Maciej Pinkwart

Bohater drugiej świeżości

 

Już sam tytuł nowej książki Artura Péreza-Reverte wywołuje skojarzenia z wieloma innymi opowieściami z cyklu „płaszcza i szpady”: kapitan Alatriste wydaje się być bliskim kuzynem kapitana Fracasse, powołanego do życia przez Teofila Gautiera, a obaj są spokrewnieni z czterema muszkieterami czy wicehrabią de Bragellone. Czas akcji jest ten sam - XVII wiek, środowisko podobne, tylko - co oczywiste w przypadku twórczości Reverte - miejscem akcji jest Hiszpania.

Podobnie jak w innych powieściach tego autora główny bohater narysowany jest wyrazistą kreską i ma ciekawą choć nieco tajemniczą biografię: Alatriste to zawodowy żołnierz, a po demobilizacji - równie zawodowy zabijaka. Dzielnie stawał w potrzebach Hiszpanii w czasie wojen we Flandrii, po czym wrócił do Madrytu i tu żyje jako awanturnik do wynajęcia. Obraca się w kilkuosobowej, ciekawie dobranej kompanii: poeta, jezuita, kawalerzysta, adwokat, aptekarz. Ma pod opieką syna swego komilitona wojennego i ów młodzieniaszek pełni w powieści rolę narratora.

Fabuła jest tak prosta, że można by ją nazwać banalną, gdyby nie kredyt zaufania, jakiego udzielamy tak wybitnemu autorowi, wietrząc w powieści jakiś głębszy zamysł. Oto Alatriste otrzymuje zlecenie napadnięcia na dwóch przybywających do Madrytu angielskich dżentelmenów. Ujęty jednakże ich dwornym obejściem, niesłychaną przyjaźnią i niejasnością zlecenia nie tylko że sam nie wykonuje „kontraktu”, ale przeszkadza w tym swemu wspólnikowi w zbrodni. Napadniętymi, a niedobitymi ofiarami okazują się następca brytyjskiego tronu książę Walii Karol i towarzyszący mu lord Buckingham. Tak, ten sam, który zawdzięczał życie Dumasowskim muszkieterom i postradał je w wyniku spisku wszetecznej Milady de Winter i kardynała Richelieu...

Reverte wprost przywołuje te analogie, zresztą uwikłanie kapitana Alatriste w intrygi między wysokimi urzędnikami dworskimi a Kościołem, tutaj reprezentowanym przez - jakże by inaczej w Hiszpanii! - Świętą Inkwizycję także jest nam znane z Dumasa. Bohater wchodzi między ostrza potężnych szermierzy, ale że widać nie jest podrzędną istotą, wychodzi z tych zmagań z życiem. Na razie przynajmniej.

Bo jak się okazuje, nowa powieść Reverte jest dopiero pierwszą z cyklu przygód dzielnego kapitana. I to jest prawdopodobnie ów głębszy zamysł autora - uwikłanie czytelników w fabularny system ratalny... Pozostaje nam nadzieja, że całe to wywoływanie ducha dzielnego d’Artagnana pozwoli nam na coś więcej niż stwierdzenie, że „Kapitana Alatristre” dobrze się czyta. Ano dobrze, bo przy lekturze  nie przemęczamy się ani skomplikowaną fabułą, ani powikłanymi relacjami między bohaterami, ani wreszcie oryginalnością pomysłów. Papka, którą w swojej książce podaje nam tym razem Reverte jest już bowiem wielokrotnie przeżuta... A i litery w książce duże, jak w powieści dla dzieci lub oszczędzających na okuliście emerytów.

Może choć kilkakrotnie zapowiadany w pierwszym odcinku serialu wątek dziecięcej miłości małoletniego narratora do występnej 12-letniej Angeliki rozwinie się w interesującą perwersję? Ale po prawdzie mało w to wierzę... Perwersja zapowiadana rzadko kiedy jest naprawdę pociągająca...

Byłem kilka lat temu na koncercie, na którym współczesny kompozytor przedstawił cykl menuetów, będących znakomitą imitacją dzieł Mozarta. Publiczność biła gromkie brawa, ale pozostała refleksja: były to tylko dzieła w stylu Mozarta. Czy zatem jest to prawdziwa twórczość, która w swej definicji jest tworzeniem czegoś nowego, czego nie było przedtem? Cóż - ani menuety owego współczesnego Mozarta, ani nowa książka Pereza-Reverte nie są w żadnym wypadku plagiatami: stanowią samodzielne, oryginalne dzieła, ale... Po tych trzech kropkach należałoby zastanowić się nad zjawiskiem epigoństwa w sztuce - ale może odłożymy to do dalszych dzieł hiszpańskiego serialu. Może bowiem dzieje kapitana Alatriste rozwiną się mimo wszystko w jakiś inny, nieznany z Dumasa sposób? A może „Kapitan Alatriste” to Revertowski ukłon w stronę lustra, w którym widać jeszcze odbicie jego własnego „Klubu Dumas”?