Podróż słonia okładkaMaciej Pinkwart

Słoń w butelce

 

 

Czy można zostać oszukanym przez swoją wielką miłość? Czy osoba, którą darzymy gorącym uczuciem może nas wyprowadzić w pole, albo wręcz nabić w butelkę? Tak, oczywiście. Szczególnie właśnie od osoby obdarzanej wielkim uczuciem oczekujemy, że zawsze będzie dla nas najbardziej atrakcyjna i stale będzie nam przesłaniać resztę świata. Czy jest to możliwe? Nie bardzo. Zwłaszcza, jeśli między nami a obdarzaną uczuciem osobą stanie słoń. Słoń ma wrodzoną tendencję do zasłaniania spraw od siebie mniejszych. Ale tak naprawdę czy jest wiele ważnych spraw mniejszych od słonia?

 

José Saramago, zmarły w 2010 roku portugalski laureat Literackiej Nagrody Nobla, obdarzony niebywałą fantazją, wielkim kunsztem pisarskim i niezwykłą inwencyjnością urzekł mnie przed laty swoimi świetnymi pomysłami, dzięki którym realizował moją ulubioną definicję prozy literackiej: jest to umiejętność opisywania zwykłymi słowami rzeczy niezwykłych. No, zwykłe słowa to prawdę powiedziawszy nie są, bo Saramago ma specyficzny sposób literackiej grafii, ujmujący dialogi w ramy narracji, czy niekiedy pomijający wielkie litery, szczególnie w imionach własnych. Ale gdy przyzwyczaimy się już do tej formy zapisu – wciąga nas fabuła, zawsze rozwijająca wątki wywodzące się z niezwykłego pomysłu, który jest nieprawdopodobny, nieoczekiwany i wywołuje niezwykłe skutki. Ludzie uczą się latać przy pomocy machiny, napędzanej ostatnimi oddechami umierających (Baltazar i Blimunda, wyd. polskie 1993); na skutek najdziwaczniejszych i pozornie niepowiązanych ze sobą zdarzeń Europa pęka wzdłuż Pirenejów i Półwysep Iberyjski spływa dostojnie w przestrzeń Atlantyku, dzięki czemu zerwane zostają wszystkie połączenia Portugalii i Hiszpanii z Unią Europejską, do której właśnie tylko co wstąpiły (Kamienna tratwa, 2003); pracownik pewnego wydawnictwa z chęci zrobienia głupiego figla zmienia jedno zdanie z książki o historii Portugalii, skutkiem czego – wstecz – radykalnie zmienia się rzeczywista historia Europy (Historia oblężenia Lizbony, 2002); nagła epidemia pozbawia wszystkich mieszkańców miasta wzroku, nie poddaje się jej tylko jedna osoba (Miasto ślepców, 1999), potem jednak wszyscy wzrok odzyskują, ale epidemia i zachowanie się w niej ludzi przynoszą drastyczne konsekwencje polityczne (Miasto białych kart, 2009); pracownik archiwów miejskich zagubiony we własnym miejscu pracy odnajduje kartotekę nieznanej osoby a potem poświęca się jej śledzeniu (Wszystkie imiona, 2000); odnalezienie sobowtóra – bliźniaka, stanowiącego alter ego narratora wyzwala w nim najbardziej nieoczekiwane instynkty (Podwojenie, 2002)… Najpopularniejsza na świecie jest powieść Saramago Ewangelia wg Jezusa Chrystusa (1992), po opublikowaniu której został ogłoszony heretykiem i trafił na listę osób najbardziej znienawidzonych przez Kościół Katolicki, co było pewną przesadą, bo poza nadaniem Jezusowi, Marii i Józefowi cech ludzkich i uzupełnieniem – wedle własnej fantazji, choć logicznie z punktu widzenia psychologii i historii – białych kart w życiorysie Nazarejczyka nie było w tym wiele spraw, których literatura nie opisywałaby wcześniej, bez efektów ekskomunikalnych.

