Maciej Pinkwart

Szymanowski w dobrym towarzystwie

TUTAJ skan artykułu

(Uwaga - w tekście drukowanym spore i nie zawsze dobre skróty - tutaj wersja pełna!)

 

Po rocznej przerwie, spowodowanej remontem budynku, festiwal Dni Muzyki Karola Szymanowskiego, organizowany przez Towarzystwo Muzyczne jego imienia, powrócił do „Atmy”, i to już z koncertem inauguracyjnym. Rozpoczęło się niecodziennie, bo ledwo na sali pojawiła się prezes Towarzystwa – profesor Joanna Domańska z przeraźliwym wyciem odezwała się czujka alarmowa, co dowodzi niewątpliwie, że pani prezes na duży potencjał, a muzeum doskonałe zabezpieczenie. Przerobiliśmy to dwukrotnie, aż wreszcie mocno ogłuszona publiczność mogła wysłuchać wprowadzenia do koncertu, wygłoszonego przez honorowego prezesa Towarzystwa, dra Karola Bulę. Solistką wieczoru inauguracyjnego była pianistka Beata Bilińska, doktor habilitowany w katowickiej Akademii Muzycznej. Najpierw usłyszeliśmy 9 preludiów op. 1 Karola Szymanowskiego, które świetnie się nadają na przystawkę muzyczną zakopiańskiego festiwalu, bo nie tylko są pierwsze i młodzieńcze, ale także swoje prawykonanie miały w zakopiańskim hotelu „Stamary” w 1905 r. Jednakże głównym daniem tego wieczoru były rewelacyjnie wykonanie Obrazki z wystawy Modesta Musorgskiego w oryginalnej wersji fortepianowej (dziś znamy je głównie z genialnej transkrypcji orkiestrowej Maurice’a Ravela). Szczególnie wirtuozowsko zabrzmiał Taniec kurcząt w skorupkach, Rynek w Limoges oraz Katakumby. Owacyjne oklaski skłoniły artystkę do bisu, którym było pierwsze Preludium Sergiusza Rachmaninowa. Wrażenie z koncertu byłoby doskonałe, gdyby nie nieszczęsny fortepian, w którym kilka dźwięków już się nie odzywało – a przecież to dopiero czwarty koncert na tym nowym podobno instrumencie, wypożyczonym przez Muzeum Narodowe w Krakowie od producenta – firmy Schimmel.

W drugim dniu festiwalu, 18 lipca 2013 wystąpili w „Atmie” muzycy z Ukrainy – pianista Serhij Hryhorenko (już po raz trzeci występujący na Dniach Muzyki) oraz baryton Petro Radejko. Moment niewątpliwie ważny, choćby dlatego, że to właśnie na Ukrainie Karol Szymanowski się urodził i wychował i choć fakt ten nie wywarł widocznego wpływu na jego twórczość, to jednak ukraińskie krajobrazy i nostalgie zawsze były obecne w jego pamięci. Najpierw usłyszeliśmy Trzy pieśni Szymanowskiego op. 32 do słów Dymitra Dawidowa, Rosjanina, mieszkającego po sąsiedzku w Tymoszówce, którego żona Natalia kochała Szymanowskiego miłością tak wielką, jak beznadziejną, a potem Hryhorenko wykonał Etiudę b-moll z op. 4, którą znają na pamięć nawet dorożkarskie konie, przejeżdżające koło „Atmy”, tak często jest tu grywana. W drugiej części zapanował Sergiusz Rachmaninow – kompozytor starszy od Szymanowskiego o 9 lat, ale reprezentujący zupełnie odmienną epokę i stylistykę muzyczną. Dawka 16 pieśni, rozdzielonych drobiazgami fortepianowymi (trzy Preludia i Moment musical) była jak dla mnie stanowczo za duża, tym bardziej, że wszystkie te rosyjskie romanse wydawały mi się podobne; i stylistycznie, i treściowo, i muzycznie. Wrażenie nudy potęgowała jeszcze ogromna dawka decybeli, których nie szczędził nam ani pianista, grający nawet przy akompaniamencie z otwartym skrzydłem fortepianu, ani wokalista, dysponujący głosem, że daj Panie Boże zdrowie! Petro Radejko mógłby spokojnie śpiewać na Stadionie Narodowym w Kijowie bez nagłośnienia, no a ciasne pudełko akustyczne „Atmy” stadionem nie jest… Na bis był ponownie Wschód Szymanowskiego i Dawidowa, co nieco ukoiło uszne bębenki.

