Maciej Pinkwart

Szymanowski na przednówku

TUTAJ skan artykułu (dość znaczne różnice między tekstem autorskim a drukiem!)

 

Zimowa nieobecność muzyki na Podhalu ma się już ku końcowi, ale kryzys nie ustępuje. Marcowe Wieczory Kameralne z kilkudniowego festiwalu skróciły się do dwóch koncertów. Atma, wciąż modernizowana i podlegająca kolejnym młóckom personalnym, jest nadal zamknięta, podobno do maja. W tej sytuacji rocznicę śmierci Karola Szymanowskiego obchodzono w Galerii Ryszarda Orskiego na Antałówce.

 

Towarzystwo Muzyczne imienia Karola Szymanowskiego zabrało z Atmy swoje lary i penaty, przenosząc biuro do Katowic, a fortepian do Galerii Orskiego. Z Katowic pochodzi prezes Towarzystwa, prof. Joanna Domańska, stamtąd też przyjechali wszyscy wykonawcy Marcowych Wieczorów. W sobotę koncert zaczął się od duetów skrzypcowych – najpierw Adam Mokrus i Michał Marcol (mistrz i uczeń, obaj z katowickiej Akademii Muzycznej) wykonali siedem duetów Beli Bartóka, mających charakter etiud technicznych i tak też brzmiących. Duetowa Sonata C-dur op. 56 Sergiusza Prokofiewa była już znacznie poważniejszym i bardziej interesującym utworem, którego wartość słuchacze docenili gromkimi oklaskami. I na koniec zabrzmiały dzieła Karola Szymanowskiego: najpierw Sonata d-moll na skrzypce i fortepian op. 9, potem skrzypcowo-fortepianowe transkrypcje Pieśń Roksany i Taniec z Harnasiów, dokonane przez kompozytora wspólnie z Pawłem Kochańskim. Wykonawcami byli Adam Mokrus i Joanna Domańska przy fortepianie. Byłem zachwycony tym, że skrzypek zagrał sonatę (oraz obie miniatury) z pamięci, co w zasadzie ostatnio się w ogóle nie zdarza. Wpłynęło to moim zdaniem znakomicie na sposób prezentacji i wszystkie trzy dzieła Szymanowskiego w doskonałej akustycznie galerii zabrzmiały niezwykle pięknie i emocjonalnie, zwłaszcza w kontraście do wcześniejszych, nieco akademickich dzieł Bartóka i Prokofiewa. Wielka szkoda, że siarczysty mróz i odległość galerii od centrum spowodowały, iż na koncert przyszło ledwie kilkanaście osób.

W niedzielę wysłuchaliśmy recitalu fortepianowego katowickiego profesora Zbigniewa Raubo. Program nieco monotonny, bo składający się z drobnych utworów trzech kompozytorów z jednej epoki. Najpierw zabrzmiał Szymanowski, reprezentowany przez 4 mazurki (pierwszy zeszyt opusu 50), Błazna Tantrisa z cyklu Maski op. 34, wreszcie pięć preludiów op. 1. Taki układ programu dał możliwość skonfrontowania preludiów Szymanowskiego z pięcioma preludiami op. 23 Sergiusza Rachmaninowa, pochodzących z tego samego okresu – początków XX wieku. Pewno jestem subiektywny, ale na tym porównaniu nasz mistrz nic nie stracił. Na koniec Zbigniew Raubo zagrał trzy utwory Sergiusza Prokofiewa z baletu Romeo i Julia, czym upamiętniona została 60 rocznica śmierci tego kompozytora. W tym trójmeczu zdecydowanie wygrał Prokofiew. Rozdygotane ekstatycznie nerwy ukoił nam bis – Nokturn Des-dur Fryderyka Chopina.

Publiczności mało, koncerty skromne i kameralne, ale to może właśnie jest ta jaskółka, która zapowiada ciekawą muzycznie wiosnę?