Maciej Pinkwart

Negliż

 

Nie ma chyba w całej historii ludzkości zjawiska, które wywoływałoby więcej kontrowersji, dyskusji i złudnych nadziei. Mimo, iż dzieje zakonu templariuszy – te oficjalne przynajmniej – zamykają się w niespełna 200 latach średniowiecza i minęły 7 wieków temu – pod względem inspiracji jakie wytworzyły dla literatury nie mają sobie równych. Zagadkowe jest w nich w zasadzie wszystko – powstanie zakonu, jego reguła, dzieje, spektakularny upadek. I to, co było z templariuszami potem – kiedy nie było już templariuszy...

Ponieważ historia średniowiecza nie od dziś stanowi mój konik, stąd czytam wszystko, co mi wpadnie w rękę z tej dziedziny. Dlatego też sprowadziłem z „Merlina” ostatnio opublikowaną przez Wydawnictwo Dolnośląskie publikację Templariusze. Mity i rzeczywistość autorstwa Martina Bauera. I trochę żałuję, że to zrobiłem...

Nie dlatego, że jest to zła książka. Przeciwnie – jest doskonała, wciągająca, świetnie napisana i doskonale „się czytająca”... Nie dlatego, że odnosi się do templariuszy niechętnie, podczas gdy ja jestem entuzjastą tego otoczonego mitami zjawiska – z krytykami można się spierać i z takiego sporu może coś istotnego wyniknąć. Nie. Bauer z zimną cierpliwością księgowego indeksuje to, co wiemy o faktach, wylicza konkrety, ale potem – żeby nikt go nie posądził o wybiórczość w doborze materiału – indeksuje także mity, legendy, błędy i fantasmagorie. Nie polemizuje jednak z nimi – ocenę tak przedstawionego materiału pozostawia czytelnikom. Nie tyle odziera templariuszy z ich legendy, ile układa rzeczy na właściwych półkach. Po jednej stronie fakt, po drugiej – mity. A w literaturze pięknej tak wszystko pięknie było razem wymieszane!

W dziejach templariuszy jednakże sprawdzonych faktów nie jest zbyt wiele. Jest sporo spraw „niemal pewnych” (czy nie brzmi to trochę jak „być trochę w ciąży”?) i wiele spekulacji. Dlatego Martin Bauer swój raport zamyka w zaledwie 180 stronach. Układ książki, jak przystało na dzieło historyczne – chronologiczny, w pierwszej części prezentuje naszą wiedzę o powstaniu Zakonu Ubogich Braci (niewątpliwie najbogatszego zakonu w historii...) – na tle dziejów pierwszej krucjaty, oraz kształtowanie się reguły i zasad działania zakonu, w następnej prezentuje organizację i życie codzienne rycerzy w białych płaszczach z czerwonym krzyżem, dalej – wkład templariuszy w walki o zdobycie i utrzymanie Ziemi Świętej i budowanie imperium zakonu w Europie Zachodniej, wreszcie to, co znamy najlepiej – upadek, proces templariusz, rozwiązanie zakonu i eksterminację jego władz. W ostatniej części autor prezentuje sporo hipotez i dywagacji na temat tego co z zakonem i jego członkami działo się po spaleniu Wielkiego Mistrza, Jakuba z Molay.

W zasadzie negliż templariuszowskiej legendy, przeprowadzony przez Bauera, jest zupełny. To, co w mojej fantazji finezyjnie zbudował przed laty Umberto Eco, a raczej bohaterowie jego powieści „Wahadło Foucaulta”, bez huku i nieefektownie właśnie legło w gruzach... Szkoda... Ale przecież może coś da się jeszcze uratować? Na gruzach już tyle zbudowano...

