Maciej Pinkwart

Pocztówka z Zakopanego

 

TUTAJ skan artykułu


Jednym z najsympatyczniejszych akcentów drugiej edycji festiwalu „Inspirowane górami”, był sobotni (19 X 2013) koncert Tatrzańskiej Orkiestry Klimatycznej, zatytułowany „Pozdrowienie od gór”, w którym mieliśmy okazję wysłuchać przeszło dwudziestu utworów z lekka pokrytych kurzem historii, ale wdzięcznych i gorąco przyjmowanych przez publiczność, zgromadzoną w kinie „Sokół”. Dla orkiestry, zbliżającej się do 10-lecia istnienia, był to 95 występ publiczny.


Agnieszka Kreiner, tworząc w 2004 roku Tatrzańską Orkiestrę Klimatyczną, kierowała się dwoma założeniami: odtworzyć specyficzną atmosferę Zakopanego z czasów, gdy było ono coraz modniejszym kurortem, w którym muzyka stanowiła ważny element życia uzdrowiskowego oraz oprzeć działalność orkiestry w większości na muzykach zakopiańskich lub trwale z Zakopanem związanych. W obydwu wypadkach odniosła sukces. Ale jeszcze większy sukces odniosła w sercach zakopiańczyków i bywalców stolicy Tatr: Tatrzańska Orkiestra Klimatyczna jest ogromnie lubiana, a jej występy cieszą się wielkim powodzeniem wśród publiczności.

Koncert wg pierwotnych planów miał się odbyć w nowowybudowanej muszli koncertowej w Parku Miejskim, ale mimo pięknej, słonecznej pogody zdecydowano się przenieść występ do sali „Sokoła” - po prostu było za zimno. Zmiana na pewno korzystna, a sala kinowa została doskonale nagłośniona, co pozwoliło delektować się grą muzyków, śpiewem solistów i słowem Maestry, która z wielką swadą i niezwykłą erudycją osobiście prowadziła koncert.

Jej dziełem był także scenariusz występu, kunsztownie skonstruowany z trzech części: w pierwszej usłyszeliśmy kilka dzieł wywodzących się z archiwów dawnych orkiestr zakopiańskich, w drugiej zajrzeliśmy na jeden z przedwojennych zakopiańskich dancingów, w trzeciej – posłuchaliśmy dzieł, inspirowanych górami i góralszczyzną. Atmosferę dawnych lat przypomniały dwie muzyczne ramoty autorstwa jednego z pierwszych kapelmistrzów zakopiańskich – Adama Wrońskiego: Marsz Podhalański oraz walc Szarótki (tak!) Zakopiańskie. Kolejne dzieło, autorstwa Jana Pasierba Orlanda – polka Na hali, zabrzmiało tak, jakby do sali przeniósł się duch PRL-u z pobliskiej wystawy, po południu otwartej w Parku Miejskim. Potem poczuliśmy się trochę jak na dancingu, a starsza zwłaszcza część publiczności z nostalgią gibała się w rytm Tanga Milonga Jerzego Petersburskiego – może jedynego polskiego utworu rozrywkowego, który (pod tytułem Oh, donna Clara) zrobił światową karierę. Kapitalna instrumentacja Agnieszki Kreiner pozwoliła na świetny dialog muzyczny między skrzypcami (Janusz Miryński) a klarnetem (Jan Siaśkiewicz).

Wokalistami na owym dancingu byli - aktor z Teatru Witkacego Andrzej Bienias i krakowska śpiewaczka Ada Bujak. Pan reprezentował smutek, nostalgię i desperację, pani – wielką miłość i optymizm. Stosownie zresztą do wyglądu. Najpierw więc wzruszyliśmy się herbacianymi Jesiennymi różami Artura Golda z tekstem Andrzeja Własta (Andrzej Bienias), a potem przypomnieliśmy sobie o czym marzy dziewczyna w piosence Jerzego Petersburskiego i Emanuela Szlechtera Odrobina szczęścia w miłości (Ada Bujak). Przebojów było potem jeszcze kilka, ale może najgoręcej oklaskiwano w tej części Andrzeja Bieniasa, który demonicznie wykonał „tango samobójców”, czyli szlagier Ostatnia niedziela...

Agnieszkę Kreiner podziwiam za mnóstwo rzeczy: wiedzę, talent, umiejętność kierowania niełatwym zespołem w niełatwych warunkach... Ale fascynuje mnie jej zdolność do poruszania się na granicy kiczu – i nie przekraczania jej nigdy. W Ostatniej niedzieli kicz był niezwykły – i w pewnym momencie usłyszałem taki cymesik instrumentacyjny, jakby wewnętrzny komentarz do owego kiczu, w istocie będącego pastiszem, usytuowany w solóweczkach fletu (Renata Guzik) i klarnetu, pełniący rolę takiego perskiego oka, puszczonego do widowni: oto, proszę państwa, to ja panuję nad kiczem, a nie on nade mną!

Wielkie brawa dostał Andrzej Bienias za piosenki Władimira Wysockiego o górach i kompletnie z innej bajki pochodzącą, ale świetnie wykonaną Modlitwę Bułata Okudżawy. Znów mistrzostwo instrumentacyjne: wszystkie smyczki zostały odłożone na pulpity i muzycy akompaniowali grając pizzicato...

W ostatniej części był zabawny i świetnie zagrany swing Jana Pasierba Orlanda Poraj oraz dwie zakopiańskie widokówki w wykonaniu Ady Bujak – tytułowe tango Pozdrowienie od gór (Karasiński – Żytomirski) oraz finałowe Zakopane Czesława Żaka i Michała Ochorowicza z 1949 r., a potem owacje, kwiaty i gratulacje od wiceburmistrza Mariusza Koperskiego i pani naczelnik Wydziału Kultury Joanny Staszak.

Już się nie mogę doczekać koncertu sylwestrowego!