Maciej Pinkwart

Ciepło muzyki

 TUTAJ skan artykułu

Inne recenzje muzyczne

 

 

 

Za oknami było zimno, ponuro i jesiennie. Ale we wnętrzu Atmy ciepła, słoneczna muzyka pozwalała choć na chwilę przenieść się myślami na Sycylię, gdzie w Syrakuzach skrzypcowe flażolety rysowały źródło, w które zamieniła się nimfa Aretuza, zachwycić się kapryśnym Paganinim, wspomnieć Chopina czy odszukać ślady fascynacji Podhalem w mazurkach czy kwartecie Szymanowskiego. Pierwsze trzy wieczory października upłynęły bowiem w artystycznym nastroju w czasie „Jesiennych spotkań muzycznych”.

 

1 października, w Międzynarodowym Dniu Muzyki, Towarzystwo Muzyczne im. Karola Szymanowskiego sprezentowało nam skrzypcowo-fortepianowy wieczór monograficzny twórczości swego patrona, co rzadko się ostatnio zdarzało. Wystąpiły wykonawczynie z Katowic – skrzypaczka Anna Rechlewicz-Szabelka i pianistka Hanna Holeksa, prezentując najpierw Sonatę skrzypcową d-moll op. 9, skomponowaną w 1904 r. i dedykowaną Bronisławowi Gromadzkiemu, skrzypkowi-amatorowi, który wówczas mieszkał w Zakopanem i to on poznał Szymanowskiego z Arturem Rubinsteinem. Brzmiało początkowo trochę zbyt ostro i głośno – artystki nie pamiętały może o tym, że Atma to nie duża sala filharmoniczna i w jej drewnianych ścianach dźwięk pomyka do słuchaczy bardziej bezpośrednio niż w innych miejscach koncertowych. Ale już w trzeciej części Sonaty brzmienie się wyrównało, zaś w kolejnym dziele – słynnych Mitach – można było z przyjemnością śledzić wielką inwencję muzyczną kompozytora, o którym ciekawie powiedział wcześniej prowadzący koncert prezes TMiKS Karol Bula, że w impresjonizmie był poprzednikiem Ravela, z czym nie można się do końca zgodzić pamiętając o utworze Gaspard de la Nuit z 1908 r., kiedy to Szymanowski jeszcze wciąż fascynował się Chopinem i Skriabinem. Poza tym trzeba pamiętać, że to nie Ravel, a Debussy był czołowym twórcą tego nurtu w muzyce, no a on z kolei wyprzedził Szymanowskiego o prawie 20 lat… Potem Hanna Holeksa wystąpiła jako solistka, prezentując pierwsze cztery mazurki fortepianowe Szymanowskiego, skomponowane w zakopiańskiej „Limbie” – i była to doskonale zagrana muzyka, co pozwoliło nam sobie przypomnieć, że nie tylko Szymanowski był pod wpływem góralskiego folkloru, ale i wykonawczyni, która w dzieciństwie mieszkała wraz z rodzicami w Zakopanem i była uczennicą tutejszej Szkoły Muzycznej. Na zakończenie usłyszeliśmy świetnie wykonane Kaprysy Paganiniego (nr 20 D-dur, nr 21 A-dur i najbardziej znany nr 24 a-moll), które Szymanowski zinstrumentował na skrzypce z fortepianem (w oryginale były na skrzypce solo) i poszliśmy w zimny wieczór do domu.

