Maciej
Pinkwart
Pechowe Harnasie
Niemal dokładnie 90 lat temu, 20 sierpnia 1922 roku, na zakopiańskim dworcu
pojawił się – po ośmioletniej przerwie – Karol Szymanowski, witany przez
literata i dziennikarza, Jerzego Mieczysława Rytarda. Dorożkarz Staszek
Mracielnik zawiózł ich do hotelu „Stamary”, gdzie kompozytor się zatrzymał,
zanim nie znalazł locum z pianinem w willi „Limba”, u Jadwigi ze Szmidtów i
Józefa Roja-Bukowiana. Zakopiańskie studia terenowe miały posłużyć do
skomponowania największego polskiego baletu narodowego.
Harnasie okazały się największym sukcesem, ale zarazem i największą klęską Szymanowskiego, który w ogóle miał pecha do sukcesów. Sukcesem – bo ów „góralski balet” jest jedynym dziełem kompozytora, powszechnie identyfikowanym z jego nazwiskiem (choć bynajmniej nie powszechnie znanym). Karol Szymanowski – twórca „Harnasiów” – taka zbitka pojęciowa funkcjonuje w naszym, co prawda niezbyt muzykalnym, społeczeństwie, tak napisane jest na marmurowej tablicy widniejącej na zachodniej ścianie „Atmy”. To, że Szymanowski był poza Harnasiami jeszcze twórcą dwóch oper, czterech symfonii, dwóch koncertów skrzypcowych, oratoriów, kwartetów smyczkowych, pantomimy i mnóstwa kompozycji kameralnych znane już powszechnie nie jest. Dzięki Harnasiom (może lepiej powiedzieć przez Harnasie) przypina się Szymanowskiemu etykietę nieomal „kompozytora góralskiego”, co – mimo najlepszych intencji tak mówiących – prowincjonalizuje jednego z najwybitniejszych kompozytorów europejskich pierwszej połowy XX wieku, występującego w tej samej lidze co Igor Strawiński, Maurice Ravel czy Manuel de Falla. Tymczasem Harnasie są jedynym dziełem Szymanowskiego, w którym występują dłuższe niż kilka taktów cytaty z muzyki góralskiej, użyte zresztą – podobnie jak fragmenty obrzędowe i taneczne – wyłącznie na potrzeby akcji baletu. Poza tym, motywika podhalańska ma w jego twórczości (także i w Harnasiach) tylko (czy może: aż) znaczenie czynnika inspirującego, organizującego wyobraźnię twórczą kompozytora. Szymanowski oczywiście doskonale znał i bardzo wysoko cenił muzykę góralską (świadczy o tym choćby jego doskonały artykuł O muzyce góralskiej, z 1924 r.), ale w swojej twórczości owe góralskie klocki ustawiał wedle własnej artystycznej koncepcji, nie powielając istniejących wzorów, ale tworząc muzyczne konstrukcje nowe, nie będące w najmniejszej mierze „opracowywaniem” ludowych melodii (poza – jak powiedziałem – Harnasiami i wcześniej opublikowaną przy wspomnianym artykule o muzyce góralskim pieśnią Idom se siuhaje, która później weszła w skład Harnasi). Takie inspiracje góralszczyzną, ożywcze i twórcze, znajdziemy w pieśniach z cyklu Słopiewnie (1921), w Mazurkach z op. 50 (1924-25), w Stabat Mater (1925-26), w II Kwartecie smyczkowym (1927), IV Symfonii Koncertującej (1932) i II koncercie smyczkowym (1932).
