Maciej Pinkwart
Recepty nie będzie
Poezja to umiejętność niezwykłego
mówienia o rzeczach zwykłych. Poetą jest człowiek (nie
jest, bo poetą tylko się
bywa), który umie przy pomocy
odpowiednich środków wyrazu wywoływać emocje, odkrywa nowe światy estetyczne i
przede wszystkim ma coś do powiedzenia. To wszystko można dostać w najnowszej
książce Krzysztofa Kokota. Bez recepty.
Nie jest to tomik jednorodny,
zarówno pod względem treści, jak i formy. Zawarte w nim wiersze pochodzą z
ostatnich lat twórczości autora, znanego na gruncie podhalańskim (a i śląskim, o
czym za chwilę) raczej z utworów pisanych w formie niejako klasycznej:
rymowanych, zazwyczaj porządnie zrytmizowanych, lirycznych lub dowcipnych. Są i
takie utwory w tomiku Bez recepty,
niektóre ładne, niektóre jak na mój gust „zbyt ładne”, co oznacza w tym
przypadku zabieganie o dobór rymu za wszelką cenę – niekiedy za cenę składni czy
treści. Ale – i to novum w stosunku
do pierwszego tomiku (Daj mi talent,
2007) – w obecnej publikacji wydają się przeważać wiersze pod względem
estetycznym inne, już uwolnione z ciasnych gorsetów formalnych, w których
dochodzi do głosu czysta poezja, żywiołowa (choć skrywana niekiedy pod maską
doświadczonego przez życie „podmiotu lirycznego”) emocja i nostalgiczna liryka.
To, moim zdaniem, najmocniejsza strona tomiku, w dodatku treściowo bardzo
rozległa: od introwertycznych opisów własnych stanów psychicznych, przez
refleksje nad życiem społecznym i historią, aż po zadziwiająco wyprane z tanich
zachwytów notacje wzruszeń z podróży po tropikach. Ale i w części, nazwijmy to –
klasycznej, między wierszami o dokładnych aż do bólu zębów rymach i łupankach
rytmicznych jak z ballady dziadowskiej (jest ich, uczciwie mówiąc, zaledwie
kilka), pojawiają się teksty, które można pokazywać uczniom literatury jako
przykłady poezji nowoczesnej, gdzie autor stosuje rymy mocno przybliżone, zabawy
fonetyczne, muśnięcia echem podobieństw sylabicznych – och, jak mi się to
podoba! Choć niekiedy są to tylko fragmenty wierszy, zaledwie drobiazgi
formalne, ale przecież świadczą o doskonałym opanowaniu kunsztu poetyckiego.
Wszakże najwięcej poezji par excellence
znajduję w tych właśnie tekstach, takich jak jesiennie melancholijny wiersz
Stare kobiety:
Po przedawnieniu win
z szóstego przykazania
masochistycznie
wcierają w wiotką skórę
kosmetyki nadziei
utwierdzając się wzajemnie
w atrakcyjności wina
i starych znaczków pocztowych
z cienia wychodzi
tęsknota za czasem estrogenów
na podołku kosz
zasuszonych owoców macierzyństwa
wzrok wiodą
ku odlatującym bocianom
zapomniane, niekochane
kokietują starość
czekają na jałmużnę kłamstwa
byle jakiego
Ostatnia część tomiku poświęcona
jest wierszom w gwarze śląskiej i tu poddaję się zupełnie, bo są dla mnie przez
to tylko częściowo zrozumiałe. Formalnie należą do tego pierwszego, tradycyjnego
nurtu, choć z ich treści wynika nie tylko przywiązanie do rodzinnej ziemi
autora, lecz także do dominujących tamże uczuć. Krzysztof Kokot psychicznie jest
jedną nogą na Śląsku, i tu go – jako
Mazowszanin - dobrze rozumiem, bo okolice, skąd się wywodzimy kojarzą się nam z
czymś bezpowrotnie utraconym – młodością,
która nie chciała się z nami na stałe zamieszkać na Podhalu. Poza tym większość
z nas, przybyszów, odczuwa, że tutaj, gdzie przyszło nam spędzić większość
dorosłego życia, jesteśmy wciąż może nie tyle obcy, ale
nie swoi. Specyfika Podhala i jego
demonstracyjnej inności skłania do takich właśnie refleksji: my, wywodzący się
skądś – TAM jesteśmy postrzegani jako swoi, ale wyeksportowani, TU – jako obcy,
choć zaimportowani. Już nie wiadomo, co gorsze… Ot, jak pisze Krzysztof Kokot w
wierszu Krzok:
Tutejsze kanony nierychliwe,
Jedno życie bywa mało!
Jeszcze trącę obcym.
Nie zachwycają mnie w książce rysunki (Ewa Pisecka-Kudłacik), bo są zbyt dosłowne, zbyt bezpośrednio ilustrujące – nie ma w nich tego poetyckiego nastroju, który podoba mi się w większości wierszy. Ale ani na dobry wiersz, ani na jego komentarz graficzny nie ma jednego, sprawdzonego przepisu. Po prostu – trzeba tworzyć. Bez recepty.
---------------------------------------
Krzysztof Kokot.
Wiersze. Bez recepty, wydawca Marcin Ozorowski, Nowy Targ 2010, stron 124.