Maciej Pinkwart

Czas śmierciożerców

 

Za oknem mróz tężał w miarę zapadającego zmroku, ale od kaloryfera płynęła fala ciepła. Zamknięty w świetle niewielkiej lampki, odgrodzony kręgiem jasności od grozy otaczającego świata, czekałem na atak śmierciożerców. Gdy przyszli - jak zwykle nie byłem gotowy. Mogłem tylko patrzeć, jak z lasu stron i gąszczu liter wyłania się przerażająca armia Mistrza Nienawiści, by dokonywać spustoszenia na rozkaz Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Wskazówki zegara połączyły się na liczbie dwanaście, gdy odwróciłem ostatnią stronę, odłożyłem książkę i zrobiło się strasznie. Joanno R., dlaczego to zrobiłaś...

Wszystkie książki Joanny Rowling o Harrym Potterze czytałem jednym tchem, im były grubsze - tym szybciej. Szósty tom, Harry Potter i Książę Półkrwi liczy 700 stron, a więc jest ociupinkę „chudszy” od Zakonu Feniksa (955), ale wciąga czytelnika już niemal od pierwszych stron i nie pozwala się oderwać ani na moment. Tym razem akcja jest niezwykle wartka, prawie w całości rozgrywa się na terenie Hogwartu i uczestniczą w niej bardzo aktywnie - poza Harrym i jego najbliższymi przyjaciółmi, Ronem i Hermioną - także inni uczniowie oraz nauczyciele, przeważnie dobrze znani z poprzednich tomów.

Nowy wykładowca, który jak co roku przybywa do szkoły, tym razem nie obejmuje stanowiska nauczyciela obrony przed czarną magią, lecz będzie nauczał eliksirów. Bowiem dotychczasowy wykładowca tego przedmiotu, profesor Severus Snape, realizuje swoje marzenie - pozostawia kociołki i wyciągi z rozmaitych ohydztw, by zająć się czarną magią. To znaczy, ehem, obroną przed czarną magią...

Pod kierunkiem nowego profesora Horacego Slughorna Harry staje się gwiazdą w dziedzinie eliksirów. Ekspertem pomaga mu zostać stary podręcznik dawnego ucznia Hogwartu, który na jego okładce podpisał się jako Książę Półkrwi. Nowością szóstego roku nauki w Hogwarcie jest i to, że Harry zostaje kapitanem drużyny quidditcha i będzie miał poważny problem ze skompletowaniem i pokierowaniem ekipą, reprezentującą Gryffindor. No i poważny problem będzie z Ginny...

W ogóle, sprawy „męsko-damskie” zajmują w Księciu Półkrwi znaczące miejsce, co jest dość oczywiste wobec faktu, że wraz ze zbliżaniem się do siedemnastych urodzin (który to wiek oznacza w świecie czarodziejów dojście do pełnoletniości) pojawiają się nie tylko pryszcze na twarzach, ale i burze hormonalne, a nawet złamane serca... Naturalnie, pewne sprawy można regulować w sposób właściwy dla tego środowiska, na przykład  stosownym eliksirem, ale kto zaręczy, że nadziewane nim czekoladki nie trafią przypadkiem do niewłaściwego adresata i to on zakocha się w nadawcy, a nie osoba oczekiwana? Więc może zostawić sprawy ich naturalnemu biegowi licząc na to, że prawdziwa miłość zawsze zwycięży i będzie podążać do właściwego celu?

Ładne zdanie wygłasza piękna Fleur Delacour, w której kochają się wszyscy chłopcy, ale która ma zamiast wyjść za najstarszego brata Rona - Billa Weasleya. Otóż gdy Bill, wskutek pewnych  dramatycznych zdarzeń ponosi niejaki szwank na urodzie, a pani Weasley wątpi, czy w tej sytuacji Fleur zechce go poślubić - Francuzka z oburzeniem mówi: „A co mi tam jak on wygląda! Ja wygląda tak dobrze, że starczy na oboje!”

Ale ogólnie nie jest dobrze. Lord Voldemort powrócił i co gorsza, odbudował swoją mafię. Śmierciożercy, nieco tylko przetrzebieni przez działalność Ministerstwa Magii i jego aurorów, odbudowują swoją moc i tworzą nowe kadry, sięgając do coraz młodszych roczników. Administracja oficjalna nie daje sobie rady z żołnierzami Czarnego Pana, tym bardziej, że ostateczna broń w walce z ciemną stroną mocy - nieludzcy dementorzy - co do jednego przeszli na stronę Sami-Wiecie-Kogo i wraz z najgorszymi oprychami uciekli z Azkabanu. Przemykają teraz ciemnymi uliczkami Londynu i innych okolic Anglii, czyniąc nieopisane zło. „Prorok codzienny” zamienił swoją pierwszą stronę na rubrykę nekrologów. Hogwart, strzeżony najsilniejszymi zaklęciami, powinien być w zasadzie bezpieczny, ale Harry podejrzewa z uzasadnionych przyczyn, że może być już za późno - że zło jest już intra muros...

