Okładka książki Standage'aMaciej Pinkwart

Szklanka w połowie pełna

 

Wśród licznych moich lektur nieobowiązkowych specjalne miejsce zajmują książki popularno-naukowe. I właśnie ostatnio z prawdziwym zainteresowaniem przeczytałem kilkanaście esejów Toma Standage'a, zebranych w tomie Historia świata w sześciu szklankach. Te sześć umownych naczyń napełniają płyny, towarzyszące ludzkości od zarania dziejów, pojawiające się w historii chronologicznie: piwo, wino, wódka i rożne inne destylaty, kawa, herbata i napoje gazowane - w tym przede wszystkim coca-cola. Ciekawe, że napitki owe, raz "odkryte" przez ludzi, weszły na trwale do historii, zaznaczając swój ważny wpływ nie tylko na gastronomię, ale także na politykę. Coca-cola jest tu najlepszym przykładem, ale dotyczy to w niemniejszym stopniu herbaty, a nawet najstarszych używek - wina, czy poznanego już w neolicie piwa.

To właśnie piwo na przestrzeni kilkunastu tysięcy lat zmieniło się najbardziej. Współcześni miłośnicy złotego napoju z pianką pewno nie gustowaliby w gęstym jak jogurt niskoprocentowym białawym płynie, stanowiącym obowiązkowy składnik diety pierwotnych plemion, królów sumeryjskich i egipskich budowniczych piramid. Bowiem wywodząca się z chmielu charakterystyczna goryczka pojawiła się dopiero w średniowieczu (wprowadzano je stopniowo od XII do XV w.); przedtem piwo produkowano tylko dzięki fermentacji zbóż, głównie jęczmienia, prosa czy sorgo. Wino, pijane przez Greków i Rzymian, (a jeszcze wcześniej w starożytnej Mezopotamii…) także nie przypominało bardzo współczesnych trunków, choć tu różnica była tylko w jakości: to antyczne przypominało nasze bardzo amatorskie sikacze… Może dlatego bogowie na Olimpie nie pijali wina, tylko ambrozję?

Stosunkowo najmniej zmieniła się kawa – rzecz jasna, udoskonalono sposób jej parzenia i podawania, zmieniły się główne siedliska lokowania plantacji (ta pierwotna pochodziła wyłącznie z Półwyspu Arabskiego). Ale to właśnie kawa jest najbardziej celebrowanym napojem, mającym może największe znaczenie społeczne. Mankamentem publikacji jest pominięcie wśród owych „szklanek” popularnego wśród Słowian alkoholizowanego miodu, ale autor jest 40-letnim Brytyjczykiem, więc zapewne świat anglosaski i jego zwyczaje są mu najbliższe.

Książka Standage'a warta jest polecenia jako interesujący sposób spoglądania na historię, w którym przechodzi się od szczegółu do ogółu, od drobnych przejawów działań gastronomiczno-obyczajowych do działań, zmieniających historię świata: najbardziej spektakularne z nich to słynna „herbatka bostońska”, kiedy to protest przeciwko protekcjonistycznej polityce celnej Korony Brytyjskiej wobec Kompanii Wschodnioindyjskiej, wyrażony w formie zniszczenia całego ładunku herbaty, przywiezionego na trzech statkach Kompanii, zapoczątkował 16 grudnia 1773 r. cykl wydarzeń, których skutkiem było wypowiedzenie posłuszeństwa Wielkiej Brytanii przez jej amerykańską kolonię i w efekcie – Powstanie Stanów Zjednoczonych Ameryki.

Starożytni Grecy i Rzymianie pijali wino, rozcieńczone wodą, bowiem chodziło im o to, by delektować się smakiem i bukietem, a nie by się ubzdryngolić. Świat arabski wylansował kawę, bo picie wina mogłoby skutkować działaniami, osłabiającymi spójność etyczną i religijną muzułmanów. Codzienna szklaneczka whisky, wypijana zawsze po zachodzie słońca, podtrzymywała wigor imperialistów brytyjskich, choć niekiedy skutkowała podagrą. Coca-cola, zawsze o tym samym smaku, pod każdą szerokością geograficzną wprowadzała mit o czymś, co nazywano american dream.  Warto to może zapamiętać, że cały świat dla różnych powodów pije dla przyjemności rozmaite napoje, w tym alkoholowe. Ale pić i upijać się to są pojęcia z dwóch różnych światów. Piją zadowoleni zdobywcy; upijają się barbarzyńcy i frustraci.

 -----------------------

Tom Standage, Historia świata w sześciu szklankach, tłumaczenie Anna E. Eichler i Piotr J. Szwajcer, Wydawnictwo CIS, Warszawa 2007, 334 ss.