Gdy bowiem popatrzeć na to, co w dorobku ludzkości zostało z konkretów poszczególnych wielkich wydarzeń historycznych, zapewne niewiele by się dało uzbierać. Zawsze ważniejsze są idee od faktów... Wspominając Rewolucję Francuską (której wybuch jedna z wierutnie bzdurnych legend także przypisuje post-templariuszom), pamiętamy zazwyczaj zburzenie Bastylii jako symbol walki z tyranią, Deklarację Praw Człowieka i Obywatela i hasło wolność – równość – braterstwo. Biada tym co odzierają historię z legend! Bo im to pozostanie niewiele – wiedza o Bastylii, że 14 lipca 1789 r. kilkusetosobowy tłum mieszkańców pobliskiej dzielnicy St. Antoine wespół z grupą zbuntowanych gwardzistów królewskich, dysponujących kilkoma armatami wyruszył do ataku na ten, jak uważano, bastion ancienne régime’u. Bastylii broniło 32 słabo uzbrojonych najemnych Szwajcarów i 82 inwalidów, pod dowództwem markiza de Launaya. Pierwszy atak odparto, zabijając przeszło 80 napastników i wielu raniąc. Ściągnięte z miasta dalsze hordy rewolucjonistów, wsparte przez artylerię, podpaliły twierdzę i uczyniły kilka wyłomów w murze, po czym komendant poddał się, otrzymując wraz ze swymi żołnierzami gwarancję bezpieczeństwa. Tłum wdarł się do Bastylii, załogę, mimo gwarancji, bestialsko wymordowano i uwolniono wszystkich więźniów, których następnie triumfalnie obnoszono wokół barbakanu. Więźniów było siedmiu. Jak się wkrótce okazało, 4 z nich trafiło do więzienia za fałszerstwa, dwaj byli chorzy umysłowo, siódmym był pewien młody hrabia, zamknięty w Bastylii niedawno po awanturze z ojcem, oskarżony o kazirodztwo. Fakty te jednak dotarły do nielicznych z rewolucjonistów, jako że natychmiast fałszerzy przewieziono do innego więzienia, wariatów osadzono w zakładzie dla psychicznie chorych w Charentron, a hrabia wrócił na łono rodziny. Tłum przystąpił do burzenia twierdzy, co trwało prawie rok. Większe kamienie z Bastylii zostały użyte m.in. do budowy Mostu Concorde, na mniejszych kierujący rozbiórką majster Palloy dorobił się majątku, sprzedając je jako souvenirs de la Revolution. Hasło Liberté – Egalité – Fraternité zobaczyłem w tej formie po raz pierwszy wydrapane ostrym narzędziem na murze Pałacu Sprawiedliwości i ta dewastacja zabytkowego budynku ocalała przed remontem dlatego, że chuligani przed 200 laty pomarli. A Deklarację Praw Człowieka i Obywatela napisali ludzie, który sami zadali największy w dziejach gwałt prawom człowieka i obywatela, a potem sami zginęli wskutek terroru, jaki w imię wolności rozpętali...

To, co zostało nam z templariuszy jest wysoce niematerialne. Nawet jeśli dotyczy spraw materialnych – jak system bankowy, wynalazek czeków, czy transfer idei z Bliskiego Wschodu do Europy. I w pewien sposób symboliczne jest to, że najciekawsze pomysły na „wykorzystanie” templariuszy mieli literaci i mitomani w wiele lat po śmierci ostatniego Wielkiego Mistrza. Czy ostatniego? Ba! Oto jest pytanie!

Z paryskiego Nowego Mostu, spinającego oba brzegi Sekwany z wyspą Cité, żelaznymi schodami koło pomnika Henryka IV schodzi się na zarośnięty kasztanami cypel wyspy, gdzie znajduje się Square du Vert Galant (Skwer Jarego Zalotnika), co jest aluzją do wesołego trybu życia budowniczego mostu, króla Henryka IV, którego pomnik wznosi się nad wyspą. Na prześle mostu skromna metalowa tablica upamiętnia miejsce, w którym 19 marca 1314 roku wzniesiono stos, na którym spłonął mistrz Jakub z Molay, wraz ze swym towarzyszem Gotfrydem z Charnay, jednym z najwyższych po mistrzu dostojników zakonu. Wszystko zgodnie z regułą templariuszy, w myśl której rycerze musieli podróżować wszędzie w co najmniej dwuosobowych zespołach. Na tamten świat, jak widać, także.

Jeszcze tego samego roku postradali życie wszyscy ci, który dokonali skutecznego zamachu na zakon Ubogich Braci: król Francji Filip Piękny, który zagarnął wszystkie (czy wszystkie? czy jakiekolwiek?) bogactwa zakonu, papież Klemens V, który wyparł się zakonu i uległ presji Filipa oraz Wilhelm z Nogaret, doradca Filipa i główny architekt masakry templariuszy. Czy rzeczywiście była jakaś masakra? Czy poza kilkoma dostojnikami ktoś zginął? Czy zakon naprawdę przestał istnieć?

Fakty i towarzyszące im, a może i przeciwstawiające się im legendy to niekiedy zupełnie różne sprawy. Dzieje zakonu templariuszy to w zasadzie drobny epizod w historii krucjat do Ziemi Świętej. A i one same niewiele znaczą dla historii ludzkości, w dziedzinie faktów, rzecz jasna. Ta barwna plansza w dziejach średniowiecza zdaniem specjalistów konkretnie znaczy niewiele... Jak pisze cytowany przez Bauera mediewista Jacques Le Goff – jedyna korzyść, jaką Europa odniosła z wypraw krzyżowych, to sprowadzenie ze wschodu sadzonek moreli... A o ileż nasza kultura byłaby uboższa bez historii krzyżowców! Nawet Robin Hooda by nie było...

Negliż legendy templariuszy, dokonany na łamach dzieła Martina Bauera to indeks mitów i faktów, spis pytań i odpowiedzi. Pytań, na szczęście, jest znacznie więcej. Dzięki temu literatura na temat templariuszy będzie istnieć dalej. I będę miał co czytać.

-----------------------

Martin Bauer, Templariusze. Mity i rzeczywistość. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2003, tłumaczenie Małgorzata Słabicka. Stron 185.