Maciej Pinkwart

Królewski pojedynek w pięć osób

TUTAJ skan artykułu

 

 

Organy to król instrumentów – jak zapewnia nas od dłuższego czasu Ewa Czamańska, prowadząca dwa razy w tygodniu koncerty tegorocznego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej w Zakopanem. Z drugiej zaś strony wiemy, że głos ludzki jest najwspanialszym instrumentem. Pojedynek tych dwóch królów mógł się zakończyć tylko jednym – wielką wygraną publiczności.

Środowy (6 sierpnia 2014) koncert w kościele Najświętszej Rodziny był z pewnością jednym z najlepszych w tegorocznym festiwalu – zarówno pod względem wykonawczym, jak programowym, a także w pewien sposób pod względem warunków, w jakich się odbywał: jeszcze nigdy nie widziałem, żeby w niemałej w końcu świątyni zajęte były wszystkie miejsca siedzące, a jeszcze mnóstwo osób stało w nawach i siedziało na stopniach bocznych ołtarzy, czy wręcz na posadzce. To niewątpliwie wielki sukces organizatorów – Biura Promocji Zakopanego, które potrafiło tak świetnie wypromować własną imprezę.

Solistą był tym razem wybitny organista ze Śląska Waldemar Krawiec, który zaczął klasycznie – od IV sonaty B-dur Felixa Mendelssohna-Bartholdy’ego, jednej z sześciu w opusie 65 – cyklu, uważanym za ciąg dalszy wielkiej Bachowskiej twórczości organowej. Skomponowana w 1845 roku, sonata wykonana została po raz pierwszy rok później przez kompozytora na festiwalu w Birmingham. Mendelssohn był uważany zresztą za wybitnego organistę, szczególnie dobrze grającego Bacha. W wykonaniu Waldemara Krawca całość wypadła doskonale, zaś szczególnie pięknie zabrzmiała część trzecia sonaty – Allegretto.

Potem cofnęliśmy się w głąb czasu, by wysłuchać starszych niemal o stulecie dzieł padre Giovanniego Battisty Martiniego, organisty, kompozytora i franciszkanina z Bolonii. Najpierw Waldemar Krawiec zaprezentował często przez siebie grywane Elevazione g-moll, a potem wirtuozowską Toccatę B-dur, która kazała mi pomyśleć o tym, że ów XVIII-wieczny twórca-zakonnik był śpiewakiem, klawesynistą, skrzypkiem, a także teologiem, filozofem i… matematykiem. Co zresztą w toccacie dało się słyszeć.

Potem przed prezbiterium wyszło czterech szczupłych panów, występujących od 2008 r. jako Kwartet Wokalny Carillon (Paweł Fundament tenor, Tomasz Rogoziński – tenor, Marcin Wasilewski-Kruk – baryton i Kajetan Biernat – bas), specjalizujący się w wykonawstwie muzyki dawnej. Ale zaczęli od dzieła współczesnego kompozytora Władysława Szybiaka (urodzonego w 1935 we Lwowie) Missa brevis in A. Cóż można wyśpiewać nowego w kanonicznej mszy, składającej się z klasycznych części: Kyrie – Gloria – Credo – Sanctus – Agnus Dei? Można bardzo wiele i Carillon to właśnie pokazał. Przeszkadzały mi oklaski po każdej z części mszy, co rozbijało dzieło na niepowiązane z sobą cząstki. Krótkie Alleluja Mikołaja z Radomia, starsze od dzieła Szybiaka o pięćset lat harmonijnie dopełniło Mszę. Kompozycja Bolesława Wallek-Walewskiego In viam pacis (w opracowaniu Marcina Wasilewskiego-Kruka) przeszła w zasadzie bez wrażenia, natomiast na kolana rzuciło nas wykonanie XVI-wiecznych Psalmów Mikołaja Gomółki z tekstami Jana Kochanowskiego. Piękne piana, nienaganna dykcja i urok tych pieśni pozostaną długo w pamięci.

Na zakończenie koncertu Waldemar Krawiec zagrał bardzo romantyczną Fantazję c-moll op. 49 nr 1 Moritza Brosiga, XIX-wiecznego niemieckiego kompozytora z Wrocławia oraz ładny i nastrojowy utwór Fiat Lux z 1893 r., autorstwa wybitnego francuskiego kompozytora Théodore Dubois.

Oklaski trwały długo, była oczywiście owacja na stojąco i zaproszenie na kolejne koncerty. Festiwal kończy się w sobotę, 16 sierpnia, w kościele św. Krzyża o godz. 20.00.