O tym, że można w „Atmie” grać na fortepianie miłym dźwiękiem, z głośnością dostosowaną do kameralnego wnętrza przekonała nas nazajutrz (19 lipca 2013) japońska pianistka Erika Chicu, częściowo za sprawą pani prezes Towarzystwa Joanny Domańskiej, która osobiście przymknęła wieko fortepianu „na krótką nóżkę”. Tym razem recital był krótki, a otworzyły go Wariacje op. 16 nr 3 Ignacego Jana Paderewskiego, nieco eklektyczne, ale wykonane z iście salonowym wdziękiem. Główną część wieczoru stanowiły utwory Karola Szymanowskiego: najpierw mazurki z op. 50 (miały być pierwsze cztery, w rezultacie usłyszeliśmy tylko pierwszy i drugi), zagrane ładnie, ale „po szkolnemu”, bez podhalańskiego oddechu i ducha, a potem I sonata c-moll op. 8 z 1904 r., dedykowana przez Szymanowskiego nowo poznanemu wtedy przyjacielowi – Stanisławowi Ignacemu Witkiewiczowi. Erika Chicu udźwignęła trudny utwór, najładniej czarując publiczność w trzeciej części – tempo di minuetto. Końcowa fuga trochę się posypała w tempach, ale i tak występ był przyjęty owacyjnie, za co pianistka odwdzięczyła się zagranym na bis Walcem Des-dur (tzw. minutowym) Fryderyka Chopina.

W sobotę, 20 lipca 2013, recital skrzypcowy dała w „Atmie” Dominika Falger, Polka zamieszkała na stałe w Austrii, której na fortepianie towarzyszył Rosjanin, Jewgienij Sinajski, ubrany w smokingową marynarkę nałożoną na czarny półkoszulek, co odnotowuję jako interesujący eksperyment hipsterski. W pierwszej części był Szymanowski – Sonata d-moll op. 9, oraz Mity op. 30, utwory, które bardzo lubię i zazwyczaj słucham z przyjemnością. Tego wieczoru jednak przyjemność nie była mi dana – no, może podczas wypełniającej drugą część koncertu III Sonaty skrzypcowej d-moll op. 108 Johannesa Brahmsa, a szczególnie jej III części – Un poco presto e con sentimento. Na bis było Scherzo c-moll Brahmsa. Ale wszystko ma swój koniec, nawet Brahms, więc rozstaliśmy się z nadzieją na muzyczną frajdę w niedzielę.

I nie zawiedliśmy się. Kończący pierwszy tydzień festiwalu recital młodego (rocznik 1988) pianisty Mateusza Borowiaka, urodzonego w Wielkiej Brytanii (wykształcenie: Cambridge, Londyn, Katowice) okazał się najlepszym koncertem pierwszej części Dni Muzyki.  Ale odbył się on nie w „Atmie”, tylko w doskonałej akustycznie Galerii Ryszarda Orskiego na Antałówce, gdyż – jak nam powiedziano – artysta wybrał do gry tamten fortepian – stary Bösendorfer Towarzystwa Muzycznego, nie chcąc mieć kontaktu z Atmowskim Schimmelem. Usłyszeliśmy najpierw Barkarolę Fis-dur op. 40 oraz 4 Mazurki z op. 24 Fryderyka Chopina, potem rewelacyjnie wykonaną i owacyjnie przyjętą Iberię Isaaca Albeniza (trzy fragmenty: Evocacion, Eritana, Triana), a na koniec świetnie zagrane Wariacje h-moll na polski temat ludowy op. 10 Karola Szymanowskiego, stanowiące pierwszy kontakt kompozytora z muzyką góralską. Na bis pianista zagrał własną, nowoczesną parafrazę jednego z mazurków Chopina. Mateusz Borowiak swoim występem udowodnił, że zupełnie zasłużenie jest prawdziwym łowcą nagród, których kilkadziesiąt wymienia program festiwalu. Szczególnie zasłużone jest na pewno I miejsce i nagroda za najlepsze wykonanie Albeniza na konkursie w Barcelonie w 2011 r. oraz – zdobyta ledwie miesiąc temu – nagroda na jednym z najbardziej prestiżowych konkursów im. Królowej Elżbiety w Brukseli.

Relacja z drugiego tygodnia XXXVI Dni Muzyki Karola Szymanowskiego – za tydzień.