbel – wiolonczela. Usłyszeliśmy cztery dzieła Lipińskiego: dwa tria – g-moll op. 8 i A-dur op. 12, Poloneza A-dur op. 9 nr 1 oraz Fantazję op. 33 z opery „Krakowiacy i górale”. Te niesłychanie wirtuozowskie utwory, niektóre (zwłaszcza trio A-dur) piekielnie trudne, zostały wykonane perfekcyjnie i interesująco. Ale ich konwencjonalna struktura, powracające motywy i nastawienie wyłącznie na popis spowodowały, że – w porównaniu do wcześniej granego dzieła Szymanowskiego – wydały mi się okropnie nudne. Zwłaszcza fantazja upleciona z motywów opery Bogusławskiego rozczarowuje niejakim akademizmem.

Jednakowoż mistrzowie byli w świetnej dyspozycji, grali porywająco, a publiczność odpłaciła to im wielkimi oklaskami i bukietami kwiatów. Najpiękniejsze były od burmistrza, które w jego imieniu wręczyła Ewa Matuszewska. Ale chyba najbardziej sympatyczne były kwiatki, przyniesione przez licznie obecnych na koncercie uczniów i nauczycieli nowotarskiej Szkoły Muzycznej, szczególnie fetujących swojego profesora – Marka Ciesielskiego.

Był to ostatni w tym roku koncert w Atmie, organizowany pod auspicjami Muzeum Narodowego w Krakowie, przy współpracy Towarzystwa Muzycznego im. Szymanowskiego i burmistrza Zakopanego. Co będzie dalej – nie wiadomo. Jak dotąd niepewna jest zarówno podstawa finansowa muzykowania w Atmie, jak również to, czy w ogóle będzie gdzie grać: Muzeum Narodowe w Krakowie planuje remont i modernizację swej zakopiańskiej placówki. Patrząc na tonącą w błocie ścieżkę, prowadzącą do „Atmy”, możemy się obawiać, że na efekty będzie trzeba poczekać. Chyba, że samo rozpoczęcie prac przeciągnie się w tym samym trybie do kolejnego jubileuszu.

(mp)