Maciej
Pinkwart
Wysiadka
Najklasyczniejszy kryminał: ograniczona przestrzeń – wyspa w
czasie burzy, dom zamknięty na cztery spusty, pędzący pociąg; niewielka liczba
bohaterów, a wśród nich przestępca, detektyw i świadkowie, wszyscy – z wyjątkiem
detektywa – mają motyw, sposobność i możliwość popełnienia przestępstwa.
Zazwyczaj morderstwa, bo o mniejszych deliktach nie warto pisać książek.
No to wyobraźmy sobie, że miejsce przestępstwa znajduje się
przeszło czterysta kilometrów nad Ziemią, którą piętnaście i pół raza na dobę
okrąża z prędkością prawie 28 tysięcy kilometrów na godzinę. Znajduje się tam
sześcioro ludzi: dwóch Rosjan i czworo Amerykanów, w tym kobieta polskiego
pochodzenia, która jest dowódcą jednostki. A jednostką tą jest ISS –
Międzynarodowa Stacja Kosmiczna.
Znane, już niemal anegdotyczne powiedzenie Houston, mamy
problem! pojawia się początkowo w wersji odwrotnej: to Houston powiadamia
astronautów o tym, że na Słońcu właśnie zaobserwowano bardzo silny rozbłysk,
który oznacza wyemitowanie przez naszą gwiazdę strumienia fotonów o wielkiej
mocy, który w postaci tzw. wiatru słonecznego pędzi w stronę Ziemi. Nawet na
planecie, chronionej przez atmosferę, promieniowanie jonizujące może powodować
poważne zakłócenia w komunikacji elektronicznej, zaś w Kosmosie jest wprost
niebezpieczne dla zdrowia, a nawet życia ludzi. Astronauci muszą na jakiś czas
powyłączać systemy łączności i schronić się w środkowej, najlepiej
zabezpieczonej części stacji. Zasadniczo ani im, ani samej ISS nic nie powinno
grozić, ale nigdy nie wiadomo... Lucy Poplasky wydaje odpowiednie zarządzenia.
Teoretycznie kobieta dowodzi całą załogą, ale w praktyce część
rosyjska jest całkowicie autonomiczna. Nie wiadomo co się tam dzieje i jak
zachowuje się dwójka Rosjan w czasie, gdy Amerykanie nie mają z nimi kontaktu –
tak też autor prowadzi narrację. Ta separacja dwóch części Stacji połączonych ze
sobą czymś w rodzaju śluzy to dla mnie informacja, dekonstruująca moje
wyobrażenie o kosmicznej współpracy międzynarodowej: dotychczas byłem
przekonany, że międzynarodowa załoga ISS to zgrany zespół wspólnie działający i
realizujący wspólne zadania, dzielący się na grupy specjalistów, a nie na bloki
polityczne. Niestety, tak nie jest. Jakub Szamałek osadza akcję swojej powieści
współcześnie, w czasie pandemii i początków prezydentury Joe Bidena, tuż przed
agresją Rosji na Ukrainę – w czasie koncentracji wojsk na granicach. To ma też
wpływ na atmosferę na stacji.
Po alarmie, wywołanym emisją słonecznego promieniowania sytuacja
wydaje się opanowana, jednak po chwili przyrządy przekazują do Houston dane, z
których wynika, że zwiększyła się ilość amoniaku w powietrzu na stacji.