Konstrukcja książki jest tym razem niesłychanie zwarta, a jej przesłanie jasne i klarowne jak w westernie. Naturalnie, są tu również elementy „czarnego kryminału”, przy czym rolę detektywa pełni Harry, który wyjątkowo w tym tomie nie jest zwierzyną łowną, choć polowanie śmierciożerców ogarnie i jego. Jedna ze scen finałowych to masakryczna akcja, będąca czarnoksięskim odpowiednikiem finałowych strzelanin w każdym z amerykańskich filmów akcji, ale zamiast karabinów i rewolwerów obie strony grzeją zaklęciami z różdżek, aż tynk leci od rykoszetów...

W tym kontekście ze zdziwieniem odnotowałem kolejne głosy nawiedzonych wrogów „Harrego”, widzących w książce Joanny Rowling apologię diabła i kierowanie dzieci w stronę dewiacji, sekt i wszelakiego zła. No i to, że w książce tej nie ma nic o Bogu, który przecież jest głównym przeciwnikiem Księcia Ciemności, za jakiego uważa się Lorda Voldemorta.

Ale się ktoś szybko zorientował! Krucjata antyliteracka powinna się zacząć o wiele wcześniej. Do spalenia na stosie są przecież z tych samych powodów są całe hektary literatury. Już pomińmy wszystkie bajki o krasnoludkach i sierotkach Marysiach, Kopciuszkach, o komiksach z myszką Miki, z Kaczorami i Donaldami nie wspominając. Ale od Homera i Owidiusza, przez Margaret Mitchell, Tomasza Manna, Josteina Gaardera po Johna Ronalda Reuela Tolkiena, Juliusza Verne’a, Antoine'a de Saint-Exupery i Olgę Tokarczuk literatura świecka szła sobie swoją drogą, nie naprzykrzając się Panu Bogu i postępując zgodnie z biblijną zasadą oddawania cesarzowi co cesarskie, a Bogu co boskie - a nie na odwrót, jak by chcieli niektórzy. Mieszanie sacrum i profanum zawsze prowadziło do auto-da-fé...

Zadziwiające, jak głupi bywa owczy pęd. Większość osób, którzy stawali wobec mnie na udeptanym polu i gotowi byli rzucić na mnie jeśli nie zaklęcie Avada kedavra, to przynajmniej Cruciatus (co byłoby jak najbardziej stosowne na ICH miejscu) - Harrego Pottera nie czytała, pewno bojąc się, że książka sama rzuci na nich urok. Ale myślę, że niemiecka pani teolog o wdzięcznym nazwisku Gabriele Kuby musiała książki Joanny Rowling czytać, jeśli napisała dzieło Harry Porter dobry czy zły, a nawet uzyskała dlań rekomendację kardynała Josepha Ratzingera (na okładce wydawca umieszcza oszukańczo, że jest to rekomendacja papieża Benedykta XVI, choć cytowany liścik ówczesnego przewodniczącego kongregacji do spraw doktryny wiary pochodzi z marca 2003 roku; niby drobiazg, ale jednak kłamstewko...). W Polsce książkę Kuby wydało w tym miesiącu Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne POLWEN, i dla tego wydania dopisano specjalny rozdział zatytułowany „Papież Benedykt XVI ostrzega przez Harrym Potterem”. Papieskie ostrzeżenie (na przeszło dwa lata przed wyborem...) brzmi: Dziękuję bardzo za pouczającą książkę. Dobrze, że wyjaśnia pani sprawę Harry'ego Pottera, ponieważ jest to subtelne uwiedzenie, które oddziałuje niepostrzeżenie, a przez to głęboko, i rozkłada chrześcijaństwo w duszy człowieka, zanim mogło ono w ogóle wyrosnąć. Nie będę tu dyskutował z alogicznością tej wypowiedzi, nie o nią tu bowiem chodzi. Oto spisany przez autorkę antypotterowski dekalog:

 

1. Harry Potter jest globalnym długofalowym projektem, którego cel stanowi zmiana kultury. Próg obronny przed magią jest w młodym pokoleniu systematycznie niszczony. W ten sposób do społeczeństwa wdzierają się siły, które chrześcijaństwo kiedyś pokonało.