Pomysł stworzenia baletu powstał najprawdopodobniej jeszcze przed I wojną światową, kiedy to w 1914 r. Karol Szymanowski poznał w Londynie Igora Strawińskiego, a wcześniej, w Paryżu, oglądał spektakle słynnych Baletów Rosyjskich Sergiusza Diagilewa. Dzieła Strawińskiego (Ognisty ptak, Pietruszka, Święta wiosna – u nas znana jako Święto wiosny, Wesele) przyniosły mu wielką sławę i wielki sukces finansowy. Jedno i drugie było też marzeniem Szymanowskiego. Po powrocie z kilkumiesięcznego wyjazdu do Ameryki, w 1921 r. podzielił się swoimi wrażeniami z kuzynem, przyjacielem i autorem libretta do pisanej wówczas opery Król Roger – Jarosławem Iwaszkiewiczem, który wraz z innym poetą z grupy „Skamander” – Jerzym Mieczysławem Rytardem właśnie wrócili z pełnego przygód pobytu na Podhalu, zafascynowani Tatrami i góralszczyzną. Z gorliwością neofitów zaczęli namawiać Szymanowskiego do zapoznania się z muzyką Podhala, ba! – do osiedlenia się na stałe w Zakopanem. Kompozytor dał się przekonać i wyjeżdżając ponownie do Ameryki zachęcił obu przyjaciół do myślenia o naszej sztuczce dla teatru. W sierpniu 1922 jego siostra, Stanisława, pisała do przyjaciółki w Paryżu o bracie:
W tych dniach wyjeżdża do Zakopanego (nasza polska Szwajcaria, cudowne
miejsce wśród wysokich gór). Myślę, że głównie dla studiowania tamtejszego
folkloru, który jest całkiem specyficzny i posiada ogromne bogactwo melodii.
Tatrzańscy górale, to całkiem specjalna rasa; posiadają swój odrębny — przy
całej jego polskości — styl w architekturze, zdobnictwie, a także muzyce.
Jak już wiemy, do wyjazdu rzeczywiście doszło, a 24 sierpnia 1922 r. Karol Szymanowski zamieszkał w willi „Limba” przy ulicy Ogrodowej. Relacjonował to swojej matce:
Od dziś przeniosłem się do tej willi, gdzie mam też
pianino. Parę pierwszych dni mieszkałem w nieznośnej „Stamarze”. Wobec tego, że
pogoda tu obrzydliwa, a w ogóle jestem nieszczególny taternik — więc ograniczam
się małymi spacerami i mam zamiar trochę popracować nad
Pasterzem. Nie będę tu
dłużej jak jakieś 10 dni, bo w pierwszych dniach września wznowienie Hagith,
więc chcę być w Warszawie — a potem wrócę do Was. Tu dość przyjemnie — choć
Zakopane w ogóle podupadło. Mam trochę znajomych (ze sfer artyst. i
literackich), jadam z nimi u Karpowicza, więc się nie bardzo nudzę. Od jutra
zabiorę się trochę do pracy.
Układamy też parę góralskich frajd z muzyką (po co właściwie przyjechałem),
bardzo się więc na to cieszę. Przyjeżdża tu i Chybiński, który pracuje w muzeum
nad tutejszym folklorem — będę więc miał dużo ciekawego materiału.
Praca nad góralskim baletem (który początkowo miał mieć mało oryginalny tytuł Janosik) wydawała się lekka, łatwa i przyjemna. Scenariusz w efekcie powstał we współpracy z Heleną Rojówną i jej mężem – Jerzym Mieczysławem Rytardem (choć kompozytor, pewno z powodu swego mizoginizmu, nazwiska Heleny Roj-Rytardowej w scenariuszu nie umieścił), ale praca nad muzyką przeciągnęła się aż do ośmiu lat. Za życia Szymanowskiego Harnasie zyskały wielką popularność, choć wykonywano je głównie w wersji estradowej – to znaczy z udziałem wielkiej orkiestry symfonicznej, głosu tenorowego i chóru, ale bez baletu. Prapremiera sceniczna tego dzieła odbyła się w 1935 r. w Pradze czeskiej, drugi spektakl był w 1936 r. na scenie Opera Garnier w Paryżu, a wystawienia Harnasi w Polsce Szymanowski nie dożył… Pokazano je dopiero w rok po jego śmierci w Poznaniu.
Plan powtórzenia sukcesu Strawińskiego zawiódł na całej linii. Harnasie oklaskiwano, Szymanowskiego obsypywano kwiatami, ale sukces baletu nie przyniósł Szymanowskiemu ani pieniędzy, ani sławy większej, niż miał przedtem. Strawińskiemu udało się zuniwersalizować swoim talentem rosyjską muzykę ludową w taki sposób, że jego dzieła stały się fragmentem światowego dorobku artystycznego. Szymanowski, zapewne, pod wieloma względami nie był Strawińskim, ale przede wszystkim muzyka górali podhalańskich była zbyt charakterystyczna, miała zbyt wyraziste oblicze, by mogła poddać się takiej uniwersalizacji. Co gorsza – za granicą, a współcześnie także i w Polsce – Harnasie Szymanowskiego traktowane są często jako jeszcze jeden obrazek folklorystyczny entuzjastycznie przyjmowany przez wielbicieli Tatr, którym muzyka Szymanowskiego w kontemplowaniu góralszczyzny baletu w najlepszym wypadku nie przeszkadza. Ponieważ jest to niezłe pod względem handlowym – próbuje się łączyć dzieło Szymanowskiego z autentycznym folklorem, by zwiększyć krąg odbiorców o tych, którzy na samego Szymanowskiego biletów by nie kupili. W tym przypadku muzyka Szymanowskiego jest czymś w rodzaju listka figowego dla zwykłej komercji.
