Maciej Pinkwart

Koperta

 

Sztuka epistolograficzna ginie w miarę postępów w komunikacji bezpośredniej. Co prawda, dostałem kiedyś wiersz przesłany serią SMS-ów, ale długiej opowieści na temat tego, jakie lody jadło dziecko w kawiarni już tą drogą chyba nie poślę... Listy do pani Z. pisał kiedyś Brandys, nie on jeden zresztą, ale jako forma książkowo-pamiętnikarska pojawiają się ostatnio dosyć rzadko. W tym większym zainteresowaniem przeczytałem więc książkę Krystyny Jandy „Moja droga B.,”,  złożoną z pamiętnikowych listów wysyłanych przez aktorkę do jej przyjaciółki, z zawodu plastyczki. Listy te ogłaszane były początkowo jako felietony radiowe.

To znakomita lektura, świetnie utrzymana w konwencji gatunku, w którym notuje się nie tylko wydarzenia życia codziennego (jak zawsze, w odniesieniu do wielkich gwiazd – zadziwiające swoją... zwyczajnością), ale i refleksje natury ogólnej, czy notatki na temat ostatnich lektur. Znakomity obraz nieco neurotycznego dnia codziennego zabieganej kobiety, która usiłuje połączyć ogień z wodą – obowiązki zawodowe aktorki z obowiązkami domowymi kobiety – żony, matki, właścicielki domu z ogrodem i tp. Zresztą akurat zawód narratorki ma tu mniejsze znaczenie, bo to zadanie, z pozoru niewykonalne, z którym zmagają się wszystkie kobiety na tzw. stanowiskach. Naturalnie, Janda nie udaje że jej celem życiowym jest ugotowanie mężowi obiadu, zresztą na co dzień ani on, ani ona nie mają czasu na domowe pitraszenie, dziećmi zajmuje się babcia, ale dom i jego sprawy są najważniejszą alternatywą, najsilniejszym kontrapunktem do spraw zawodowych. Autorka nie myli domu z pracą i choć – jak powiada – nie ma co oszukiwać, że dla aktora aplauz publiczności nie jest najważniejszy, to jednak tej publiczności nie szuka wśród domowników...

Jest to książka ogromnie kobieca i niezwykła kobieta ją pisze. Ponieważ adresatką listów także jest kobieta, więc sporo się o kobietach można dowiedzieć. W dodatku – jestem przekonany – jest to wiedza rzetelna i prawdziwa... I my, mężczyźni, po tej lekturze będziemy nieco mądrzejsi. Tylko czy kiedykolwiek wiedza pomogła mężczyznom w ich sprawach z kobietami?

W czasie lektury wciąż przypominamy sobie o tym, że listy do B. pisze największa gwiazda teatru, bo tłem wielu felietonów są teatralne sytuacje: próby i spektakle w „Powszechnym”, sceny w teatrach prowincjonalnych, występy dla amerykańskiej Polonii, przygotowania do zdjęć filmowych, mistyczne spotkania z Modrzejewską... Ale to jest zawodowego, środowiska w którym autorka listów – felietonów przebywa.  Nie ma tu jednak charakterystycznych dla tego środowiska plotek, złośliwości, rozmaitego typu anegdotycznych „alfabetów”, podgrzewających atmosferę w maglu lub środowisku czytelniczek kolorowych magazynów...  Nie ma też mizdrzenia się na zwyczajność, i bardzo dobrze.

Gdzieś tam, na którymś internetowym forum natknąłem się na opinię, że to po prostu inteligentnie napisana autoreklama autorki. Ale bzdura! Krystyna Janda ani reklamy, ani autoreklamy nie potrzebuje żadnej. Jej nazwisko jest od lat symbolem największego, choć specyficznego kunsztu zawodowego i możemy tylko być wdzięczni, że wielka aktorka jest również wspaniałą pisarką. Bo „Moją drogą B,” czyta się jednym tchem, lepiej niż najbardziej wciągający kryminał. Pewno mi tego autorka nie wybaczy, ale jej książkę przeczytałem szybciej niż bym obejrzał niejeden z jej spektakli. I wyniosłem z tego nie mniej przyjemności... Bo książka jest ciekawa, pięknie napisana, autorka używa doskonałego języka i wykazuje wielką erudycję. To cechy w dzisiejszej literaturze wcale nie często spotykane...

Podobnie jak dwie pozostałe książki Krystyny Jandy („Gwiazdy mają czerwone pazury” i „Różowe tabletki na uspokojenie”) tak i listy-felietony wydała zasłużona oficyna WAB. Książka opatrzona jest interesującymi i świetnymi graficznie fotografiami autorki i jej rodziny. Niewielkim, ale irytującym (mnie!) mankamentem jest kiepska czcionka o nadmiernie rozszerzonym kerningu oraz błędy korektorskie – w wielu wyrazach pozostawiono twardą spację – resztówkę po przeniesieniu sztywnego podziału słów z systemu wordowskiego do Page Makera lub innego systemu DTP...

Podziwiam Krystynę Jandę za to, że jej się tyle chce. Teatr i aktorstwo w ogóle, lektury, dom i takie wspaniałe usytuowanie w moim ukochanym, rodzinnym Milanówku, stale aktualizowana strona internetowa z pamiętnikiem w sieci, świetne książki... Kochajmy Jandę, bo niewiele takich mamy.

I postarajmy się znaleźć sobie takiego kogoś, do kogo możemy posyłać swoje życie w odcinkach, w kopercie ze znaczkiem lub bez. No i jeszcze warto mieć takie życie, które nie zmieści się tylko do jednej koperty...