No i teraz właśnie, w drugiej połowie października 2012 r. ukazała się w Polsce ostatnia jak dotąd wydana u nas powieść José Saramago – Podróż słonia (w Portugalii w 2008) – przedostatnia napisana przez Noblistę. Świetny język, doskonała narracja, erudycja autorska, tło historyczne pokazane bez zarzutu, w dodatku z mnóstwem odautorskich aluzji do czasów znacznie późniejszych niż opisywane w fabule. Powie ktoś – to mało? To nie wystarczy, by uznać dzieło za wybitne? Ależ oczywiście, wystarczy. Ale od wielkiej miłości oczekujemy, pewno bezzasadnie, że wszystko, co czyni będzie doskonałe. A tu z fabułą jest tak:

Jest rok 1551. Król Portugalii Jan III wpada na pomysł, żeby regentowi Hiszpanii arcyksięciu Maksymilianowi Austriackiemu podarować jako spóźniony prezent ślubny posiadanego przez siebie indyjskiego słonia. Między Portugalią a Hiszpanią trwa kruchy rozejm, ale wojna może wybuchnąć z jakiegokolwiek powodu. Maksymilian flirtuje z luteranami, ich katolickie mości władające Portugalią wiedzą jednak, że mimo tych różnic podtrzymanie pokoju jest sprawą priorytetową. Więc słoń – egzotyczny, apolityczny i areligijny prezent, wyróżniający się wielkością i wyjątkowością – przenosi ową wielkość i wyjątkowość na obdarowanego. Maksymilian godzi się na przyjęcie prezentu i teraz trzeba ów prezent doń dostarczyć, więc słoń z ekipą towarzyszącą wyrusza z portugalskiej Lizbony nad Atlantykiem do hiszpańskiego Validolid, gdzie właśnie rezyduje Maksymilian z młodą małżonką. Regent przejmuje słonia wraz z kornakiem, obojgu zmienia imiona przejmując niejako władzę nad ich duszami, po czym zwierzątko z ich arcyksiążęcymi mościami oraz kompanią wojska wyrusza na wybrzeże śródziemnomorskie piechotą dla słonia i konno dla reszty, potem z hiszpańskiego Roses statkiem do Genui, w poprzek Italii i przez Alpy (tu nawiązanie do Hannibala i jego słoni, które pokonywały tę drogę w przeciwną stronę) do Wiednia. I już, to cała fabuła. Wszystko się w zasadzie udaje, nie wybuchają po drodze żadne konflikty zbrojne, choć kilkakrotnie się zanosi na konfrontację, statki wytrzymują pod ciężarem słonia, karoca książęca tylko raz łamie ośkę, ale nikomu nic się nie staje, lawiny śnieżne tylko grożą, ale nie spadają, kornak naraża się księciu, ale potem zyskuje jego przychylność, na koniec słoń dożywa swoich dni w stolicy Austrii, a kornaka losy pozostają nieznane.

Cóż, danie literackie niewątpliwie smaczne, ale mało pożywne. Jednak ktoś, kogo chcielibyśmy zachęcić do czytania Saramago, powinien Podróż słonia odłożyć zdecydowanie na potem.

Teraz czekamy na ostatnią powieść Portugalczyka, której Polakom jeszcze nie udostępniono – nosi ona tytuł Kain, nawiązuje twórczo do Biblii i zapewne będzie podobnie burzliwie komentowana, jak słynna Ewangelia… Z wyjątków, jakie po angielsku przeczytałem, wydaje mi się ciekawa. Jakkolwiek by nie było – jest to opowieść o naszym najważniejszym przodku: jeśli się nie mylę, nasi prarodzice Adam i Ewa mieli najpierw tylko dwóch synów, Kaina i Abla. Miły Bogu Abel zszedł bezpotomnie, za sprawą wrednego braciszka, mordercy, oszusta i wegetarianina, od którego Bóg nie chciał nawet przyjąć ofiary. I to tego właśnie podleca Najwyższy postanowił rozmnożyć i zaludnić jego potomkami ziemię… Na dodatek, nikt nie miał prawda Kaina zabić. Potem, co prawda,  130-letni Adam spłodził Seta, i to chyba jego potomkiem był Noe, którego Pan wraz z żoną i trzema synami ocalił z potopu. A tych trzech synów potem od nowa zaludniło całą ziemię. Ale imiona linii Kaina i linii Seta są podobne, a niekiedy identyczne. Kto z kim kogo więc płodził  Kazirodztwo kwitło na potęgę, bo alternatywą dla rodziny były małpy w okolicznych krzakach... Więc czemu się tu dziwić, że tak trudno nam idzie walczyć z tą boską genetyką? Czemu skutki tej Boskiej decyzji mogą być dla nas piekielne? Może Saramago nam to powie.

 -------------------------------------------

José Saramago, Podróż słonia (Tytuł oryginału: A viagem do elefante), przekład (doskonały!) Wojciech Charchalis, Wydawnictwo "Rebis", 2012, stron 240. Dostępna także w formie e-booka.