Maciej Pinkwart

Światło księżyca nad Atmą

TUTAJ skan artykułu

 

W sali koncertowej „Atmy” 20 czerwca 2013 r. zaprezentowany został pierwszy z comiesięcznych koncertów, organizowanych przez dr Małgorzatę Janicką-Słysz we współpracy z Muzeum Narodowym w Krakowie. Wystąpił młody, ale już utytułowany pianista Piotr Kosiński (ur. 1989), studiujący w krakowskiej Akademii Muzycznej w klasie fortepianu prof. Stefana Wojtasa – zakopiańczyka, absolwenta naszej Szkoły Muzycznej.

Program recitalu skonstruowany był kunsztownie, choć raczej pod kątem zainteresowań i umiejętności wykonawcy, niż w związku z miejscem koncertu. Główny szkielet występu tworzyły trzy scherza Fryderyka Chopina – b-moll op. 31, h-moll op. 20 i cis-moll op. 39. Utwory te stanowią także kanwę recitalu dyplomowego, który Piotr Kosiński gra w tych dniach w Akademii. Między Chopinem a Chopinem znalazły się cztery miniatury fortepianowe Ignacego Jana Paderewskiego oraz, nieco rytualnie – cztery mazurki op. 50 (pierwszy zeszyt, nr 1-4) Karola Szymanowskiego.

Kosiński jest niewątpliwie bardzo dobrym szopenistą, ale mnie najbardziej podobały się drobiazgi Paderewskiego – może dlatego, że im najmniej szkodził wciąż nie rozegrany fortepian Schimmela, irytujący nierówną temperą dźwięku. Menuet op. 14 nr 1 – skomponowany dla doktora Tytusa Chałubińskiego (który związał Paderewskiego z Zakopanem) oraz Krakowiak fantastyczny op. 14 nr 6, zaimprowizowany przez mistrza na otwarciu zakopiańskiego domu Heleny Modrzejewskiej w 1884 r. były zagrane świetnie i odebrałem je bardzo dobrze – ale to może przez mój zakopanocentryzm. Może zresztą Paderewski podobał mi się najbardziej dlatego, że wykonawca jest bardzo podobny do młodego Ignacego Jana w wieku, gdy związał się on z Zakopanem i grał w „Modrzejowie” – i tak jak Piotr Kosiński miał wtedy 24 lata…

Najsłabiej, niestety, wypadł Szymanowski, którego Mazurki młody pianista zagrał dość niepewnie, myląc – jak mi się wydawało – w kilku miejscach tekst oraz w pierwszych dwóch stosując staccato tam, gdzie powinno być legato. Ale może to nie błąd, tylko nowatorska interpretacja?

Na bis usłyszeliśmy zawsze dobrze przyjmowane Światło księżyca Claude’a Debussy’ego, które ukoiło niesforny fortepian i skłoniło do marzeń przy tej małej wieczornej muzyce.

Towarzyszący koncertowi fachowy wykład dr Małgorzaty Janickiej-Słysz pozwolił nam poczuć się, jak na studiach muzykologicznych, co jest w dziejach „Atmy” interesującą nowością.

Dodam z wielkim zadowoleniem, że koncertant grał wszystko z pamięci, a wystąpił w garniturze i „pod muchą”, która to elegancja w ostatnich czasach bywa na koncertach rzadkością.