Maciej Pinkwart

Lipcowe święto muzyki

TUTAJ skan artykułu

  

W Zakopanem trwają XXXV Dni Muzyki Karola Szymanowskiego, po raz pierwszy organizowane poza „Atmą”, która jest w remoncie i nie partycypuje w tegorocznej imprezie. Ale główny organizator – Towarzystwo Muzyczne im. K. Szymanowskiego jak zawsze zapewniło nam dobrą muzykę, ciekawych wykonawców i pogodę, którą można by nazwać interesującą. Dodatkową atrakcją, szczególnie dla kierowców, były podhalańskie etapy Tour de Pologne.

 

Festiwal rozpoczął się 12 lipca 2012 w Miejskiej Galerii Sztuki, gdzie – zapowiedziana przez byłego prezesa Towarzystwa, Karola Bulę, wystąpiła nowa przewodnicząca stowarzyszenia, pianistka Joanna Domańska, profesor katowickiej Akademii Muzycznej. W jej wykonaniu jako pierwszy zabrzmiał utwór Karola Szymanowskiego Fantazja C-dur op. 14 na fortepian, utwór z 1905 r., niezbyt często u nas grywany. I to było na inauguracji Dni Muzyki Szymanowskiego jedyne dzieło patrona. Potem słuchaliśmy utworów dwóch kompozytorów polskich, będących w 1977 r. jednymi z pierwszych członków-założycieli Towarzystwa Muzycznego im. K. Szymanowskiego. Wcześnie zmarły Tadeusz Baird (1928-1981) zdaje się być teraz nieco zapomniany i jego dzieła rzadko pojawiają się na estradach. W czwartkowy wieczór publiczność w Galerii mogła oklaskiwać dwa Kaprysy na klarnet i fortepian (Roman Widaszek i Joanna Domańska), w których słychać dalekie echa mazowszańskich stron rodzinnych kompozytora, urodzonego w Grodzisku Mazowieckim oraz ładną II sonatinę fortepianową (Joanna Domańska) – oba utwory z początku lat 50-tych XX w. Z tego samego mniej więcej okresu pochodził kolejny utwór – Sonata na róg i fortepian Wojciecha Kilara, obchodzącego w tym roku 80-lecie urodzin. Tutaj pani prezes towarzyszyła fortepianowo Tadeuszowi Tomaszewskiemu. Miłośnikom nieco późniejszej, zwłaszcza tej związanej z Tatrami twórczości Kilara utwór ten zabrzmiał dość obco, choć w zasadzie róg dobrze brzmi w miejscowości o tradycji i obyczajowości, bądź co bądź, pasterskiej.

Drugi koncert festiwalu odbył się w Galerii Ryszarda Orskiego na Antałówce. Lipiec wrócił do swej zwykłej formy, to znaczy lało od południe, i może to spowodowało, że nie wszystkie miejsca były zajęte. Ci, co nie byli, niech żałują! Bowiem występ duetu Sławomir Tomasik (skrzypce – XVII-wieczny Marcin Groblicz) i Robert Morawski (fortepian) był prawdziwie mistrzowskim popisem i feerią znakomitej muzyki. Najpierw słuchaliśmy Sonaty a-moll op. 13 Ignacego Jana Paderewskiego, i mimo że wszystko się działo w piątek, 13-go – ten 13 opus zabrzmiał niezwykle pięknie, melodyjnie (szczególnie w II części – Intermezzo, Andantino), a finałowe rondo (allegro molto quasi presto) zostało zagrane i odtańczone przez skrzypka z prawdziwą pasją.

