Maciej Pinkwart

Szymanowski na Antałówce

TUTAJ skan artykułu

  

W festiwalowy drugi tydzień Dni Muzyki Karola Szymanowskiego wkroczyły w niezmienionej formie. To znaczy, muzyka była dobra, pogoda była zła, a publiczność wytrwale pokonywała i deszcz, i podejście na Antałówkę, by słuchać kolejnych koncertów w Galerii Ryszarda Orskiego, która na czas remontu „Atmy” stała się siedzibą muzycznych inicjatyw Towarzystwa Szymanowskiego.

 

W poniedziałkowy wieczór, 16 lipca 2012, koło galerii Orskiego pasły się jelenie, deszcz się rozkręcał, a publiczność odwiesiwszy parasole tłumnie zajęła niemal wszystkie miejsca, bo koncert zapowiadał się znakomicie. Najpierw wyszła na estradę 27-letnia Ewelina Siedlecka-Kosińska, która zrobiła w warszawskim Uniwersytecie Muzycznym (jakoś nie mogę przekonać się do tej nazwy!) dyplom w klasie skrzypiec, a teraz jest studentką w klasie śpiewu. Uroczy uśmiech, długa do ziemi, biała suknia – i przepiękny głos oczarowały wszystkich. Śpiewaczce towarzyszyła – perfekcyjnie! - włoska pianistka Yumi Palleschi, także studiująca teraz w Warszawie. Na początku usłyszeliśmy pięć pieśni Karola Szymanowskiego Bunte Lieder op. 22, potem tegoż kompozytora Allah Akbar z Pieśni Muezzina Szalonego do słów Jarosława Iwaszkiewicza. Dalszy ciąg recitalu stanowił pod względem repertuarowym prawdziwy groch z kapustą i mimo wysiłków prowadzącego koncert Karola Buli, jakoś nie uwierzyłem, że wszystko to wiąże się z Szymanowskim. Najpierw bowiem były dwie pieśni Sergiusza Rachmaninowa, potem wokalna transkrypcja Mazurka a-moll op. 68 nr 2 Fryderyka Chopina, brzydka Kochanka op. 14 Piotra Perkowskiego ze słowami Leopolda Staffa i na koniec dwie pieśni Richarda Straussa (Ständchen op. 17 nr 2 i Cäcillie op. 27 nr 2), które zresztą podobały mi się najbardziej z całego recitalu. Nie sądziłem, że dożyję momentu, w którym Strauss będzie mi się podobał bardziej niż Szymanowski…

Drugą część koncertu wypełnił 17-letni pianista Tomasz Ritter, jeszcze uczący się w warszawskim Zespole Szkół Muzycznych im. Szymanowskiego. Jeśli tak doskonale gra uczeń, to co będzie za parę lat? Tym razem repertuar był idealny: najpierw 32 wariacje c-moll Ludwiga van Beethovena, potem Preludia g-moll op. 23 i a-moll op. 32 oraz Etiudy d-moll op. 33 i fis-moll op. 39 Sergiusza Rachmaninowa, a na koniec zamykające całość efektowną klamrą Wariacje b-moll op. 3 Karola Szymanowskiego. Soliści byli laureatami nagród specjalnych Towarzystwa Muzycznego im. K. Szymanowskiego za wykonawstwo muzyki patrona na różnych konkursach muzycznych i udowodnili, że nagrody im się jak najbardziej należały.

We wtorek (17 lipca) na Posiadach w Związku Podhalan redaktor Adam Rozlach z Polskiego Radia mówił o relacjach Karola Szymanowskiego z mediami i ciekawy ten temat został tylko zarysowany, a w dyskusji podkreślano rolę mediów w stworzeniu „Atmy” i propagowaniu dorobku jej wielkiego gospodarza. Nazajutrz w Galerii Orskiego wystąpił ukraińsko-słowacki duet Dana i Mykhaylo Zakhariya. Ona jest pianistką, a jej mąż, urodzony zresztą w Mołdawii, gra na cymbałach. Instrument ten, znany nam głównie z „Pana Tadeusza”, w wersji koncertowej okazał się być striptisową odmianą fortepianu – bez skrzydła i klawiatury - i znakomicie brzmiał w utworach oryginalnych, autorstwa kompozytorów z Ukrainy i Mołdawii. Niestety, Mykhaylo Zakhariya zaprezentował również Preludium op. 1 nr 1 Karola Szymanowskiego. Nie byłem zaskoczony, bo słuchałem już utworów Szymanowskiego granych na tubach, gitarach hawajskich a nawet na kieliszkach. Znacznie trudniej było mi przeżyć cymbałową Chaconnę z Partity d-moll Bacha, ale Bach, ojciec 20 dzieci, i za życia nie miał lekko. Dana Zakhariya zagrała mniej więcej wszystkie nuty w Nokturnie cis-moll Chopina, Etiudzie b-moll op. 4 nr 3 Szymanowskiego i utworze Jána Cikkera Potok a vánok i towarzyszyła mężowi w trzech dziełach cymbałowych. Publiczność burzliwą owacją przyjęła zwłaszcza kończące koncert Wariacje na temat rumuńskiej pieśni ludowej autorstwa Zakharyi, co przypomniało nam, że już niedługo oklaskiwać będziemy wykonawców Festiwalu Folkloru Ziem Górskich.

