Maciej Pinkwart

Atmowskie impresje romantyczne

TUTAJ skan artykułu

 

Po półtorarocznej przerwie, spowodowanej remontem placówki, 18 maja 2013 miałem znów okazję uczestniczyć w koncercie w „Atmie”, do którego okazją była doroczna „Noc Muzeów”. Tym razem w ten odświętny wieczór nie było występów teatralnych ani wykładów popularno-naukowych, a część muzyczna składała się tylko z jednego, godzinnego występu. Solistą wieczoru był młody (jeszcze studiuje w krakowskiej Akademii Muzycznej) pianista Paweł Motyczyński, a w programie recitalu znalazły się utwory romantyczne i impresyjne zarazem.

Najpierw był Chopin, który stanowi zawsze swojego rodzaju test tak dla pianisty, jak i instrumentu. Na początek usłyszeliśmy dwa utwory: Scherzo cis-moll op. 39 i Polonez-Fantazja As-dur op. 61. Pierwsze takty Scherza zaatakowały nas nieprzyjemną ostrością dźwięków, szczególnie w prawej ręce, ale Polonez z 1845 roku, szczególnie w części Allegro maestoso nieco ukoił nasz słuch i pozwolił doczekać do głównej części recitalu, którą były trzyczęściowe Maski Karola Szymanowskiego. Szeherezada zabrzmiała nudno i nerwowo zarazem i pomyślałem sobie, że słuchając takich opowieści, sułtan Szahrijar nie dałby się nabrać na gadaninę przez tysiąc i jedną noc, tylko załatwiłby sprawę w ciągu tej pierwszej… Podobał mi się natomiast środkowy Błazen Tantris, w którym Paweł Motyczyński umiejętnie wydobył smutny i groteskowy zarazem charakter tej muzycznej maski. Ostatnia z nich, Serenada don Juana była dość skutecznie zagłuszona przez trzeszczący pod solistą stołek, więc sprawiała wrażenie, jakby do nieszczęśliwego bawidamka już zbliżał się posąg Komandora, by wykonać wyrok losu.

A po tych dźwiękowych impresjach było już tylko romantycznie (plus stołek i inne dźwięki pozamuzyczne): bardzo ładnie zgrany Nokturn Des-dur op. 27 nr 2 Chopina i szczególnie dobrze przyjęta fortepianowa transkrypcja słynnej pieśni Franciszka Schuberta Erlkönig, w oryginale do słów niemniej znanej ballady Goethego. Autor transkrypcji – Franciszek Liszt był jak wiadomo wybitnym wirtuozem i tę wirtuozerię prezentował także Paweł Motyczyński, choć staccata w prawej ręce grane w górnych rejestrach brzmiały niezbyt przyjemnie.

Nowy fortepian w „Atmie” – marki Schimmel (dawna Calisia) brzmi nieźle w dolnych, a jeszcze lepiej w środkowych rejestrach, ale w górnych jazgocze jak przydeptany ratlerek, co przy pustych ścianach koncertowego pokoju w obecnej „Atmie” mocno przeszkadza w odbiorze. Instrument jest tylko wypożyczony z Kalisza przez producenta, więc może z czasem zostanie zastąpiony przez lepszy egzemplarz. Stołek przy nim się znajdujący powinien natychmiast być wyrzucony. A może wystarczy w nim wymienić olej?

Koncert był nieco monotonny, ale to odczucie zapewne jest wynikiem zarówno doboru repertuaru, jak i pozamuzycznych wrażeń słuchowych.

Po występie Pawła Motyczyńskiego nastąpiło oprowadzanie po nowej „Atmie” przez przewodnika z Muzeum Narodowego w Krakowie. O tej części wieczoru chciałbym jak najszybciej zapomnieć.