A potem był Szymanowski. Pisałem kiedyś, że skrzypcowe utwory Szymanowskiego najlepiej grają kobiety? Kłamałem. Piątkowy występ Sławomira Tomasika i Roberta Morawskiego zrobił na mnie ogromne wrażenie i choć zwykle unikam zbyt radykalnych ocen, to tym razem powiem, że był to absolutnie mistrzowski popis. Najpierw słuchaliśmy Mitów op. 30, zagranych nie tylko perfekcyjnie, ale także bardzo emocjonalnie. Najciekawiej zabrzmiała część ostatnia, Driady i Pan, stosunkowo najrzadziej wykonywana z całego trzyczęściowego cyklu. Potem ładnym brzmieniem zaskoczyło nas Preludium op. 1 nr 1, w oryginale fortepianowe, tutaj zagrane w transkrypcji Grażyny Bacewicz. Kołysanka op. 52, zwykle dość nudnawa, tym razem urzekała romantycznością. Ostatnie dwa utwory „w regulaminowym czasie gry” były transkrypcjami, dokonanymi przez Szymanowskiego z Pawłem Kochańskim – najpierw Pieśń Roksany z opery Król Roger, a na koniec – Taniec z baletu Harnasie. Na bis artyści zagrali własną transkrypcję pieśni U jezioreczka, z Pieśni Kurpiowskich Szymanowskiego.

Kolejny recital skrzypcowy odbył się nazajutrz, 14 lipca, także w Galerii Orskiego. Tym razem grały panie – skrzypaczka Anna Gutowska i pianistka Lubow Nawrocka. Tour de Pologne zablokował Zakopane i koncert rozpoczął się z półgodzinnym opóźnieniem. Jednak zdążyłem na Sonatę d-moll op. 9 Karola Szymanowskiego, po której zabrzmiały trzy wirtuozowskie utwory Karola Lipińskiego, spośród których najbardziej owacyjnie przyjęto Wariacje na tematy z opery Kopciuszek Rossiniego op. 14. Lało i robiło się coraz chłodniej, co dobrze komentował utwór Lipińskiego Wspomnienia znad Morza Bałtyckiego op. 19 Chwilkę nudy przy utworze Song Poem Arama Chaczaturiana z naddatkiem wynagrodził mi Kaprys polski na skrzypce solo Grażyny Bacewicz, wykonany przez Annę Gutowską z kamienną (ale piękną) twarzą, z doskonałą dynamiką oddaną językiem ciała. Szczupłość miejsca i nadciśnienie nie pozwalają mi rozwinąć tego tematu. Zakończeniem wieczoru było pięć utworów George’a Gershwina w transkrypcji Jashy Heifetza, z których ostatnim był Summertime. Z nadzieją na powrót lata wysłuchaliśmy jeszcze na bis kawałka Rodiona Szczedrina W stylu Albeniza.

15 lipca przenieśliśmy się do „Jasnego Pałacu”, by wysłuchać utworów wokalnych, w wykonaniu zespołu chóralnego „Octava Ensamble”, w większości – jak przystało na niedzielę – o charakterze religijnym. Najpierw, co prawda, były trzy świeckie Pieśni kurpiowskie Karola Szymanowskiego, ale zaraz po nich – fragment z oratorium Stabat Mater tegoż kompozytora, nieco dziwnie wyrwany z kontekstu całego utworu. Potem zaprezentowano cztery Hymny na cześć Świętej Marii Panny Sławomira Czarneckiego, który był na sali i wygłosił dłuższą homilię na temat własnej twórczości. Hymny mają współczesne łacińskie teksty profesora Jerzego Wojtczaka-Szyszkowskiego, do 2009 r. będącego zwierzchnikiem Zakonu Stróżów Świętego Grobu Jerozolimskiego w Polsce. Ciekawy był hymn czwarty, opisujący dzieje obrazu Matki Boskiej Kodeńskiej – zróżnicowany rytmicznie i interesujący tekstowo, o ile zdołałem wysłyszeć. Na zakończenie znakomity zespół z Krakowa (trzy panie, pięciu panów) zaśpiewał cykl pieśni Gospel. Akustyka „Jasnego Pałacu” – między zasłonami okiennymi a dywanem w części estradowej – nieco popsuła efekt artystyczny, jednak niewątpliwie był to koncert bardzo udany.