2. Hogwart, szkoła magii i czarodziejstwa, jest zamkniętym światem przemocy i grozy, przekleństw i uroków, ideologii rasistowskiej i ofiar krwi, obrzydliwości i opętania.

3. Harry Potter nie walczy ze złem. W każdym kolejnym tomie coraz bardziej staje się widoczne jego podobieństwo do Voldemorta, który jest uosobieniem zła. W tomie piątym Harry zostaje opętany przez Voldemorta, co prowadzi do zniszczenia jego osobowości.

4. Świat ludzi jest poniżany, świat czarodziejów i czarownic gloryfikowany.

5. Nie ma żadnego pozytywnego transcendentnego wymiaru. To, co nadnaturalne, jest wyłącznie demoniczne. Boskie symbole są wynaturzone.

6. Harry Potter nie jest nowoczesną baśnią. W baśni czarnoksiężnicy i czarownice są jednoznacznie złymi postaciami. Bohater uwalnia się z ich mocy przez doskonalenie się w cnotach. W Harrym Potterze nie ma nikogo, kto pragnie dobra.

7. Czytelnik jest konsekwentnie pozbawiany umiejętności odróżniania dobra od zła. Dokonuje się to przez emocjonalną manipulację i intelektualny zamęt.

8. Wykroczenie wobec młodego pokolenia stanowi to, że zwodzi się je z taką łatwością magią i wypełnia się jego wyobraźnię obrazami świata, w którym rządzi zło. Świata, który nie tylko jest bez wyjścia, ale w którym warto pozostać.

9. Każdy, komu zależy na różnorodności poglądów, powinien bronić się przed masowym zaślepieniem i dyktaturą opinii, narzucanych przez gigantyczną akcję multimedialną.

10. Wiara w kochającego Boga jest wypierana przez natłok magicznych obrazów, dlatego szkolna indoktrynacja Harrym Potterem stanowi atak na wolność religijną. Powinno się odmawiać udziału w szkolnych imprezach potterowskich z powodów religijnych i ze względu na sumienie.

 

Doprawdy, polemizowanie z tymi andronami wydaje się poniżej godności kogokolwiek, kto umie czytać i myśleć. Warto tylko po prostu przypomnieć, że Harry ocalał przed Voldemortem dlatego, że z miłości do dziecka poświęciła się dlań jego matka. Że miłość i przyjaźń to codzienny świat Harrego i jego najbliższych kolegów, a nienawiść i agresja to ideologia tych, z którymi ci młodzi ludzie walczą, wspierani przez najwybitniejsze autorytety. Że w świecie czarodziejów nie ma papierosów ani narkotyków, a po wejściu na peron 9 i ¾ znikają idiotyczne programy telewizyjne, gry komputerowe i inne ogłupiacze. Tam, w Hogwarcie, naturalnie są obecne wszystkie wady i zalety ludzkie, bo w istocie rzeczy świat czarodziejów jest taki sam, jak świat mugoli, tyle tylko, że wyposażony jest w inne akcesoria. Na szczęście, wbrew temu co pisze pani Kuby i jej propagatorzy - podstawowe wartości, mają tam co najmniej takie same znaczenie jak gdzie indziej - są tacy, co je szanują, tacy, co je odrzucają i tacy, którzy ich nie rozumieją. Ci ostatni na ogół reagują agresją. Zadziwiające jest to, że to właśnie Harry Potter jest dla przedstawicieli opcji, reprezentowanej przez niemiecką teolożkę groźny, i jemu poświęca swą uwagę dostojny rekomendator, pomijając dziesiątki tysięcy horrorów, thrillerów, pornosów, wszystkie love stories Harlequina, powieści Thomasa Harrisa o psychologu, lubującym się w ludzkich wątróbkach, bajki o Kopciuszku, Indianach i o Jamesie Bondzie.

Może Harry jest groźny, bo po prostu jest dobry? Może potrzeba nam reaktywować Zakon Feniksa, bowiem śmierciożercy i Czarny Pan zmienili kostiumy i nadal atakują tak proste i zwyczajne rzeczy jak miłość, przyjaźń, lojalność i... poczucie humoru? Ale proponuję, żeby się tym za bardzo nie przejmować: po prostu wyobraźcie sobie panią Kuby, poczęstowaną Fasolkami Wszystkich Smaków Bertiego Botta, najlepiej takimi o smaku goblinowym...