Niewiele, w zasadzie w granicach błędu pomiaru, ale zawsze jest to sygnał do
sprawdzenia. Niebawem okazuje się, że nie jest to błąd, że stężenie pomalutku,
ale rośnie. Nie grozi to na razie astronautom, ale nie wiadomo, jak będzie w
przyszłości. Sytuacja jest tym poważniejsza, że amoniak jest w części
amerykańskiej stosowany do chłodzenia stacji, czujniki wykazują, że instalacja
jest szczelna, więc to nie tu jest przeciek, ale nie wiadomo, czy same czujniki
nie zostały uszkodzone przez wiatr słoneczny. W sytuacji potencjalnego
zagrożenia pojawiają się konflikty między członkami załogi amerykańskiej –
kobieta-dowódca nie jest akceptowana przez byłego wojskowego, typowego macho-trumpistę,
który w dodatku z pogardą traktuje czarnoskórego botanika – geja, czwartym
członkiem niedobranego kwartetu jest kosmiczna turystka-miliarderka,
programistka w Dolinie Krzemowej, która udział w ekspedycji sobie kupiła, a
teraz od kilku miesięcy cierpi na chorobę morską. Konflikty – o których
dowiadujemy się tylko z opisu ich skutków – są też między obydwoma Rosjanami, z
których jeden jest naukowcem, a drugi – byłym oficerem służb specjalnych. No i
między Rosjanami a Amerykanami. Sytuację komplikuje też nieoczekiwany wątek
erotyczny, który rozwinął się na Stacji przed laty, a którego finałowa
realizacja była dość trudna, a już na pewno nie satysfakcjonująca w warunkach
mikrograwitacji – jak teraz nazywa się stan nieważkości.
Książka Jakuba Szamałka Stacja to nie tylko doskonała
powieść sensacyjna, ale także fascynujące źródło informacji o funkcjonowaniu
Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, o których przeciętny czytelnik, tak jak ja,
zapewne nie miał dotychczas pojęcia. Autor – jak sam pisze w posłowiu – dokonał
niebywale skrupulatnych studiów nad strukturą, budową i zasadami działania ISS,
sięgając do dostępnych, ale niezbyt popularnych źródeł informacji. Mimo, że w
książce jest pełno technikaliów, ani przez chwilę nie nudzi, czemu służą m.in.
nieoczekiwane zwroty akcji i narastające napięcie dramatyczne. Rusztowaniem
powieści, jej podstawą konstrukcyjną jest przesłuchanie, jakie po zakończeniu
misji toczy się przed komisją specjalną z udziałem fachowców i polityków, na
żywo transmitowana przez różne telewizje. Trochę to przypomina – ale tylko
trochę – opowiadanie Stanisława Lema Rozprawa. Tylko u Lema była to
swojego rodzaju konfrontacja między człowiekiem, pełnym wahań, problemów
psychologicznych, omylnym i niedoskonałym, a dopracowanym w najdrobniejszych
szczegółach robotem, który w krytycznym momencie zawodzi, tu zaś w obliczu
problemów technicznych konfrontują się ze sobą ludzie. Może trochę zbyt
niedoskonali, może – by tak rzec – przepsychologizowani, ale zapewne dość
typowi: niekoniecznie dla środowiska zdobywców Kosmosu, ale na pewno dla
ludzkości o wysokim stopniu techno-cywilizacji, rozdartej między podstawowymi
instynktami nagiej małpy a ludzkimi dodatkami do tabletów, czujników
elektronicznych i komunikacji internetowej. Sama akcja toczy się oczywiście na
Stacji Kosmicznej, ale także w centrum kontroli lotów, w domu męża Lucy, Nate’a
i ich córki Elizy oraz w pracy i w domu Steve’a Ayersa, wicedyrektora Centrum
Kontroli Misji do spraw lotów załogowych.
Jedynym z bohaterów, który wydaje mi się zbyt przerysowany, zbyt
neurotyczny i zbyt labilny emocjonalnie jest mąż głównej bohaterki, przez jej
bezkompromisowe dążenie do stałego rozwijania swej kariery astronautycznej
skazany na rolę nieco nieporadnego babysittera, miotającego się miedzy
supermarketem, szkolnymi i pozaszkolnymi zajęciami córki i komputerem, przy
pomocy którego realizuje swoje małżeństwo z kapitanką stacji kosmicznej, wciąż
przerażony tym, co może się zdarzyć i przygnębiony tym, co się zdarzyło.
Jestem przekonany, że powieść Stacja zainteresuje nie
tylko pasjonatów kosmicznej ekspansji człowieka, a choć na pewno nie jest to
utwór z gatunku science fiction – jej lektura da nam kolejną okazję do
zastanowienia się nad kondycją człowieka wobec narastających zagrożeń ze strony
– techniki? Nie, jak zawsze – ze strony innych ludzi, a niekiedy ze strony nas
samych.
-------------------------
Jakub Szamałek, Stacja, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa
2023, 250 stron