Maciej Pinkwart
Atma w szkocką kratkę
Koncert szkockiej muzyki u Szymanowskiego nie był z pewnością wynikiem
jakiegokolwiek podobieństwa charakteru słynnego kompozytora do standardowego
wizerunku nadmiernie oszczędnego Szkota, który rzuciwszy na tacę w kościele
przez pomyłkę szylinga, przez kolejny rok mówił, że opłacił już abonament.
Szymanowski nie chodził do kościoła. I był rozrzutny jak mało kto. Oczywiście, w
tych nielicznych momentach, kiedy miał jakieś większe pieniądze.
Chcąc przerzucić pomost między Szkocją a Szymanowskim, warto przypomnieć, że Szkocja to prócz Polski może jedyny kraj europejski, w którym tak wielką rolę – w kulturze i historii – odgrywają górale, a góralska muzyka w tak wielkim stopniu inspiruje twórców profesjonalnych.
Szkockie nuty przy Kasprusiach to, poza tym, element dość spóźnionej rewizyty: Karol Szymanowski 31 października 1934 r. na zaproszenie Towarzystwa Muzyki Współczesnej występował w Glasgow jako pianista (solista i akompaniator) i zebrał znakomite recenzje. Zarobił wtedy 30 funtów, co nie było kwotą po szkocku oszczędną: w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze było to ok. 2.700 zł. A przewodniczący Towarzystwa sumitował się w liście, że jako stowarzyszenie obywatelskie muszą się bardzo liczyć z wydatkami…
Zespół „Celtic Triangle” wystąpił 28 sierpnia 2010 w zakopiańskiej „Atmie” na zakończenie sezonu letniego, grając już w prawdziwie jesiennej, nostalgicznej aurze. W skład tria wchodzi Katarzyna Wiwer-Monita – sopran, Irena Czubek-Davidson – harfa celtycka oraz Lindsay Davidson, wirtuoz grający na dudach szkockich o kilku formatach.
Warto przy okazji – po raz setny – przypomnieć, że ten typowy dla wielu kultur
ludowych instrument, składający się ze skórzanego worka, z którego powietrze
uchodzi przez fujarkę melodyczną i jedną lub kilka piszczałek burdonowych – to
wcale nie jest kobza, jak często się mówi o polskich, czy szkockich
dudach. Kobza to instrument strunowy, używany kiedyś na wschodnich terenach
Rzeczpospolitej, na Bałkanach i Ukrainie, podobny do lutni czy teorbanu. Błąd –
występujący od XIX w. – wynika z faktu, że na Podhalu instrument ten – wykonany
ze skóry kozy, nazywany był kozą właśnie. Podobieństwo przeszło w błąd, a
błąd – w zwyczaj. W Szkocji jest prościej – dudy to po prostu bagpipe, czyli
torba z rurką…
Wśród zaprezentowanych utworów były
m.in. pieśni do słów XVIII-wiecznego szkockiego poety Roberta Burnsa, prekursora
romantyzmu – i zarazem zwykłego rolnika z regionu Ayrshire, piszącego w
dialekcie szkockim i po angielsku, uznanego w 2009 r. w plebiscycie za
największego ze Szkotów. Dzień jego urodzin (25 stycznia) jest nieoficjalnym
świętem narodowym Szkocji, a zwyczajowo toast za Ojczyznę trzeba spełnić
szklaneczką whisky przed jego wizerunkiem. Ej, mój Boże… Można tylko
pozazdrościć Szkotom: święto narodowe nie martyrologiczne? Obchody na wesoło, a
nie w bogoojczyźnianej tromtadracji? Pieśń Burnsa
Auld Lang Syne
(ang. Old Long Since, dawne dobre
czasy) jest największym przebojem sylwestrowym, śpiewanym w angielskim obszarze
językowym. Pieśń ta, zagrana w Atmie jako ostatni bis porwała jeśli nie do
śpiewu, to przynajmniej do nucenia sporą część publiczności.
Wykonanie stało na najwyższym
poziomie, co zostało docenione przez owację zapełniającej Atmę do ostatniego
miejsca publiczności. Prześliczny sopran Katarzyny Wiwer-Monity (absolwentki
nowotarskiej Szkoły Muzycznej i Wydziału Wokalno-Aktorskiego krakowskiej
Akademii Muzycznej), specjalizującej się w muzyce barokowej, doskonale przekazał
trudne, ale pełne uroku romantyczne pieśni Burnsa, a doskonała dykcja i elementy
aktorstwa wzmacniały efekt wprost kryształowej precyzji. Śpiewaczka też
prowadziła koncert, w czym zresztą pomagali jej pozostali członkowie tria,
przede wszystkim Lindsay Davidson, świetnie mówiący po polsku. Szkot z
Linlithgow, gdzie jest „dudziarzem klanowym”, jest pierwszym
doktorem dudziarstwa
i pierwszym absolwentem wydziału gry na dudach Wyższej Szkoły Muzycznej w
Edynburgu – wydziału, stworzonego właśnie dla niego. Dziś jest także znanym
kompozytorem, a jego utwory, skomponowane na dudy z zespołami kameralnymi i
orkiestrami symfonicznymi grywane są przez setki jego uczniów. Kilka z nich
usłyszeliśmy w sobotę. Na koncercie w „Atmie” wystąpił oczywiście w szkockim
stroju narodowym. Nie ukrywam, że spódniczki w szkocką kratkę zawsze mi się
podobały, szczególnie takie szyte ze szkocką oszczędnością materiału. Jednak
dająca już o sobie znać jesień sprawiła, że tylko Lindsay zaryzykował taki strój
i to bynajmniej nie w wersji mini. Szkocką spódnicę maxi miała jego żona Irena,
której niewielka w wymiarach i bardzo romantycznie brzmiąca harfa celtycka
wydawała się jakby stworzona do gry w drewnianym, góralskim domu.
Szkocki koncert w „Atmie” zamknął
letni sezon muzyczny w Zakopanem. Następne koncerty przy Kasprusiach – w
pierwszych dniach października, w rocznicę urodzin Karola Szymanowskiego.