W SieciMaciej Pinkwart

Sieciowa love story

Dla kogoś, kto jak ja spędza tyle czasu przy komputerze (nie cierpię, kiedy mówią do mnie: po co tyle SIEDZISZ przy komputerze - siedzieć można w kiciu albo przed telewizorem, przed komputerem zawsze się COŚ ROBI), książka Janusza L. Wiśniewskiego powinna być lekturą obowiązkową. Warto ją wziąć do ręki choćby po to, by odsunąć się na chwilę od klawiatury, zdjąć oczy z migoczącego ekranu i zaopatrzywszy się w dobry trunek, herbatę i coś “na ząb” pomknąć wraz z bohaterem w wędrówkę Internecie i po świecie niewirtualnym, gdzie czekają piękne kobiety, gotowe w każdej chwili wziąć do ręki myszkę a do ust szczurka, gdzie z głośników płynie wspaniały jazz, czasem blues a w najgorszym razie Edyta Geppert, zaś z klawiatury bohatera i jego przyjaciół co chwila spływają głębokie prawdy filozoficzne, nauki biologiczno-informatyczne i interesujące anegdoty z życia wielkich tego świata. Książkę przeczytałem jednym tchem, bo świetnie jest napisana, dowodzi ogromnej znajomości rzeczy, o których Autor pisze i nie mniejszej fantazji. Dla wszystkich miłośników Meg Ryan, Toma Hanksa i filmu “Masz wiadomość” będzie to ciekawe i bardzo nie-hollywoodzkie podejście do kwestii romansów w sieci. Inna rzecz, że gdyby Joe Fox (Hanks) opisywał w mailach do Kathleen Keely (Ryan) strukturę budowy genomu bakterii tyfusu, to hollywoodzki happy-end nie miałby szans...

Zazdroszczę trochę Jakubowi L., powołanemu do życia przez Janusza L.... Najwięcej to może Nowego Orleanu i słuchanego tam jazzu. Zazdroszczę mu ciekawej, a nawet fascynującej pracy, na której efekty czeka cały świat i tego, że pomiędzy tak gęsto zapisane karty życiorysowe udaje mu się wpleść tyle wspaniałych romansów i tyle fantastycznej literatury emailowej.

Ta powieść to wielka apologetyka Internetu jako zjawiska społecznego, jako czynnika, który zmniejsza świat do jednego podwórka, który jest dla współczesnego człowieka niezbędny jak oddychanie... Podpisuję się pod tym obydwiema rękami, przy pełnej świadomości, że to uproszczenie, że ta prawda dotyczy tylko pewnej, i to dość niereprezentatywnej cząstki świata, w którym żyjemy. Wystarczy wyjść na prawdziwe podwórko - w Nowym Targu, w Suwałkach, w Detroit czy w Paryżu, żeby zobaczyć całe legiony tych, których świat to jest właśnie to podwórko, blokowisko, co najwyżej - dzielnica, i nie potrzebują więcej... Tych, którzy nie używają Internetu jest znacznie więcej niż tych, którym jest niezbędny do życia. A wśród tych ostatnich liczba tych, którzy dzięki Internetowi przeżywają wielką miłość czy choćby tylko fascynację jest znikoma i raczej stanowi patologię niż zasadę...

Nie podważam w żaden sposób realności tego, co opisuje Wiśniewski, nawet nie zamierzam książki pod tym kątem analizować. Wolno autorowi wykreować polskiego profesora genetyki z Monachium, który spędza osiem godzin dziennie na “czatowaniu” z poznaną w sieci panią inżynier wielkiej korporacji w Warszawie, a ona pracuje głównie nad kolejnymi mailami do niego, co oczywiście i jego i jej szefowie tolerują. Jak pewno każdy “sieciowiec” porównuję to z moimi praktykami w tym względzie i widzę, że choć Internet i komunikacja sieciowa towarzyszą mi niemal przez cały dzień, a i znajomości pozawierałem w ten sposób sporo - to jednak chyba i ja, i moi rozmówcy jesteśmy znacznie bardziej zajęci: w komunikatorze rzadko z kim wymieniam więcej niż kilka zdań, a maile miewam nie dłuższe niż na pół strony...