W czwartkowym (19.07) recitalu wokalnym wystąpiła znakomita sopranistka Ewa Wąsik, której na fortepianie dyskretnie towarzyszył Zbigniew Raubo. Na sali (wciąż Galeria Orskiego) była grupa Amerykanów, stąd też konferansjerkę Karola Buli tłumaczono na angielski. Najciekawiej wypadło tłumaczenie tytułów Pieśni Kurpiowskich Karola Szymanowskiego, które stanowiły pierwszy punkt programu, szczególnie pieśni Bzicem kunia. Stanowczo uważam, że całość tych pieśni ktoś powinien przełożyć na Missouri Negro Dialect. Ewa Wąsik dostała nagrodę Towarzystwa Szymanowskiego w ostatnim Konkursie Wokalistyki Operowej im. A. Didura, i choć ciężko było przeżyć wspomniane Pieśni Kurpiowskie op. 58 wykonane w manierze operowej, a następnie cykl Joaquina Turiny Poema en forma de canciones op. 19, to jednak cztery arie operowe, wykonane w drugiej części programu dowiodły, że nagroda była zasłużona. Najgoręcej oklaskiwano oczywiście Arię Roksany z opery Szymanowskiego Król Roger. Warto dodać, że Ewa Wąsik śpiewała w sześciu językach. Wliczając kurpiowski.

Przedostatni wieczór Festiwalu (20.07) przeznaczony został na recital fortepianowy, podzielony na dwoje wykonawców, zgodnie z zasadą „Mistrz i uczeń”. W pierwszej części słuchaliśmy profesor Bronisławy Kawalli z warszawskiego Uniwersytetu Muzycznego, która zaprezentowała Fantazję chromatyczną i fugę d-moll BWV 903 Jana Sebastiana Bacha i Andante spianato i Wielki Polonez Es-Dur op. 22 Fryderyka Chopina. Zestawienie częste, ale ryzykowne: po precyzyjnym i skondensowanym Bachu, Chopin wydawał się bałaganiarsko rozmemłany, zwłaszcza w początkowej części Poloneza. Potem pianistka pięknie opowiedziała nam Szeherezadę – pierwszą część z cyklu Maski op. 34 Karola Szymanowskiego. Ciąg dalszy tego opusu zagrał już jej student – Andrzej Karałow. Zachwycałem się jego grą już w 2009 r., kiedy to występował w „Atmie”, jako uczeń warszawskiego Liceum Muzycznego. Teraz zmężniał, i stał się jeszcze bardziej precyzyjny i bardziej emocjonalny. Poza Maskami zaprezentował cztery Etiudy op. 4 Szymanowskiego, a na bis – pierwszą część arcytrudnej III sonaty fortepianowej f-moll Johannesa Brahmsa.

W sobotę, 21 lipca, w Kościele św. Krzyża na finał festiwalu zagrała Akademia Beethovenowska. Z uwagi na rangę tego koncertu omówię go w osobnym tekście, za tydzień.

XXV Dni Muzyki Karola Szymanowskiego dobiegły końca. Program, opracowany przez nową prezes Towarzystwa Szymanowskiego Joannę Domańską, był ciekawy i różnorodny, choć oczywiście stanowił jak zawsze wypadkową między możliwościami organizatora i wykonawców. Publiczności było z dnia na dzień coraz więcej, a Galeria Ryszarda Orskiego sprawdziła się świetnie jako miejsce koncertów. W strojach wykonawców dominowała elegancka czerń, choć kilka pań miało kolorowe, długie suknie. Dwóch panów wystąpiło w muszkach, pozostali reprezentowali tzw. rozchełst. Krawaty w tym roku nie występowały. Następne Dni – oby już w Atmie – za rok.