Zrealizowano kiedyś film z Harnasiami w tytule. Na ekranie przewijały się
piękne pejzaże tatrzańskie, doskonale tańczyli górale z zespołów regionalnych,
sentymentalne sceny pokazywały starego Sabałę z gęślami i byłoby to bardzo
piękne, tylko w odbiorze przeszkadzało tło muzyczne, autorstwa Szymanowskiego.
Później ze względów oszczędnościowych (wiadomo, kryzys!) zaczęto Szymanowskiego
puszczać z playbacku, a na tle zastawek tańczyli soliści i corps de ballet.
To też nazywano Harnasiami Szymanowskiego.
Wiele lat temu przyszedł do „Atmy” jeden z działaczy góralskich, chcąc wypożyczyć płytę z nagraniem Harnasiów, żeby członkowie jednego z zespołów wysłuchali tej muzyki, zapisali sobie, jak idą po kolei poszczególne melodie i potem, by zatańczyli i zaśpiewali na scenie tego Szymanowskiego po góralsku. A więc – od górali do Szymanowskiego i zurück…. Wtedy do realizacji tego pomysłu nie doszło, dziś z pewnością prawie nikt nie miałby nic przeciwko temu. Prawie nikt – liczba prawdziwych miłośników muzyki Szymanowskiego nie jest wielka…
A zatem coś, co było inspiracją – zjadło to, co w wyniku tej inspiracji
powstało: wielką i piękną, pełną inwencji muzykę Szymanowskiego. Szymanowskiego,
który w latach młodości pisał z pogardą o publiczności, która lubi
słuchać opery przerobionej przez pana X z
„Zaczarowanego koła” z muzyką bronowickich oberków lub symfonicznego poematu
Y-ka „Kaśka i Maciek”. Och, te wstrętne wycinanki, te oberki, te dana-dana, to
przekleństwo naszej sztuki. A w
1936 r., już po zagranicznych sukcesach (będących w istocie pyrrusowym
zwycięstwem) Harnasi,
w wywiadzie dla tygodnika „Antena” wyjaśniał:
Dosłowne cytaty
folkloru są w „Harnasiach” wypadkiem jednorazowym, uwarunkowanym zresztą akcją.
Więcej chyba tego nie powtórzę, gdyż jestem przeciwnikiem zamykania się w
folklorze. […] Charakter narodowy kompozytora nie polega na cytatach z folkloru,
czego najwspanialszym dowodem jest twórczość Chopina. Jest co najmniej dużo
przesady w tym „sięganiu do pieśni ludowej”, które mi przypisują…
O umowności cytatów z góralskiej
muzyki i obyczajowości zresztą świadczy sam tytuł baletu.
Harnaś
to przywódca bandy zbójnickiej, który może być tylko jeden. Czy o żołnierzach
wchodzących skład pułku mówimy „pułkownicy”? Czesi prezentując dzieło
Szymanowskiego w Pradze nazwali je
Zbojnicy,
Chorwaci w Zagrzebiu pokazali balet
Hajduci…
Polscy Harnasie
to piękny, symboliczny hołd dla dzielności ludu i oryginalności folkloru
góralskiego i jego wpływu na kulturę polską. Nic mniej, i nic więcej. Warto
jednak przede wszystkim pamiętać, że poza cytatami z góralszczyzny jest w
Harnasiach
kilkadziesiąt minut doskonałej muzyki Karola Szymanowskiego.
Wspaniały góralski skrzypek Bartuś
Obrochta, słuchając kiedyś gry Karola Szymanowskiego, miał powiedzieć:
- Pieknieście to
wyzdajali, panie Symanoski. Wy juz cosi takiego w uchu mocie, cosi inkse jako
jo, ale tyz dobre!
Dobre, ale
inkse.