Maciej Pinkwart

Doktorat smyczkowy

TUTAJ skan artykułu

  

Muzyka to znakomity środek terapeutyczny na wszystkie dolegliwości. Uspokaja nerwy, oddala od kłopotów, daje chwilę wytchnienia. No i podobno jeszcze łagodzi obyczaje. Tylko potrzebny jest dobry doktor, który środek ten zaordynuje.

 

I właśnie po raz pierwszy po obronieniu doktoratu z muzyki znana nam dobrze skrzypaczka Ilona Nieciąg zaprosiła nowotarżan i ich gości na kolejny Wieczór Czwartkowy, którego dramatycznym preludium była gwałtowna burza połączona nieomal z oberwaniem chmury, co było wkładem natury w ten dźwiękowy początek koncertu, odbywającego się w pierwszy dzień lata. Nie zatrzymało to melomanów w domu i sala koncertowa nowotarskiej Szkoły Muzycznej była niemal pełna. Był to w historii Wieczorów Czwartkowych bodaj pierwszy recital mistrzowski, podczas którego Ilona Nieciąg przedstawiła cztery interesujące utwory skrzypcowe – trzy doskonale znane melomanom i czwarty, dopiero niedawno wchodzący na rynek muzyczny. Skrzypaczce towarzyszyła znakomita rosyjska pianistka, od 20 lat mieszkająca w Polsce Luba Nawrocka, dysponująca doskonałą techniką i wybujałym temperamentem artystycznym.

Koncert rozpoczął się mało znanym utworem Świt, w programie przypisywanym Pawłowi Kochańskiemu. Tak naprawdę jest to dziełko z 1920 r. skomponowane w tym samym czasie co równie rzadko wykonywany Dziki taniec. Były to pierwsze efekty współpracy kompozytora-pianisty oraz wybitnego skrzypka-wirtuoza, którzy wspólnie występowali na koncertach bodaj tylko dwukrotnie (wykonując Mity), ale ich współdziałanie było niesłychanie ważne dla polskiej wiolinistyki. W 1925 r. na nalegania Kochańskiego Szymanowski zgodził się na wydanie tych drobiazgów w Ameryce, ale ponieważ miał wówczas kontrakt na wyłączność z wiedeńskim wydawnictwem „Universal”, twórcy postanowili, że dzieła ukażą się pod nazwiskiem Kochańskiego, jedynie z dopiskiem informującym, że partia fortepianu została „opracowana” przez Karola Szymanowskiego. Angielski tytuł The Dawn Szymanowski jednak zawsze tłumaczył jako Kołysanka, która przecież rzadko ze świtem może być kojarzona. No i takież rozkojarzenie dało się słyszeć na początku koncertu, gdzie fortepian wyraźnie starał się wyjść na pierwszy plan, wbrew intencjom twórców. Teresa Chylińska charakteryzując ten utwór twierdzi, że tutaj przede wszystkim pragnął się „wyśpiewać” Kochański, akompaniament jest tu dosłownie służebnym towarzyszeniem wyeksponowanej linii skrzypiec. W tej przystawce muzycznej jednak było dokładnie odwrotnie.

Pierwszym z głównych dań tej muzycznej uczty była Piąta sonata z op. 27 belgijskiego kompozytora, a zarazem wirtuoza skrzypiec Eugène Ysaÿe’a. To jedna z wielu skomponowanych przez Ysaÿe’a sonat na skrzypce solo, trudna wykonawczo i niełatwa w odbiorze. Dwuczęściowa sonata (zagrane attaca, czyli bez przerw Świt i Wiejski taniec) trwa prawie 10 minut, ale rewelacyjne wykonanie sprawiło, że słuchaliśmy jej jak oczarowani, a wdzięk artystki dodany do wdzięku muzyki podbił serca całej publiczności.

I potem, znów w duecie, wykonana została blisko półgodzinna, słynna sonata A-dur Césara Francka. Urodzony w Belgii, jako kilkuletni chłopiec wyjechał do Paryża, tam skończył konserwatorium i został jednym z najznakomitszych kompozytorów francuskich. Od 26 roku życia aż do śmierci pracował jako organista w rozmaitych kościołach paryskich – najdłużej w kościele Świętej Klotyldy, w pobliżu ambasady polskiej. Znany jest przede wszystkim jako autor kompozycji organowych, ale uchodzi także za twórcę nowoczesnej francuskiej muzyki kameralnej, był też autorem pierwszych francuskich poematów symfonicznych. Jego jedyna sonata na skrzypce i fortepian, napisana w 1886 r. była prezentem ślubnym dla Eugène Ysaÿe’a, który zaraz po ceremonii wykonał ją po raz pierwszy z towarzyszeniem jednej z uczestniczących w weselu pianistek, a potem przez 40 lat umieszczał ją w programie niemal każdego swojego koncertu. Utwór składa się z czterech skontrastowanych części, spośród których największe wrażenie zrobiła na publiczności część druga, allegro, wykonana tak brawurowo, że wywołała spontaniczne oklaski w środku utworu. Po ostatniej części, w której skrzypaczka została zepchnięta przez pianistkę do defensywy, entuzjazm publiczności był taki, jakby Błaszczykowski jednak strzelił gola Czechom i niewiele brakowało, a zobaczylibyśmy w auli szkoły muzycznej coś w rodzaju meksykańskiej fali.

A na zakończenie powróciliśmy na dobrze znany i lubiany grunt muzyki Karola Szymanowskiego. Wykonując słynny Taniec z baletu „Harnasie”, w transkrypcji na skrzypce i fortepian autorstwa kompozytora i jego przyjaciela Pawła Kochańskiego, Ilona Nieciąg i Luba Nawrocka po raz kolejny pokazały, że to właśnie kobiety najciekawiej interpretują mistrza z „Atmy”. Oklaski były wielkie i zasłużone, a na bis usłyszeliśmy uroczy utwór Fritza Kreislera Syncopation.

I tak, ukołysani mistrzowskimi nutami pani doktor Ilony Nieciąg ani się spostrzegliśmy, jak skończył się pierwszy dzień lata i rozpoczęła się pierwsza letnia noc. Prowadzący koncert Krzysztof Leksycki zapowiedział, że latem aktywność muzyczna patronującego koncertom stowarzyszenia Viva l’Arte nie osłabnie i będziemy się spotykać w czasie Sierpniowych spotkań z klasyką.