Tygodnik Podhalański, 31 października 2012
Maciej Pinkwart
W trójkącie
(Nie wiem czemu z drukowanej wersji artykułu zniknął lead. Tutaj całość - MP)
Niewiele ponad miesiąc czekaliśmy na
kolejny koncert nowotarskich Wieczorów
czwartkowych i znów melomani pojawili się w
gościnnej auli Szkoły Muzycznej z nadzieją, że muzyka otworzy nad nimi
emocjonalny parasol, chroniąc przed jesiennym chłodem i smutkiem.
Ale tym razem program zdecydowanie nie porywał do wesołości; raczej był uzupełnieniem pogody za oknami, gdzie siąpił zimny, nostalgiczny deszcz. Program w większości prezentował muzykę okresu romantyzmu, no a taki jest romantyzm – raczej wzdycha niż tańczy.
Wykonawcami ostatniego czwartkowego koncertu było troje muzyków – doskonale znane nowotarskim melomanom skrzypcowe Duo Sonore (Ilona Nieciąg i Krzysztof Leksycki) oraz krakowski pianista Paweł Kubica. Repertuar na taki zestaw instrumentalny znany jest stosunkowo mało, toteż z jednym wyjątkiem słuchaliśmy dzieł rzadko pojawiających się na naszych estradach. Jako pierwszy zabrzmiał utwór Grand Duo Concertante op. 57 nr 1 belgijskiego kompozytora Charlesa de Beriota (1802-1870), żyjącego w czasach Chopina. Znany jest także jako wybitny pedagog, którego uczniem był słynny skrzypek, Henri Vieuxtemps. Główną część twórczości Beriota stanowią wirtuozowskie dzieła wiolinistyczne i taki właśnie charakter miało zaprezentowane Grand Duo, w którym fortepian pozostaje zdecydowanie w cieniu skrzypiec. Jesienne smutki próbowała – z niezłym skutkiem – rozproszyć trzecia część, w formie ronda, oznaczona miłym tempem allegro con spirito. Potem artyści zaprezentowali Pięć utworów na dwoje skrzypiec i fortepian Dymitra Szostakowicza (1906-1975). W zasadzie drobiazg, marginalny w twórczości wielkiego symfonika i kameralisty, jednakże pokazujący całą maestrię rosyjskiego kompozytora, uważanego za jednego z ojców muzyki XX wieku. Wśród składających się na suitę tańców, stanowiących pastisz dawnych dworskich zabaw, ostatnia część – Polka stała się prawdziwym popisem wirtuozowskim.
Szostakowicz odebrał należną porcję
oklasków, po czym usłyszeliśmy trzy nieco nudnawe miniatury, o ile się nie mylę
specjalnie zinstrumentowane na dwoje skrzypiec i fortepian –
Taniec hiszpański
niemieckiego kompozytora Johanna Palaschko,
Barkarolę Jana Slniečko i znany
Taniec słowiański Antonina Dworzaka.
Na koniec zabrzmiała
Suita g-moll na dwoje skrzypiec i fortepian op. 71
Maurycego Moszkowskiego (1854-1925). Mimo polskiego nazwiska, był znany jako
muzyk niemiecki (pochodzenia polsko-żydowskiego), sławny przede wszystkim jako
pianista-wirtuoz, ale także kompozytor blisko setki dzieł fortepianowych i
kameralnych. Suita
nie rozproszyła chmur, którymi jesień zasnuła horyzont: utwór mocno eklektyczny,
mało oryginalny, choć niepozbawiony interesujących harmonii, które publiczność
nagrodziła gorącymi brawami, skłaniając artystów do bisu. Była nim
Serenada Enrica Toselli,
włoskiego kompozytora z przełomu XIX i XX w., którego skandalizujące życie było
chyba ciekawsze niż twórczość.
Krzysztof Leksycki, jak zwykle
prowadzący koncert, zapowiedział następne spotkanie na koniec listopada. Może
Andrzejki przyniosą nam więcej muzycznego wigoru?