Maciej Pinkwart

Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej, Zakopane 2014

 

Organy feministyczne

 

Ewa CzamańskaProwadząca koncerty tegorocznego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej Ewa Czamańska rozpoczęła sobotni (26 lipca 2014) koncert informacją o tym, że słuchanie muzyki uaktywnia w mózgu człowieka hormon szczęścia – dopaminę, co w konsekwencji prowadzi do tego, że muzyka pociesza, uspokaja, daje poczucie satysfakcji. Chyba u mnie to nie działa, bo wysłuchanie prezentacji muzycznych organistki Gail Archer z Ameryki oraz skrzypaczki Pauliny Tarnawskiej z Krakowa podniosło mi ciśnienie i poziom adrenaliny, ale nie uciekłem, bo byłem w miłym i fachowym towarzystwie muzycznym Ewy Zaufal-Bajorek, dawnej nauczycielki gry na skrzypcach z zakopiańskiej Szkoły Muzycznej, no i nie poszedłem tam doznawać uczucia szczęścia, tylko do pracy. Poza tym koncert odbywał się w sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach, więc wypadało się zachowywać godnie. Więc trwałem, choć mimo kościelnych okoliczności, jakoś mnie na kolana nie rzuciło.

Nie wiem, czy to przypadek, czy celowe zamierzenie programowe, ale Gail Archer wybrała na ten wieczór wyłącznie utwory autorstwa kobiet – kompozytorek. Najpierw usłyszeliśmy (i zobaczyliśmy, dzięki transmisji telewizyjnej, rzutującej obraz z chóru na ekran, umieszczony po lewej stronie nawy) wykonanie Fantazji i fugi op. 30 (z interesującym podtytułem Wie schön leuchtet der Morgenstern) Johanny Senfter. Świecąca gwiazda zaranna powinna nas pobudzić do życia, ale nie pobudziła. Nieco ocknęliśmy się przy kolejnym utworze And the greatest of these is loveGail Archer autorstwa Alli Borzovej, współczesnej kompozytorki urodzonej na Białorusi, ale od 1993 r. mieszkającej w Nowym Jorku i będącej członkinią klubu Nowojorskich Kobiet Kompozytorek. O dziele wiele mówi informacja, że było ono inspirowane przez witraże Chagalla i Matisse’a w siedzibie Kościoła Zjednoczonego w Pocantico w stanie Nowy Jork. Miasteczko zajmujące dawne tereny Indian z plemienia Wecquaesgeek ma niemal wiejską dzielnicę, w której centralnym punktem jest właśnie Zjednoczony Kościół, ufundowany przez rodzinę Rockefellerów.

Opowiadam to właściwie sam sobie, by próbować zrozumieć chaos, dający się wysłyszeć w pierwszej części utworu, z którego to multikulturowego bałaganu wyłania się jasny i zdecydowany motyw żydowski, od razu przywodzący na myśl Chagallowskiego Skrzypka na dachu. Trwa to chwilę, po czym klezmerska nuta rozpływa się w dysonansach, będących może reminiscencją fowistycznych obrazów Henri Matisse’a.

Paulina TarnawskaPotem między stallami w prezbiterium pojawiła się Paulina Tarnowska, która w 2010 roku ukończyła krakowską Akademię (u Ewy Szubra-Jargoniowej), potem uczyła się jeszcze u Roberta Szredera w Maastricht, grywając solo i z orkiestrami w różnych krajach i na różnych kontynentach. Utwory na skrzypce solo stanowią prawdziwe wyzwanie dla muzyka: tu już nie da się nic oszukać ani zahaftować, zwłaszcza gdy trzeba się zmierzyć z matematyczną precyzją rytmiczną i żelaznymi regułami, które stosował w swych dziełach genialny Jan Sebastian Bach.

Bo właśnie jego Adagio i Fuga z I sonaty g-moll wybrała sobie na początek swego występu skrzypaczka. Wyszła najwyraźniej stremowana i przygnieciona poczuciem odpowiedzialności za efekt muzyczny, której nie miała z kim podzielić. Sonata wkrótce zaczęła się gmatwać, precyzję zastąpiły elementy improwizacji, rytmika poszła w las. Jan Sebastian przewrócił się w grobie w Lipsku i w postaci zombie zaczął pomykać przez teren dawnego NRD z powrotem do Eisenach, gdzie się był urodził, z przeświadczeniem, że jako protestant doznaje właśnie na Krzeptówkach represji kontrreformacyjnych.

Potem Ewa Czamańska przypomniała wielką rolę jaką w światowej muzyce odgrywała francuska kompozytorka i nauczycielka kompozycji Nadia Boulanger, której uczniami byli m.in. GrażynPaulina Tarnawskaa Bacewicz, Wawrzyniec Żuławski, Zygmunt Mycielski i Wojciech Kilar. A Gail Archer zagrała kompozycję Boulanger Trzy utwory na organy (Prelude, Petit Canon, Improvisation), rzecz słynną w świecie i często grywaną, jednak mającą nieco akademicki charakter, co przypomniało mi starą prawdę o tym, że doskonały nauczyciel muzyki (w tym przypadku kompozycji) nie koniecznie musi sam być dobrym muzykiem (kompozytorem). No cóż, ornitolog też nie musi umieć fruwać…

Drugie entrée Pauliny Tarnawskiej było o wiele lepsze niż pierwsze. Zagrała tym razem znaną III sonatę „Ballade” d-moll op. 27 belgijskiego kompozytora Eugène Ysaÿe’a, XIX-wiecznego dostarczyciela wirtuozowskich i niezwykle trudnych technicznie utworów skrzypcowych. Artystka z łatwością pokonywała szalenie trudne miejsca i z pewnością w tym utworze czuła się lepiej, a my wraz z nią. Może technika gry nieco zdominowała wyraz artystyczny wykonania, ale w sumie w dziełach Ysaÿe’a to normalne.

Na zakończenie Gail Archer zaprezentowała także trudne technicznie dzieło Te Deum francuskiej kompozytorki współczesnej († 1968) Jeanne Demessieux, urodzonej w langwedockim Montpellier, absolwentki konserwatorium w tymże mieście – i w Paryżu. Skomponowany w 1958 r. utwór nosi wiele niedobrych cech tamtego okresu w historii muzyki, kiedy to na ołtarzu (przepraszam za niezamierzoną aluzję…) stawiano tylko Świętą Awangardę i to może dla niej był pisany ten hymn. Ale na Krzeptówkach widywano i wysłuchiwano już różnych rzeczy, więc i tę dobrotliwy Pan Bóg potraktował ulgowo.

Publiczność, licznie zapełniająca świątynię, zgotowała artystkom aplauz, a nawet oklaskiwała je na stojąco, co staje się w Zakopanem tak samo irytującym zwyczajem, jak klaskanie po bezpiecznym wylądowaniu samolotu. Na marginesie dodam, że publiczność była tak pozytywnie nastawiona do wykonawców, że klaskała nawet w przerwie między Adagiem i Fugą Bacha. Niedługo oklaski będą towarzyszyć śpiewaniu Sanctus.

Kolejny koncert w środę.

Wykonawcy koncertu

 

Powrót do spisu treści