Nazajutrz do fortepianu zasiadł Paweł Zawadzki i urzekł publiczność już od pierwszych dźwięków chopinowskich Mazurków op. 59 do tego stopnia, że rozmarzeni słuchacze nawet nie złożyli rąk do oklasków po zakończeniu całego cyklu… Artysta przystąpił więc do realizacji clou wieczoru, którym okazały się trudne, zarazem wirtuozowskie, jak i nastrojowe preludia op. 23 Sergiusza Rachmaninowa. Tych dziesięć małych arcydzieł może najlepiej pokazuje jak wielkim mistrzem był rosyjski kompozytor, w swoim czasie uważany również za jednego z najwybitniejszych pianistów. W drugiej części usłyszeliśmy najpierw tylko jedno z dziewięciu młodzieńczych preludiów Karola Szymanowskiego, co prezes Towarzystwa nazwał hołdem złożonym patronowi, ale jedno preludium na cały koncert to trochę tak jak obowiązkowy goździk na Święto Kobiet, przeto i hołd trochę mizerny – choć wykonanie bez zarzutu. Szkoda, że tak mało – bowiem byłoby interesujące móc porównać preludia Szymanowskiego z dziełami Rachmaninowa, pochodzącymi mniej więcej z tego samego okresu. Na koniec Paweł Zawadzki z iście andaluzyjskim temperamentem zagrał utwór Manuela De Falli Fantasia Betica – a jego cygańskie nuty (chyba nikt się nie obrazi, że De Falla nie sięgał do nut romskich?) doskonale brzmiały w drewnianych ścianach Atmy, tym bardziej, że hiszpański kompozytor inspirował się oryginałami ludowymi, a Fantazja pochodzi mniej więcej z czasów, kiedy i Szymanowski zaczął swoją przygodę twórczą z góralszczyzną. W dodatku – De Falla dedykował ten utwór Arturowi Rubinsteinowi, który był też pierwszym wykonawcą dzieła w 1920 r. w Nowym Jorku. A przecież to także przyjaciel Szymanowskiego i pierwszy wykonawca wielu jego dzieł. Nie dziwota więc, że utwór bardzo się podobał, pianista zebrał gromkie owacje na stojąco od publiczności, która tym razem wypełniła „Atmę” do ostatniego miejsca.

Podobnie było w niedzielę, 3 października, w dzień 128 rocznicy urodzin Karola Szymanowskiego, który zrobił się nam słoneczny i dość ciepły. Tradycyjnie tego dnia Muzeum Narodowe w Krakowie, przy współpracy Towarzystwa Muzycznego i dzięki wsparciu Burmistrza Zakopanego poprzez swój zakopiański oddział organizuje koncert świąteczny. Tym razem „Atma” zaprosiła publiczność na prezentację dwóch kwartetów smyczkowych. Młody, działający od 2007 r. kwartet „Meccorre” (Wojciech Koprowski – I skrzypce, Aleksandra Tomasińska – II skrzypce, Michał Bryła – altówka, Karol Marianowski – wiolonczela), zaprezentował w pierwszej części Kwartet smyczkowy a-moll op. 32 Józefa Wieniawskiego – młodszego brata słynnego skrzypka i kompozytora, Henryka, w drugiej zaś – II Kwartet Karola Szymanowskiego, dedykowany zakopiańskiemu lekarzowi, Olgierdowi Sokołowskiemu i jego żonie Julii. Obaj kompozytorzy wywodzili się z głębokiej prowincji - Szymanowski, młodszy o pół wieku, urodzony w ziemiańskiej polskiej rodzinie w ukraińskiej Tymoszówce, Wieniawski – w ubogiej rodzinie żydowskiego lekarza Wolfa Helmana, który od podlubelskiej dzielnicy Wieniawa przyjął nazwisko. Obaj zostali wybitnymi, znanymi w Europie twórcami. Jednakże zestawienie interesującego formalnie kwartetu Wieniawskiego z porywająco nowoczesnym utworem Szymanowskiego czytelnie pokazuje dlaczego sława przypadła w udziale gospodarzowi Atmy, a nie jego niedzielnemu, urodzinowemu gościowi…

I z dźwiękami odległej podhalańskiej nuty, słyszalnymi w kwartecie Szymanowskiego melomani pobiegli z Atmy do domów, by słuchać relacji z pierwszego dnia przesłuchań XVI Konkursu Chopinowskiego…