Wszystkie kobiety, będące sieciowymi lub rzeczywistymi partnerkami Jakuba podobają mi się nadzwyczajnie. Są piękne, zgrabne, młode i inteligentne. Nigdy mu się nie trafia taka konwersacja, jak jest moim udziałem prawie codziennie:

- Ona: Cze!

- On: ść!

- Ona: Chcesz pogadać?

- On: To zależy. Z kim i o czym.

- Ona: No, ze mno. O byle czym, bo się nudzę.

- On; Aha. To zaproponuj jakiś temat.

- Ona: To ty zaproponuj. Byle co.

- On: Dobrze. Jak oceniasz sposób dowodzenia armią przez Temistoklesa w czasie bitwy pod Salaminą?

- Ona: To ja przepraszam...

Wszystkie te dziewczyny mi się podobają także z tego względu, że mi kogoś znajomego przypominają. Długie nogi, długie czarne włosy, okulary, piękne piersi, ciekawe zainteresowania, ładne imiona... Też oglądaliście Love story?

Jedna z dziewcząt Jakuba jest Irlandką, ma na imię Jennifer i jej pasją jest muzyka poważna. W przeciwieństwie do Jennifer Cavalieri z Love story jednak jest bogata, jakby odziedziczyła całą fortunę Barretów i żyje... Umiera za to tragicznie wcześniejsza narzeczona Jakuba o imieniu Natalia. Chwytająca ze serce opowieść o prześlicznej głuchoniemej dziewczynie, którą w przededniu mającej przywrócić jej słuch operacji zabija pijany operator koparki we Lwowie nieco później uzupełniona przez Jakuba wzmianką, że gdyby nie ten wypadek, to i tak umarłaby na białaczkę każe nam przypomnieć sobie tragiczny los Jennifer z powieści Segala... Wzruszyłem się do łez, bo bardzo lubiłem Ali McGraw, jej długie czarne włosy, okulary, uśmiech i zgrabne nogi w czarnych pończochach. O piersiach nie wspomnę.

Absolutnie wspaniałe są w tej książce anegdoty naukowe, szczególnie ta z mózgiem Einsteina w Princetown. Autor w ogóle operuje świetnym językiem, doskonałymi opisami i wielką wiedzą, którą podaje w umiejętny sposób. Choć sam sieciowy romans i jego łzawe ostateczne zakończenie (bo zakończeń jest kilka) jakoś pozostawił mnie obojętnym, to książkę gorąco polecam. Szczególnie trafny jest opis decyzji głównej bohaterki, która stwierdziwszy, że jest w ciąży nie z Jakubem, tylko z własnym mężem, postanawia z tym mężem zostać i nawet jest z tej decyzji dumna. Kobiet, które wybierają jedynie słuszne i poprawne rozwiązania jest więcej niż mężczyzn w podobnej sytuacji. Ale to mężczyźni na skutek tych słusznych rozwiązań popełniają samobójstwa... Nie mogę tylko zgodzić się z twierdzeniami, że Wiśniewski jest mistrzem w opisywaniu inności kobiecej natury. A może ja się nie znam, i kobieta to jest jakaś wirtualna przestrzeń między komputerem a drugorzędnymi organami płciowymi, dla której świat istnieje tylko jako jedna wielka sfera erogenna? Może? Może tylko ja nie spotkałem takich kobiet w życiu prawdziwym ani wirtualnym i to ja przeżywam s@motność w sieci?

Pewno dlatego, że ja do komunikacji używam Gadu-Gadu, a nie ICQ.

29-01-2003

--------------------

Janusz L. Wiśniewski, S@motność w sieci, Wydawnictwo Czarne, Prószyński i S-ka, Warszawa 2002